30 stycznia 2012

Wódka - łatwa rozrywka

Em kręci nosem, że to w ogóle nie jest gra półsłówek, tylko jakaś dziwna hybryda.
Może. Moim skromnym zdaniem, jest to błyskotliwe, i jestem z niej dumny, chociaż przyznam, że, hmmm, nie należy do najśmieszniejszych...
Ale przecie nie zawsze musi to polegać na wymianie sylab lub wręcz połówek słów. Już wszak w samej nazwie zabawy wymienia się jeno po literze.

Generalnie sprawa jest oczywista - związek kilku słów po przestawieniu liter lub sylab ma dać treść możliwie obsceniczną bądź wulgarną. Przy tym, nie wolno wypowiedzieć wyniku przestawianki na głos! To żelazna zasada, choć nie każdy ją rozumie i przestrzega.
Klasyka gatunku jest powszechnie znana. Niektórzy wyssali ją z mlekiem domu rodzinnego.
Można się pokusić o próbę naukowej klasyfikacji gier. Pierwszą grupę stanowią więc zestawienia dwusłowne (Stój, Halina!). Druga, to ta w której pojawiają się okoliczniki (Pradziadek przy saniach). W trzeciej - całe towarzyszące słowa, które nadają frazie szczególny sens (Grupa majora Ducha). Do tej ostatniej należy również niezrównane Jedyna kochanka baszy.

My tymczasem bawimy się w wymyślanie nowych układów, co jest dla nas ambitnym wyzwaniem i rodzajem szlachetnej rywalizacji. A najlepiej wymyśla się w czasie długiej podróży.
Niektóre z GPS (jak to określił J.A.) wymyślonych przez nas można zaliczyć do czwartej grupy - gier epickich. Są to takie, które wymagają dłuższej frazy.
Np. Ania w wyniku ostatnich eksperymentów ma sól bromu.
Albo - wymagają wyjaśnienia o co chodzi w sytuacji wyjściowej. Np. Ojciec, wybucha rurka. - Oto ojciec z synem próbowali zrobić wino za pomocą gąsiora itd, gdy wtem ciśnienie zaczęło kruszyć szklany przewód, co syn zasygnalizował powyższym okrzykiem. OK?

Em proponuje: Stary lał na kadzie.

na to ja: Stary kolec.

Em: Rabujesz czy słuchasz?

ja: Kompania sucha od roboty (Kompania sucha przy robocie).

Em: Zbyt daleki na kupczenie.

ja: Ten keks da ci siłę.

Em: Nie warto się bać Jana.

ja: Ten człowiek potrzebuje na gry.

Albo inna na wzór Kochanki:
Duszono kreta w kopczyku.
itd. :

Chór Jurka.

But jak mały fiat.

Poganie w żytach, poganie pod Rzymem...

Dawno z gumy
. Albo: Guma od dawna.

Czasem wspólnie doszlifowuje się surowy materiał, aby bardziej zabłysnął.
Próba z czasów, gdy pewien Bart był naszym dobrym znajomym.
ja:
- Jechałem rakietą Barta.
Nie, to bez sensu...
Ha.:
- Życie bywa okrutne.
Em.:
- Jechałem w gablocie Barta.

Niestety, zdajemy sobie sprawę, że niektóre z naszych wyrobów już mogły być wymyślone wcześniej. Em zdarzyło się wymyślić kilka takich, które już znałem (np. Larwy jak kulki). Szkoda...
Cóż, ilość kombinacji jest ograniczona, bo i zasób wulgaryzmów i sprośności nie jest nieskończony.

Ale i tak naszym mistrzem jest M.B., który głosi, że nie byłby w stanie sam wymyślić nowej gry półsłówek. Atoli jest on jednak autorem jednej, tak błyskotliwej, że po prostu zakasowuje wszystkie inne, tak mistrzowskiej, że zamyka usta i każe opaść rękom:
Kupa w dupie.

Na koniec, istne kuriozum - oto istnieją ludzie, których gra półsłówek wcale nie cieszy. Albo w ogóle nie rozumieją idei, nie są w stanie poprzestawiać tego, co trzeba, albo nie widzą w tym nic zabawnego.
Ja tego nie jestem w stanie pojąć!


pomarańczowe gry półsłówek - © Em. & Er.

