A więc znów sięgam do zasobów cyfrowych sprzed dekady. Dwa lata temu popełniłem wpis "Cyfrowe dziesięciolecie" - o tym, że tyle już czasu używam aparatów bezbłoniastych. Co wiąże się z tym zjawiskiem, to że powstaje dużo bardziej szczegółowa kronika życia, niż w minionej epoce odbitek foto. Tkwiąc z laptopem na brzuchu mogę zawsze uświadomić sobie, co działo się z moim ja lat temu dwa, siedem, dziesięć... Ba, nawet jaka była obok pogoda. Nie to, by ta wiedza była do życia nieodzowna, albo popychała je w jakimś pożądanym kierunku... Ale czasem miło spojrzeć wstecz, w końcu od tego np. jest fotografia, czyż nie?
A więc znów zerkam, gdzie bawiłem dziesięć lat temu (drugą ręką natychmiast wpychając, co zobaczę, w blog). Ściśle: 11 XI 2008. Tego dnia byłem na wycieczce w górzystych rejonach Walonii, tam też uświadczyłem malowniczy obiekt. Ewidentnie jakieś château. W języku francuskim - ciekawostka - termin ten oznacza zarówno zamek, jak i pałac (ale nie w mieście, pałac w mieście to palais, stąd np. Palais Royal, ale w Wersalu już znów château), a także dwór. W tym przypadku nazwa zgadza się o tyle, że mamy ewidentnie do czynienia z mieszanką tych trzech rodzajów budowli, co zresztą jest typowe dla typowych châteaux z tamtych stron zachodniej Europy.
Sęk w tym, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie, gdzie dokładnie to było, jak nazywała się miejscowość, co to za rzeka przez nią płynęła itd. Zwykle mam dobrą pamięć przestrzenną i kartograficzną, niezłą także orientację w terenie. Tutaj jakoś wyparłem szczegóły geograficzne. Musiałbym przemapować internet, albo strzępy map sprzed dekady. Ale w sumie co to szkodzi? Przyjemnie popatrzeć i tak.
Do środka nie wchodziłem - było zajęte.
Ostatnie z powyższych zdjęć zdjęto ze wzgórza, na którym figurowała taka oto figuratywna grupa pasyjna:
Jednak nie wytrzymałem i odnalazłem tę lokalizację. Hmm. Odkąd są GE, GM i SV właściwie nie ma już po co ruszać się z domu.