31 sierpnia 2012

25 sierpnia 2012

Kortrijk - beginaż nr 2 i Bitwa Złotych Ostróg


Wszystkich miłośników starorzeczy zapraszam na spacer po beginażu w Kortrijk.
Czym są beginaże, jużem pokrótce opisywał. Beginaż dzisiejszy jest jednym z najstarszych (co jest obiektywne) i najbardziej malowniczych (co jest subiektywne). Został założony w 1238 roku przez hrabinę Flandrii Joannę, córkę jednego z wodzów tej krucjaty, która, zamiast zwalczać Saracenów, się omskła i zdobyła Konstantynopol.




Kliknięcie na obrazek powiększy go (o czym przypominam i do czego zachęcam), najlepiej za pomocą pokrętła w myszce. Chyba, że ktoś posługuje się jakimś czerstwym Makiem. Poniżej planik ukazujący usytuowanie beginażu w tkance miejskiej, który znalazłem w siacie, i do którego wszelkie prawa należą do nieznanego mi posiadacza wszelkich praw do planiku. Ale mam nadzieję, że to gratka dla wielbicieli map i planików, do których sam się zaliczam (do wielbicieli, nie do map i planików).

Z czego Kortrijk (po francusku Courtrai, nie mylić z Tournai, po niderlandzku Doornik), poza beginażem, oraz kilkoma innymi zabytkami słynie? Słynie z rozegranej nieopodal bitwy, zwanej Bitwą Złotych Ostróg (Guldensporenslag). Było to w roku 1302, kiedy starli się rycerze króla Francji pragnącego podporządkować sobie Flandrię z mieszkańcami tejże, pragnącymi zachować niezależność (jak zwykle poszło o pieniądze). Bitwa była wygrana przez mieszczańsko-chłopskie pospolite ruszenie, które wciągnęło w zasadzkę ciężką jazdę francuską wciągniętą z kolei następnie przez niderlandzkie błoto.

Po bitwie - podobno - usłano posadzkę kościoła NMP (którego sylwetka widnieje i na powyższych zdjęciach, a na planie jest mniejszą z dwóch plam sakralnych) ostrogami poległych Francuzów. Złote pewnie raczej one nie były, ale faktem jest, że zawodowi rycerze - nie byle kto w hierarchii średniowiecznej - ulegli byle komu: pospólstwu, plebsowi i chamom. Nie było to bez wpływu na sposoby prowadzenia bitew (rola piechoty). Poza tym, tak - ładnie brzmi.
Bitwa Złotych Ostróg jest do dziś dla Flamandów tym, czym dla nas Grunwald - zwycięskim epizodem budującym tożsamość narodową i pompującym patriotyczne ego: "proszę, oto nikt się nie spodziewał, a daliśmy im łupnia".

Bitwa była kluczowym momentem powstania ludowo-mieszczańskiego zapoczątkowanego w Brugii, głównym ośrodku miejskim Flandrii. Bunt był wymierzone przeciw francuskiej dominacji. Znamienna jest historia, która głosi, że spiskowcy brugijscy wyrżnęli francuską załogę miasta posługując się testem językowym. Gardło dawał każdy, kto nie mógł powiedzieć prawidłowo po (staro)flamandzku "Scilt ende vrient" (tarcza i przyjaciel). Ha? Cóż to nam przypomina? Soczewica, koło, miele, młyn! Zdumiewające, jak powszechne dla średniowiecznej Europy były nawet miejskie legendy...





22 sierpnia 2012

Kościół w Lutkówce

Po prostu. Oto kościół w Lutkówce. Co prawda, "ludzie nie chcą oglądać zdjęć kościołów...", ale przecież trzeba dać co jakiś czas upust Ekshibicjonizmowi Eklezjalnemu. Co robić? Kościoły to zjawisko dużo częstsze niż nadzy ludzie, i relacja plus-minus dziesięć do jednego obydwu zjawisk w tym blogu ogólny ten stan odzwierciedla.