28 stycznia 2012

26 stycznia 2012

Targ na warzywa

W samym środku mroźnej zimy - przedstawiamy witaminy. Jarzynowe.







Już niebawem...

23 stycznia 2012

20 stycznia 2012

Nagrobki z Brzezin

Jak żem miał już okazję wspomnieć, jedną z rzeczy, które mnie kręcą są stare nagrobki. Poza tym, jestem zdrowy... itd.
A nagrobki nie byle jakie, tylko te na wysokim poziomie artystycznym lub o dużej wartości historycznej.
A najlepiej - jedno i drugie. I najlepiej, gdy są renesansowe.

Styl ten, relatywnie krótko istniejący w dziejach sztuki, a już zwłaszcza w Polsce, nie rozpieszcza nas zanadto liczebnością swego dziedzictwa. Co zaś wydaje się jednak dość częste, to właśnie renesansowa rzeźba sepult... sepulku... sepulkralna.
Gdy tylko dowiem się o jakiejś w okolicy, spieszę ją obejrzeć, a może i sfotografować. Więc czemu i nie pokazać we blogu?

Tak było z rzeźbami z Brzezin. Miasteczko to w ostatnich latach odwiedziłem kilkakrotnie, ale za każdym razem tylko przejazdem przy okazji tranzytu ku autostradzie do nieba. Dopiero ostatnio znalazłem w sobie dość hamulca, by obejrzeć miejscowy kościół parafialny. Wiedziałem już bowiem, że w środku czają się renesansowe rzeźby nagrobne...

Dwie z nich wykonał w drugiej ćwierci XVI wieku włoski artysta - rzeźbiarz i architekt zarazem (bo tak wtedy najczęściej bywało), Bernardino Zanobi de Gianotis. Jeden z pierwszych włoskich artystów importowanych przez ostatnich Jagiellonów. Znany jest on ze swej działalności architektonicznej w spóle najpierw z Bartolomeo Bereccim (Wawel), potem z Giovannim Cinim (budowa katedry renesansowej w Płocku). Oraz z rzeźbiarskiej na rzecz także innych umarlaków, z których najważniejsi wydają się bracia-książęta Janusz i Stanisław z Mazowsza. Ich tumbę (rekonstruowaną po zniszczeniach wojennych) można zobaczyć w katedrze warszawskiej, albo wkrótce na łamach tego blogu. Jak tylko uda mi się zrobić lepsze zdjęcie niż to, co mam.

Oto jedna z postaci wyrzeźbionych przez de Gianotisa, portret Stanisława Lasockiego, z rodu właścicieli miasteczka. Powiem tak - niezbyt piękny. Wizerunek jego żony, Zofii, jest jeszcze gorszy, więc oszczędzę pokazywania go tutaj.
Może kamienie wytarły się za bardzo, a może włoski mistrz odwalił chałturę. Dość, iż w porównaniu z warszawskim epitafium, przepięknym, o formach niemalże art-deco, brzezińskie figury prezentują sobą jakiś prymitywizm, by nie rzec - ludową nieudolność. Ale jest to moje prywatne zdanie. Znawcy cenią te dzieła wysoko, wskazując na szereg walorów (realizm rysów, drobiazgowe oddanie detali).
Cóż, a może pan Stanisław był po prostu brzydalem?


Dużo sympatyczniej prezentuje się praca późniejsza, z lat 60. XVI wieku - do pewnego czasu określana mianem "nagrobek damy herbu Ciołek", ostatecznie zidentyfikowanej jako Urszula z Maciejewskich Leżeńska, z zawodu dama dworu królowej Bony. Jego autorstwo należy do twórcy już rodzimego, czyli naszego, Jana Michałowicza z Urzędowa. On również specjalizował się w sepulkralnej oprawie rzeźbiarsko-architektonicznej. W tym przypadku można z powodzeniem dopatrzeć się wdzięku i finezji w opracowaniu formy, zwłaszcza jeśli porówna się ją z dziełami z przeciwległej ściany.


