22 lipca 2011

Przygody polskich żołnierzy na frontach II Wojny Światowej

Wiem, wiem, wysyłałem już poniższy cykl w przestrzeń Siaty. Ale, jako że ostatnio kolega J. wspomniał go sympatycznymi słowy, postanowiłem umieścić go i tu, na blogu. Zresztą, "skąd wziąć dziś nowy tekst?".
Pierwsze limeryki dosłownie spłynęły mi z pióra w pewien samotny wieczór na mostku kapitańskim.
A ponieważ lubi się komplety o okrągłej liczbie, dopełniłem cykl do okrągłej dziesiątki. Niestety, chyba dlatego, ostatnie z nich wydają się napisane troszeczkę na siłę.
Zatem - znów dla ćwiczenia w samoograniczeniu - publikuję okrągłą szóstkę spośród dziesięciu.
Przypomnę żelazne zasady gatunku: rymy AABBA, specyficzna metryka, nazwa geograficzna kończąca pierwszy wers, obscena.


Polskie wojsko we Coëtquidanie
udawało się społem na panie.
Tylko jeden generał
siedział smutny i wzbierał
żal w nim, że mu nigdy nie stanie.

Podhalańczyk nad fiordem w Narviku
pań zaliczył po prostu bez liku.
Choć był chudy i mały,
wszystkie mu się oddały,
że aż w biodrach nabawił się tiku.

Polskie wojsko w uzbeckim Taszkiencie
miało tak niesłychane wręcz wzięcie,
że gdy każdy tam wojak
prężył oręż, to „sto lat”
mu śpiewano i robiono zdjęcie.

Polski żołnierz zaraz po Lenino
z krasawicą se mężnie poczynał.
Choć o czynach Stalina
wciąż jęczała dziewczyna,
kiedy Janek-bohater ją dymał.

Polski żołnierz brał raz w Edynburgu
sekretarkę burmistrza na biurku.
Ona, w szczycie ekstazy,
miejską pieczęć dwa razy
mu odbiła - na zadku i siurku.

Gdy generał nasz Maczek wziął Bredę,
każdy żołnierz też wziął coś dla siebie:
ten blondynę, ten rudą,
tamten szczupłą, ten grubą...
Wyzwolone były, i w siódmym niebie.

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...