31 maja 2018

Ważna informacja


I trzy odcienie czerwieni.



25 maja 2018

Zamek w Nidzicy

W Nidzicy zwanej wcześniej Niborkiem. Zamek jest oczywiście krzyżacki i jest gustowny. Odznacza się regularnością układu: dom główny stojący od strony miasteczka równoważą dwie wieże połączone z nim skrzydłam bocznymi. Coś jak w pobliskim mazowieckim, książęcym Ciechanowie. Z tym że tu zamek tkwi na stromym wzgórzu - krajobraz jest urozmaicony i ciekawy, bo to nie Mazowsze... Ech.

Tak ów zestaw brył daje się widzieć z rynku:


Wespnijmy się na wzgórze i przekroczmy bramy.


Po przekroczeniu pierwszej a przed przekroczeniem drugiej - rzut oka za siebie, czyli za plecy. Malownicze przedzamcze, czy też obokzamcze, albo niedozamcze. Całkiem milusie w wyrazie i nastroju. Częściowo ceglane, częściowo tynkowane, ale nic się tu z niczym nie kłóci.


A to już ów regularny dziedziniec zamkowy, dwuwieżowy, z wjazdem między wieżami.


No więc wygrałem na koloniach konkurs rysunkowy odwzorowując zabytek centralnie "z lotu drona", jak byśmy dziś powiedzieli. Zastanawiające ujęcie, jak na tak młody wiek...


Zamek (w rzucie ok. 50x35 m) wzniesiono w końcówce XIV wieku. Już 10 lat później wpadł w polskie łapy w trakcie wyprawy na Krzyżaków - ale na krótko, jak wszystko wówczas... I tak jeszcze kilka razy. Ostatecznie pozostał w Prusach aż do 1945, kiedy to częściowo zrujnowały go Iwany.


Polska ludowa dźwignęła piastow... krzyżacki zabytek z ruiny, choć nie miała ideologicznej przesłanki po temu.


Cieszy więc on oko i zapładnia myśl plastyczną po dziś dzień.





18 maja 2018

Mała podróż sentymentalna

W trakcie zeszłorocznej wycieczki opiewanej tu pod nazwą odpowiednio teutońsko-wschodniopruską odbyłem triumfalny wjazd do miasteczka, w którym spędziłem część wakacji hen, dawno, jeszcze w czasach królowania dinozaurów na Ziemi.

Miasteczkiem tym jest Nidzica i to tu byłem po raz pierwszy na koloniach w młodocianym wieku dziewięciu lat.

Bardzo dziwne jest to, że nigdy więcej (aż do niniejszej rewizyty) moja noga w nim nie postała. Wszak znajduje się relatywnie nie tak daleko mojego rodzinnego miasta... A zawitać doń warto, nawet jeśli nie odbywa się sentymentalnego rekonesansu miejsc zapamiętanych, jak i przeoczonych.

Przeoczonym miejscem jest na przykład - bo naturalnie na takie subtelności nie zwracałem wówczas uwagi - fantastyczna elewacja budynku znajdującego się naprzeciwko dworca pociągowego. Jest to historyzująco-ekspresjonizująca ceglana kompozycja. Niestety zapaprana jakimiś tabliczkami tkwiących wewnątrz instytucji. Dać małpie zegarek! Podpowiedź: tabliczki można umieścić na stosownym wieszaku obok wejścia. No ale to wymaga koncypowania daleko wybiegającego we wszechświat wszechrzeczy.


Ba, bolączką nawet czołowych realizacji dzisiejszej i niedzisiejszej architektury jest jakże często chamska kartka z drukarki z jakąś informacją przyklajstrowana skoczem do dizajnerskich drzwi oraz ścian.
Jakby nie można było przewidzieć odpowiedniego systemu informacji zawczasu! Koniec dygresji.

Samego dworca też nie przypominam sobie z pierwszego pobytu w mieście. O jego architekturze nie da się długo opowiadać. Dobrze natomiast, że jest i pozostaje czynny (z drugiej strony, pozostaje też i schronieniem dla klienteli instytucji z naprzeciwka...).

Kolejny obiekt, którego nie mogę sobie przypomnieć z zamierzchłych czasów to tzw. klasztorek, już w samym środku miasta. Fantastyczny! Średniowieczny i w ogóle jak trza. Jak mogłem go nie zapisać w rejestrach pamięci?



Kościół farny pamiętam ledwo, ledwo, jak przez mgłę. Bardziej zapamiętałem kino i park miejski, którego jednak tym razem nie zaliczyłem (zawinił jak zwykle brak czasu - miałem jeszcze w planach zdobyć najwyższy szczyt Mazowsza, czego ostatecznie nie udało mi się dokonać).




Tego fragmentu też sobie nie przypominam, chociaż włóczyliśmy się samopas po miasteczku. Zdjąłem jednak ten widoczek, by uwiecznić trochę prawdziwej architektury.


Ten obiekt pamiętam doskonale: przyczepiony do resztki murów obronnych "nowoczesny" pawilon, dawniej z księgarnią, dziś z jakimś innym sklepem i już nie tak nowoczesny.
Niektórzy koledzy nabyli sobie tamże wieczne pióra produkcji NRD, 100 złotych (Waryński) sztuka. Ja się nie szarpnąłem - cały mój fundusz na długie trzy tygodnie kolonii wynosił złotych 500 (Kościuszko).

Tu i tutaj na łamach nieocenionej Fotopolski można zobaczyć jak wyglądał ów pawilon w lepszej formie i w szczytowej swej kondycji. 


Browar (pod)zamkowy - znowuż słabo rozpoznawany.


Jeszcze jedno spojrzenie na klasztorek poprzez inne pozostałości (?) średniowiecznego założenia miejskiego.


Rynek. W budynku ratusza (albo zaraz obok?) było okienko, z którego dawano "lody włoskie" z automatu. Cud, że nikt z nas się nie struł i nie rzucił pawia.


To zaś widoczek, który dobrze wrył się w pamięć: drogowskaz "Bartoszki 4" po drodze z naszej kwatery do miasteczka. Mijało się go więc praktycznie codziennie po dwakroć. Jeden ze starszych kolegów wygrał nawet konkurs plastyczny odwzorowując to miejsce (dawniej było tu więcej drzew).
Ja też wygrałem inny konkurs rysunkowy! Lecz o tem potem.


A oto i piękny obiekt zamieszkania zbiorowego, gdzie spędziłem trzy lipcowe tygodnie mego dziewięcioletniego życia. Bursa czy tam internat na obrzeżach miasta...


Ale Nidzica to przede wszystkim wspaniały krzyżacki zamek. Do zamku zapraszam w następnym odcinku,
mój Ty miły świnku.





8 maja 2018

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...