30 grudnia 2016

Podróż do jądra Polski 2 / „Odbudowa polskiego miasteczka”

Po co właściwie jeździłem do wyimaginowanego jądra Polski?

Praimpulsem były zdjęcia przypadkowo natknięte w internecie. Tak, czasem chadzam w tym labiryncie cudów i bzdury.


25 grudnia 2016

Zima

Zima? O, tak.
Persefona znikła pod ziemią, Demeter płacze i siwieje z rozpaczy. Na ludzi pada w zastępstwie słońca blady strach i rzuca szare, rozmazane cienie. Dzień przemija szybko, coraz szybciej, jak czas dzielący tę chwilę od ostatecznego kresu. Wiosną - jeśli jeszcze będzie - wszystko odmarznie i zgnije.

Z dedykacją dla oszukanych przez los, zdradzonych przez życie i zamordowanych przez czas:


(uwaga! prezentowany materiał zawiera rock progresywny)





20 grudnia 2016

Babie lato

Dziś chyba oficjalnie kończy się jesień. Z tej okazji - albo i bez niej - uźrzyjmy, jak może wyglądać jesieni początek. Nazywa się to czasem babie lato i słusznie, bo lepsze takie niż żadne.






Przed nami, mañana, najkrótszy dzień w roku. To też dobrze. Mehr Licht!
Najgłupszy dzień w roku, głupszy od najmądrzejszego, ufajmy, również za nami.





6 grudnia 2016

Dziadostwo

Ściślej mówiąc: pradziadostwo, a nawet prapra... babkostwo.

Otóż zaonegdaj, w trakcie przeglądania archiwaliów w Państwowym Archiwum Szpargałów w X., wyskoczyły nieoczekiwanie na widok własny niecodziennie frapujące, w formie urzędowych odpisów, dokumenta z życia - i nieżycia - osobistej własnej rodziny piszącego te słowa.

Nawiasem mówiąc, ciekawym zjawiskiem jest powszechna infantylizacja użytkowanych dawniej nazw rodzinnych, jak: dziad, babka, wuj itp.
Rzadko kto zwraca się do lub mówi o swoich przodkach & krewnych w ten sposób. Obowiązuje upupiony mocno dziadek, babcia, wujek...

Nr 1

Zamierzchłe świadectwo urodzenia pradziada a jednocześnie świadectwo mej niezaprzeczalnej warszawskości odpokoleniowej.
Nie jest ona - od razu spieszę nadmienić - jako rzecz z natury przypadkowa jakimś szczególnym przyczynkiem do (źle pojętej) chwały, ale pewnego rodzaju rzepem emocjonalnym sczepiającym emocjonalnie moje ja z tym brzydkim i śmierdzącym miastem (ale innych u nas nie ma). Na podobnych zasadach działa wszak elementarny patriotyzm ogólnokrajowy.

A więc pradziad Władysław urodził się w roku 1884, na ulicy hr. Berga (!). A świadkiem chrztu był m. in. niepiśmienny (!) obywatel Skierniewic (bliżej, i dalej, nieznany). Można zauważyć też, że chrzczone było średniopóźne dziecię.


Nr 2

Wzmiankowana wyżej matka Agnieszka wyżej chrzczonego odeszła z tego łez padołu w roku 1932 na stacji Tutowicze, co zaświadcza proboszcz z Sarn (Saren?). A więc myliłem się, pisząc w relacjach z Ukrainy, że nie mam związków rodzinnych z Wołyniem. Teraz okazuje się, że w rzeczonych Sarnach spoczywa moja praprababka, albo przynajmniej szczątki jej szczątków, atomy...

Co ją swoją drogą na ten Wołyń zagnało? Wakacje? Biznes?? Już się nie dowiem...


Nr 3

Dokument szczególnie wzruszający, bo - po pierwsze - dotyczący osoby, którą miałem zaszczyt znać osobiście, czyli mego dziada; po drugie - z uwagi na miejsce jego chrztu, jako syna obywateli Mokotowa (!), wyżej już wyświadectwowanego Władysława oraz Teofili z ...skich, lat 19 (!). Miejscem tym jest bowiem kościół parafialny świętego Michała, gdzie i mnie bez mała siedemdziesiąt lat później ochrzczono! (Choć co prawda świątynia istnieje dziś w innej, niż na początku XX wieku, formie). A żeby było już zupełnie rodzinnie-nadskarpowo, to i Em. udzielono w tym samym miejscu owego sakramentu...

Przypadek? Tak.






Ot, ciekawostkowe archiwalia stanowiące przyczynek do zgłębiania własnego drzewa ginekologicznego oraz zagłębiania się w żywą historię żywych ludzi, choć nieżyjących, oraz żywego miasta, choć przytrutego.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...