Co do kościoła w Lutkówce koło Mszczonowa, województwo mazowieckie, dawniej skierniewickie, dawniej warszawskie, dawniej mazowieckie, to jest świątynią drewnianą, zbudowaną w pierwszej połowie XVIII stulecia. Aneksy przy prezbiterium dodano w początku ubiegłego wieku. Jednolite oszalowanie całości (prócz tego, że nawa i prezbiterium wzmocnione są pionowymi lisicami) sprawia, że niczym te dodatki się nie odróżniają od reszty. Warto zwrócić uwagę jak skromna i prosta to budowla, której jedną ozdobą jest tylko sygnaturka, a jednocześnie tak harmonijna i szlachetna, że w ogóle non plus ultra.


Łatwo też wyobrazić sobie, że aneksy prezbiterium to zwykły dom "wszczepiony" w bryłę kościoła. Tylko, że coś takich domów nie ma. Ludność krajowa woli bowiem pseudopałace, pseudobungalowy albo na odwrót - pseudonowoczesne pseudopudła.

Od tego wszystkiego mąci się w głowie, aż można mieć widzenie Pana Jezusa w przykościelnym gaju.






20 sierpnia 2012

O, drogo...

Jeszcze jeden wpis kontynuujący odwieczny wątek autostrad i autostradyzacji kraju.
Pytanie: z czego (między innymi) buduje się w Polsce autostrady?


Odpowiedź: z forsy.
Zgodnie z zapowiedzią przeprowadzone zostały dopiero co badania terenowe dotyczące wpływu drogi szybkiego ruchu na rozdwojenie jaźni i skutków pęknięcia mikrokosmosu ludności mieszkającej po jej jednej lub po jej drugiej stronie.


Efektem ubocznym - a w efekcie pierwszorzędnym - tych badań było stwierdzenie w glebie tworzącej nasypy wiaduktów trasy A-2 lubych barw Skróconego Pocztu Władców Polski, znanego pod nominałami 10, 20, 50, 100... złotych. W postaci - obfitej co prawda, lecz jednak niestety - mielonki.


Wniosek: dlatego proces inwestycyjny jest tak drogi, a drogi powstają tak powoli - PWPW nie nadąża z drukowaniem banknotów na nasypy autostradowe.




***
Z zupełnie innej beczki: 
Przy okazji pierwszego wpisu po powrocie z wakacji autora blogu, jeśli ktoś jest ciekaw, jak je spędzał autor blogu, autor blogu zaprasza do obejrzenia krótkiego filmowego materiału reportażowego z tegorocznych wakacji autora blogu.





17 sierpnia 2012

15 sierpnia 2012

13 sierpnia 2012

Rio de janeiro

A konkretnie - Bzura u ujścia Bzury.




A to jest, nie da się ukryć, fotoblog. Tak się porobiło. Ale, jak powiedział Andrzej Warchlak, "w internecie każdy może przeżyć piętnaście minut".
Na co ja powiedziałem: "Owszem, można osiągnąć sławę w piętnaście minut. Lecz droga powrotna może zająć piętnaście lat!". Na co on: "taaak?". Właśnie taaak. I głowy lecą! Same.





9 sierpnia 2012

Smok podwarszawski

Oto obiecane historie o Smoku podwarszawskim.

W samym początku wakacji - pod tym terminem rozumiemy starożytny okres przerwy szkolnej, czyli lipiec-sierpień - w totalnie upalny i upalnie totalny dzień wypuściłem się na wycieczkę szlakiem nadwiślańskim Modlin - Wyszogród. Wśród licznych cudów natury i kultury napotkanych po drodze na tej niezwykle atrakcyjnej trasie znajduje się właśnie ów Smok. 
Ściślej: Mochty-Smok, gdyż jest to wieś sklejona z dwóch, i tak brzmi jej pełna nazwa.

Pomijając już tęże samą nazwę, jakże dającą do myślenia, z miejscowością wiążą się liczne niezwykłości.


Po pierwsze, tutaj znajduje się dawna cegielnia, która od dawna grozi zawaleniem i wchodzeniem na własne ryzyko. Jest w tym coś z prawdy, jeśli uwzględni się brak istniejącej dawniej drewnianej struktury na widocznej podwalinie z cegieł (swoją drogą, skąd wzięto cegły na budowę cegielni?).
Pobieżna zaś i zupełnie od niechcenia poczyniona kwerenda wśród map (LINK POPRAWIONY) topo-topo ujawnia nam przebieg dawnej kolejki gliniankowo-cegielnianej, po której też nic nie pozostało (z wyjątkiem pozostałości).


