27 września 2018

Pamięci Alojzego Towpika

Czy znacie Alojzego? Czy znany wam Alojzy? Alojzy?

Pewnie nie. Pewnie mało kto uświadamia sobie tę postać. A może szkoda? Może trzeba by ją jakoś upamiętnić?

Ludzie, a nierzadko i blogerzy, przypominają sobie o powstaniu warszawskim okolicznościowo, gdy wybije data pierwszego sierpnia. Potem, jakby, zapominają, co zresztą jest całkiem naturalne. Trudno pamiętać o tym cały czas, chociaż ja akurat prawie tak mam. O – a dziś właśnie – rocznica upadku Mokotowa…

A skoro Mokotów, to i m.in. Alojzy Towpik.

Oto 1 sierpnia 1944 przed godziną „W” następuje koncentracja oddziałów operującego na Mokotowie pułku Baszta, jeden z plutonów gromadzi się w byłej willi prezydenta Starzyńskiego na rogu al. Niepodległości i Szustra (dziś Dąbrowskiego). Rozdysponowana zostaje broń: dwa pistolety maszynowe, osiem karabinów, czterdzieści pistoletów na bez mała setkę ludzi. Pada komenda…


– Pluton – wymarsz! Drużyna pierwsza na czele!
Ogarnia nas zdumienie. Wtem ktoś z mojej drużyny woła:
–  Protestuję!
Podbiega „Szary” krzycząc:
–  Kto to powiedział?
–  Ja powiedziałem, ja protestuję jako obywatel i człowiek, toż to szaleństwo zaczynać teraz w biały dzień, a tu Niemcy pod bokiem!
– Stul pysk – wrzeszczy „Szary” – jak wy się nazywacie?!
– Starszy strzelec „Żarłoczny”.
Jeszcze przed sekundą wydawało się, że pluton pójdzie za głosem buntownika i odmówi wykonania rozkazu. Teraz na dźwięk komicznego pseudonimu czar pryska, chłopcy wybuchają śmiechem…


No cóż. I tak oto groźna mina buntu w imię zdrowego rozsądku została rozbrojona za sprawą zupełnie przypadkowego czynnika. Mocna, znamienna scena! Mokotowscy bojownicy wyruszyli więc na bój, a dla sporej części był to bój ich ostatni, nierzadko też ostatni dzień.

Wśród nich zaś i Alojzy Towpik. Jak pisze twórca relacji („W powstaniu na Mokotowie” Bronisław Wojciechowski), „Żarłoczny” „okazał się żołnierzem równie dzielnym, jak i wesołym”. Żartował ponoć, że jeśli polegnie, to prawdopodobnie przy zdobywaniu żywności. I tak się stało – zginął 11 sierpnia na folwarku przy ulicy Pyrskiej, będącym wysuniętą placówką obserwacyjną, jak i zapleczem zaopatrzeniowym mokotowskich oddziałów AK.

Nie ma już ulicy Pyrskiej. Nie ma oczywiście i folwarku. Dokładnie na ich miejscu istnieje dziś coś zgoła odmiennego…



Marzy mi się, by gdzieś wśród zawirowań przestrzennych tej lokalizacji pojawiło się jakieś skromne upamiętnienie dzielnego Alojzego Towpika, który zdobył się na głos sumienia w godzinie „W”, lecz życie sprawie swe oddał.


Mój prywatny nasłuch rzeczywistości wychwycił, że właśnie co, konkretnie w czerwcu tego roku, na łono Abrahama przeniósł się był również Jan Kurdwanowski. Kolejny żołnierz powstania - taki, który, jak widać, je przeżył. Autor wspomnień „Mrówka na szachownicy”.

Kapitalna książka, wliczając w to i jej wady! Jest to pozycja obowiązkowa tym bardziej, że można ją pobrać gratis i legalnie via sieć (ze strony kurdwanowski.pl). Dość powiedzieć, że autor – niemal przypadkiem – przeszedł cały szlak bojowy zgrupowania „Radosław”: z Woli na Starówkę – tutaj jako jeden z nielicznych żołnierzy batalionu „Chrobry” przeżył bombardowanie pasażu Simonsa (tylko dlatego, że zachciało mu się umyć) – kanałami do Śródmieścia i wreszcie na Powiśle Czerniakowskie, niechcący znów w piekło na ziemi…

Powoli dojrzewam do przeczytania po raz trzeci.

No, z drugiej strony, nie chcę już tak traktować tego powstania jak chłopca do bicia…


PS Cztery lata temu wpisałem wpis pt. „Żoliborz i Mokotów”. Stracił on na aktualności – w tym czasie odnowiono bowiem jeden z analogicznych budynków autorstwa Koszczyca-Witkiewicza, ten mokotowski. Pozostawiono kilka „ran” w murze na pamiątkę za szybką.

Odchodzą więc nie tylko ludzie powstania, ale i jego materialne ślady. Takie czasy.






14 września 2018

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...