Co dodatkowo ciekawe, ten zespół rzeźbiarski odnaleziono w stanie zupełnej rozsypki na początku XX wieku w pakamerze kościoła, i złożono w całość metodą anastylozy, tudzież pouzupełniano brakujące fragmenta (na przykład dwa palce prawej dłoni).


W kruchcie do zakrystii wpaść można znienacka na jeszcze jeden - już dużo skromniejszy - wizerunek funeralny nieznanego jegomościa. Stety, czy niestety, został tu zdjęty, że tak powiem, od szyszaka strony.


A to kopuła kaplicy Lasockich od środka. Renesans. Wyklejany z zaprawy. Lecz to nie w niej figurują prezentowane dzieła, tylko w innej, pełnej gratów. Podobno zaś w krypcie kościoła znajdują się właściwe grobowce, również z dekoracją czasów Odrodzenia. Ale tak głęboko tym razem nie udało się wniknąć...
Trochę się było w pędzie, stąd i jakość zdjęć pozostawia co nieco do życzenia.


Aha. Na każdego przyjdzie jego kolej.

18 stycznia 2012

Kocie szachy

 Skomplikowana rozgrywka na turnieju w Antwerpii. 


Pratchetta nie czytałem nic, niestety. Albo nieniestety, jako że nic nie czytałem.

14 stycznia 2012

Turowice, majątek w stanie rozsypki

Ostatnio w drodze do Warszawy zdarzyło mi się przyuważyć dzięki porze bezlistnej widok ekstraordynaryjny. Widok, który nakazał mi zatrzymać się i przyjrzeć dokładniej nieznanemu dotąd miejscu. 


Mowa o Turowicach, dawnym majątku położonym między Górą Kalwarią a Konstancinem.
Drewniany dwór zbudowany w końcu XIX wieku nie wyróżnia się niczym specjalnie, a jeśli już, to stopniem zrujnowania i opuszczenia. Gdyby nie - bardzo ładny, nawiasem mówiąc - ganek oraz drewniane boniowanie (sic!) na narożnikach, nie różniłby się za bardzo od większej chałupy. Oczywiście, można sobie wyobrazić, że w lepszych dla siebie czasach mógł być całkiem miłym & eleganckim miejscem do mieszkania.
Co natomiast wyróżnia Turowice, to otoczenie dworu.


Podworskie założenie parkowe znajdujące się na skarpie wiślanej (tej samej, na której stoją m.in. pałac Brühla, Zamek Królewski, Ujazdowski i Natolin, a więc towarzystwo z najwyższej półki) urozmaica krajobrazowo wąwóz lokalnej rzeczki zasilającej parkowe stawy.


Wąwóz przecinają niezwykle malowniczo ukształtowane mostki, z których jeden jako żywo przypomina akwedukt (jednocześnie jest chyba tamą na stawie), drugi - antyczny most rzymski, trzeci jest zaś jest filigranowym pojedynczym łukiem.


Nad stawem wznosi się neogotycki pawilon. Nie wiem, jakie było jego przeznaczenie. Chyba w tym przypadku nie była to kaplica grobowa właścicieli, co czasem się zdarzało w rozmaitych założeniach dworskich. Raczej był to pawilon imprezowy lubo świątynia dumania dla miłośników gotyckiej powieści grozy. Należy sądzić, iż funkcję tę pełni poniekąd do dziś, służąc lokalnym (lub i pozalokalnym) klubom
anonimowych dla nas alkoholików. Świadczy o tym istna lawinka butelek i puszek spływająca po skarpie od budynku do stawu, którą widać na jednym ze zdjęć. Niestety "zameczek", tak jak dwór, i jak mostki, znajduje się w stanie tzw. nietrwałej ruiny.


Czy naprawdę akt nie*sprawiedliwości dziejowej, jakim był koniec resztek feudalizmu po 1945 roku, musiał mieć jeszcze jednego kozła ofiarnego w postaci tego typu budowli? Krótko mówiąc - czy trzeba było odbierać ziemianom też ich domy? Z drugiej strony, czy właściciele pozbawieni zaplecza ekonomicznego w postaci folwarku byliby w stanie utrzymać swą posiadłość w przyzwoitym stanie? Bo, że PGR i po-PGR nie był - to widać.