Gdybym był prezesem kuli ziemskiej, i wszystko ode mnie by zależało - urządziłbym na bazie pocegielnianych obiektów przybytek gastronomiczno-rozrywkowy. Odtworzyłbym wspomnianą strukturę drewnianą, ale maksymalnie bym ją przeszklił i tam urządził salę restauracyjno-taneczną. Ceglany cokół nadaje się bez wątpienia na kuchnię, zaplecze, no i piwniczkę z trunkami. Na kominie zaś powstałby taras widokowy na dolinę Wisły, rozległą połać Puszczy Kampinoskiej na drugim brzegu, twierdzę Modlin z drugiej strony i wieże romańskie Czerwińska z trzeciej. Widzę to wszystko tak zwanymi oczyma duszy.

Wyobraź se, Czytelniku: bierzesz ślub na Starym Mieście w Warszawie, po czym wraz z goścmi przechodzicie ogrodami zamkowymi na przystań na Wiśle, skąd statek zawozi Cię do Smoku na bal. Zmęczeni całonocną zabawą goście mogą udać się na spoczynek w zaadaptowanym na hotelik pocegielnianym budynku mieszkalno-administracyjnym, a rano udać się na regeneracyjny spacer po pobliskich wąwozach i wiślanej skarpie.

Zapraszam inwestorów strategicznych do spółki. Wnoszę aportem pomysł, know-how i bau-łau-łau.


Po drugie - zwiedzając po powrocie do bazy internet w poszukiwaniu informacji o tym miejscu, natknąłem się na - erudycyjny jak zwykle - wpis przygotowany przez pewnego znanego warszawskiego blogera.
Oraz - i tu niespodzianka - niebawem znalazłem inny blog i inny materiał o obiektach ze Smoka, o dziwo! posługujący się tymi samymi słowami. Ba, niektóre zdania są wręcz identyczne!
Jak wytłumaczyć tak niezwykły zbieg okoliczności? Chyba to szczególna karma i fęg-szuji miejsca natchnęły dwóch różnych autorów niemal jednocześnie tym samym tekstem!


Po trzecie i chyba najbardziej osobliwe, wśród wyników wyszukiwania Smoka w internecie, wyskoczyła strona nieznanego bliżej amerykańskiego internauty, który postanowił urozmaicić swój kącik sieci treścią opartą o losowo wylosowany artykuł z Wikipedii. I oto w ten przypadkowy sposób objawił mu się nasz nadwiślański Smok Mochty, którego nazwał swoją "official Polish village". Zamieścił dostępne w Google Earth (ściślej: Panoramio) zdjęcia dość tajemniczo jawiących się obiektów, z wnętrzem cegielni włącznie i zakończył swą relację słowami "OK. Bardzo podobają mi się Mochty-Smok, ale nie chcę wiedzieć, co tu zaszło (kto tu był więziony lub mieszkał). Na tym kończy się wycieczka, więc radzę - opuście Nawiedzony Tunel Mochtów-Smoka jak najprędzej. Kosztów nie zwracam."


Proszę, taki mały ten nasz Smok, a tyle o nim szumu w świecie...





7 sierpnia 2012

Kobiety i zmywak

Mieszkałem dotychczas z siedmioma kobietami. Uwaga! Nie piszę "żyłem", a "mieszkałem". To istotna różnica. Nie jestem bowiem jakimś erotomanem-opowiadaczem.
Z tych siedmiu kobiet odliczam matkę i siostrę. Bo nie pamiętam, byłem młodszy i nie zwracałem uwagi na takie imponderabilia. 
Z tych pozostałych pięciu kobiet chyba wszystkie upierały się zmywać naczynia zmywakiem gąbkowym, a nie, jak przystało na człowieka honoru, szczotką zlewozmyjkową. Dobrze. Ich sprawa. Chociaż ciekawe, jak myją długie szklanki. Niestety - na samym użyciu zmywaka nie koniec. Po zmywaniu bowiem, gąbka zostaje porzucona nasączona wodą pomieszaną ze zmywaliną, nierzadko na dnie zlewu. I tu już zaczyna się poważny problem. Po nocy spędzonej w takim położeniu zmywaczek zaczyna niemiłosiernie klepać. I tu nie pomoże, że ja się go nie tykam, bo kolejne naczynia zostaną nim zmyte i obdarzone charyzmatem smrodu.
Obecność zmywarki obok zlewozmywaka nie zmienia zagadnienia, gdyż wszak nie wszystko da się w niej zmyć! Zresztą, i po różnych obcych domach da się zauważyć występowanie syndromu niewypłukanego i niewyżętego zmywaka gąbczastego.

