23 maja 2017

Die Ostpreußische Fahrradtour

Są tacy dziarscy chłopcy, dla których sezon rowerowy kończy się 31 grudnia, a zaczyna 1 stycznia. I robią spokojnie po 200 kilometrów. Chociaż brzuchy mają przy tem wcale obfite...

Ja zaś lubię, gdy jest ciepło. Wobec tego, że wiosna, którą zdążyłem już tu zwyzywać, postanowiła się zrehabilitować i sypnęła żarem, kierowany impulsem wyskoczyłem w sobotni poranek na wycieczkę.

How about that?

Była to dla mnie właściwa inauguracja sezonu. Nie dość, że chłody nie zachęcały, to jeszcze do niedawna jedno(?)ślad miałem zdezelowany. Mianowicie, podczas wypadu w zeszłe wakacje, ruszywszy zbyt żwawo w drogę, linką do przypinania roweru obciąłem sobie hak na przerzutki... Uczynny kolega wraz z wydzwonionym właścicielem sklepu żelaznego w samym środku kraju szlifierką kątową odcieli stary łańcuch, i założyli nowy na sztywno. I tak nieco jeździłem skrzypiąc, dopiero u zarania wiosny dałem pojazd do rzetelnej naprawy.

No więc, teraz wyskoczyłem ad hoc i impromptu, ale jednak setkę kilo* wykręciłem - chociaż ja i mój rower, plus sakwa z butelką wody i aparatem ...ważymy setkę kilo**.


cdn.

*) metrów
**) gramów






22 komentarze:

  1. Gratuluję. Tak to jest niedogadywać się z bliźnimi - ja też byłem w sobotę w Ostpreussen. Jak żeśmy się w pociągu nie spotkali? Jechałem Warmią.

    Niedaleko miejscowości ze zdjęcia są Stare Połcie, a jeszcze kawałek dalej i Połcie Młode!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. impuls chwili. poza tym, czasem warto jechać własnym tempem... jechałem KM, bo konieczność kupowania biletu na rower uważam za uwłaczające szykany :-)

      Stare Połcie się pojawią. co do Młodych, to skręciłem przed nimi -
      w trakt stratowany setkami kopyt...

      Usuń
  2. O, to u nas odwrotnie. Sezon rowerowy się kończy, bo za ciepło i człowiek ucieka od słońca. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za ciepło? u nas? w tym roku??

      Usuń
    2. Zdecydowanie za ciepło. Szczęściem, meteorolodzy mówią coś o jakimś deszczowym lecie. Oby, oby...

      Usuń
    3. szczęściem, meteorolodzy wiedzą tyle, co wróżbita Adam (czy jak mu tam).

      Usuń
  3. Z pierwszego akapitu wynika (prawie), że kolarstwo jest przyczyną brzuchatości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawie - w rzeczywistości odwrotnie, bo występuje słowo "chociaż". jeśli chcesz, możesz je zastąpić swoim ulubionym "acz". ;-)

      Usuń
    2. To nie jest moje ulubione słowo. Moje ulubione słowo to "kurwa", ale często go tu nie używam.

      Usuń
    3. no, w sumie - czyje nie jest...

      Usuń
    4. Znam dosłownie DWIE osoby, które nie klną prawie w ogóle, a jak już muszą, to w bólach i paroksyzmach.

      Usuń
    5. hm, ja znam i takie, co nigdy w ogóle, i więcej niż dwie...
      ale najśmieszniej, gdy wiąchy puszcza osoba, po której się tego nie spodziewamy.

      Usuń
    6. No, element zaskoczenia zawsze działa. Raz, ale działa.

      Usuń
  4. To ty chudzielec jesteś;)
    Ja swój rower (nie)opatrznie pożyczyłam/darowałam synowej i teraz mam wymówkę, że nie mam na czym jeździć; do kwestii brzucha się nie odniosę, ehkm...
    PS. całkiem niedaleko Olsztyna te Szypułki, wy tak razem? z Marcinem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1) byłem. mam świadków.
      2) nie każdy musi kochać pedały :-)
      3) całkiem osobno, afair, Marcin też ich nie kocha.

      Usuń
    2. Nie kocham większości pojazdów i jest mi z tą niemiłością bardzo dobrze.

      Usuń
    3. a mieszkasz w beczce?

      Usuń
    4. Nie, z kimś mnie pomyliłeś.

      Usuń
  5. Fajne takie dróżki. I pusto jest, cudnie!
    Ja ostatnio jakoś mniej jeżdżę, bo wszędzie u nas okropnie dużo rowerzystów und das macht keinen Spaß :)
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powitać!
      to prawda, na tych małych, lokalnych (a przy tym idealnej gładkości) dróżkach nie tylko nikt (inny) nie jeździ rowerem, ale i - w weekend - w ogóle nie ma ruchu samochodowego. bardzo to przyjemne.

      Usuń
  6. Czasami pomocnych ludzi w trasie się spotka, mnie pomógł facet ze spawarką :-) A 100 kilometrów na rowerze, to dla mnie prawie tak samo jak 200, powyżej 50 zaczynam się męczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nam kiedyś rodacy pomagali przy zepsutym samochodzie - nie proszeni ii dwie grupy niezależnie, podczas gdy z tubylców nikt się nie zatrzymał... zresztą pisałem o tym i tutaj, już spory czas temu. niemniej: miło :-)
      do dłuższych dystansów jakoś się przyzwyczaiłem, dawniej na 70 kilometrze bolało mnie już dupsko.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...