*) niepotrzebne lub potrzebne "nie" skreślić lub nie skreślić

12 stycznia 2012

9 stycznia 2012

Limeryk warszawski zletka odwrócony i poprzestawiany


Raz, gdy przodownik spotkał przodownicę,
nabrał ochoty zobaczyć jej nogę.
"Jeżely mogie,
serce me drogie,
zapraszam panią dziś do mnie, na Przyce."


7 stycznia 2012

Najsmutniejsze miejsce w Polsce

A co dopiero będzie, gdy powstanie nuklearna elektrownia?



4 stycznia 2012

Cegły z Cegłowa

motto: "People don't want to see pictures of churches. They want to see naked bodies."
Helen Mirren, aktorka brytyjska

No właśnie, chyba strzelam marketingowego samobója zamierzając znów pokazać jakiś kościół. Ale co robić? Mogę tylko obiecać, że zdjęcia nagich ludzi kiedyś się pojawią. Może to podgrzeje nieco atmosferę, tudzież zwiększy oglądalność i słupki?

A na razie zapraszam do podwarszawskiego Cegłowa, gdzie znaleźć można jeden z licznych przykładów gotyku mazowieckiego w postaci kościoła. Został on zbudowany w połowie XVI wieku, w początkach następnego stulecia uległ nieznacznym przeróbkom w stylu z kolei późnorenesansowo-dojrzałomanierystyczno-wczesnobarokowym, jeśli można to tak określić. Wtedy powstał szczyt wschodni i dodano zakrystię.
Kościół ma dość prostą formę (bez zewnętrznie wyodrębnionego prezbiterium), jest oskarpowany, skarpy narożne są okrągłe w wykroju, co jest dość typowe dla gotyku na Mazowszu. Sama fasada jest wyjątkowo skromna. Kruchta, która ją poprzedza jest na tyle obszerna, że prawdopodobnie była (lub miała być) podstawą wieży.


 Późnorenesansowo-dojrzałomanierystyczno-wczesnobarokowy portal w prezbiterium.


Późnorenesan... zwieńczenie kominka w zakrystii. Zauważ! podobieństwo formalne z portalem.


Z kościołem w Cegłowie związane jest interesujące warszawianum. Otóż w ołtarzu znajdują się fragmenty wystroju ołtarza warszawskiej kolegiaty (dziś katedry) św. Jana. W epoce baroku gotycki w duchu tryptyk się zrobił niemodny. Wywieziono go więc do parafialnego kościoła we wsi, która do kapituły warszawskiej należała. Skąd my to znamy? Kto ma domek pod miastem, albo działkę, ten wie, gdzie wędrują rupiecie, które jeszcze mogą się przydać.
Co ciekawe, podobna historia spotkała bliźniaczy, zaprzyjaźniony gród Kraków. Tam również wywieziono do domku na wsi niepotrzebny rupieć, jakim był wielki ołtarz renesansowy z katedry wawelskiej.


W każdym razie, dzięki temu, ten interesujący zabytek autorstwa Lazarusa, ucznia Wita Stwosza, miał szansę przetrwać ostatnią wojnę. Skrzydła z malowidłami, uzupełniające tryptyk, już tyle szczęścia nie miały. W początku XX wieku zabrano je bowiem nazad do muzeum diecezjalnego w stolicy i tam poszły z dymem pożarów w 1944.


W połowie XIX wieku wprowadzono podział nawy, podpierając strop dwoma szeregami fantastycznych kolumn z modrzewia. Na belce tęczowej, w łuku oddzielającym prezbiterium od nawy - inna grupa rzeźb gotyckich, jak przystało na kościół w tym stylu.


Surowość fasady nadrabia wspomniany już szczyt wschodni. Pod nim znajduje się renesansowe epitafium Stanisława Oczki, tatusia Wojciecha znanego z warszawskiej ulicy w Śródmieściu Południowym.


Warto wybrać się z rowerem w ładny dzień pociągiem na przejażdżkę  po Cegłowie i okolicy, co uczynił był
- Wasz skromny Korespondent.

1 stycznia 2012

Europa porywa

Polska łąka...

wtem!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...