Dlaczego piszę niesprawiedliwie, że tak postępują kobiety? Bo takie jest moje życiowe doświadczenie. Nie mieszkałem dotąd z żadnym mężczyzną (ojca - analogicznie w tym zestawieniu pomijam). A gdyby tak było i facet ów także postępowałby w ten sposób ze zmywakiem, nie miałbym wyjścia. Musiałbym rozerwać go na strzępy.



Całkiem niedawno przeżyłem szok dużo większy, grubszego kalibru, że tak powiem. Zauważyłem bowiem, że inna jeszcze pani, kobieta w poważnym wieku, matka dzieciom, po zmywaniu... ustawiła szklanki do góry dnem na płaskiej powierzchni! "Moje zaskoczenie dzieliła ze mną cała Europa".
Czasem zdarzało mi się dotąd natknąć na tak ustawione naczynia, ale nigdy nikogo jeszcze na tym nie przyłapałem. I mogłem podejrzewać tylko Ciemną Stronę Mocy, że sama przestawia je w ten sposób pod nieobecność właścicieli i użytkowników. A tu proszę - jednak! Wygląda na to, że robią to ludzie, nie demony!
Lecz czarne, czarne muszą być ich serca...







3 sierpnia 2012

Kapitularz opactwa cystersów w Wąchocku

Pośród licznych (relatywnie) średniowiecznych klasztorów cysterskich na ziemiach polskich jednym z najstarszych i dobrze zachowanych jest opactwo w Wąchocku. Klasztor co prawda był przebudowany i rozbudowany w XVII wieku, a kościół wypełniono barokowym nalotem, ale najważniejsze elementy cysterskiego zespołu zachowały się w stanie oryginalnym, trzynastowiecznym.
Zajrzyjmy do kapitularza, czyli jak by to się dziś powiedziało: sali konferencyjnej.


Kwadratowe w rzucie pomieszczenie oddziela od krużganków klasztornych kamienna ściana, a łączą drzwi oraz para tak zwanych przezroczy.


Wnętrze przekrywa dziewięciopolowe sklepienie oparte na ścianach oraz - co jest rekordem wśród zachowanych kapitularzy - czterech kolumnach.





W założeniach, formy cysterskich budowli miały być skrajnie funkcjonalistyczne - bez żadnych zbędnych zbytków i ozdób. Ale, że ludzie są tylko ludźmi, mnisi nie wytrzymywali, żeby nie zafundować sobie choć odrobiny rzeźb i ornamentów. Dzięki temu możemy podziwiać fantastyczne stwory i żabska flankujące bazy romańskich  kolumienek.


Może nie powinienem dawać etykietki "zabytki staropolskie" bo tak budowniczowie, jak i mnisi pochodzili z importu. Pierwsi z Włoch, drudzy z  Francji. Co wyrżnęli ich Mongołowie, to sprowadzano nowych. I są tu do dziś (tyle, że juz rodzimi). Więcej pocztówek z Wąchocka w przyszłości.





2 sierpnia 2012

Autentyczny gargamel


Od architektury się nie ucieknie, nawet do kuchni, bo kuchnia też jest złożona z architektury.
A zatem: willa w "stylu międzynarodowym" sprzed stu lat z Grodziska Mazowieckiego. Nie powiem kto, co i kiedy, bo nie wiem. Obiekt przyuważony ḁ pasḁ. Cały w rozkwitłych bzach.
Widoczny kiepskostan: dach wieżyczki w kawałkach, okna zabite, dach zamęczony...


Spojrzenie bliższe na balkonik z secesyjną kratą.


Nie mogłem się powstrzymać i sztucznie nasyciłem zdjęcia fotosyntezą. Uwaga! Tak to czasem wygląda i w rzeczywistości.

Uratujmy zabytek! Proszę o wpłaty na konto, którego numer podaję w komentarzach. Gdy zbierze się odpowiednią kasę, można będzie willę kupić, wyremontować i ja tam zamieszkam.

NOWE: już wiem, kto, co i kiedy: stąd.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...