28 września 2013

W tajemniczym mieście

Przez tajemnicze miasto biegnie intrygująca ulica. Przy niej stoją zagadkowe kamienice.
Jedna z kamienic ma zaskakujące podwórko, na którym stoi niecodzienny obiekt.

To tutaj właśnie król Kazimierz - ostatni z dynastii  - uderzał w amory do pięknej Żydóweczki Esterki!
Albo działo się to dużo później, kto inny brał w tym udział i o co innego chodziło...
Miasto też ponoć nie jest tajemnicze, a w skrajny sposób pospolite. Tak mówią. Tylko komu wierzyć?
Ale... Jak by nie patrzeć, pewien związek z Wawelem ten budynek ma.





Warto zaglądać na podwórka. Wścibiać nos w niczyje sprawy, otwierać niezamknięte drzwi nieproszonym. Uprawiać bramex, doorex i szwendex.





25 września 2013

Nagrobki z Orłowa

Pozwólże się, Czytelniku, zabrać wehikułem tego blogu jeszcze raz do Orłowa nad Bzurą.
Zostało tam bowiem jeszcze coś do zobaczenia. Tak! Zgadłeś: nagrobki!
W nieustającym serialu sepulkralnym (ostatecznie, każdy pozostawi po sobie - w najlepszym razie - tylko nagrobek) pojawiają się dzieła raz z wyższej, a raz z nieco niższej artystycznej półki. Dziś przypadek szczególny. Nagrobki orłowskie... zresztą sam zobacz i oceń. Badacze doszukują się w tych dziełach inspiracji wcześniejszym o co najmniej dziesięć lat brzezińskim portretem Stanisława Lasockiego.
Ale czegóż to badacze się nie doszukują...

Płyty grobowe znaleźć można nie szukając przed wejściem do wyblożonej już gotyckiej świątyni.
Dziś stoją pionowo, lecz ani chybi oryginalnie stanowiły na średniowieczną modłę część posadzki. Ponadto przed każdą z nich figuruje donica - ma to sens, jako że chroni zabytki przed przypadkowymi urazami mechanicznymi. Niestety, wbrew swoim aspiracjom, donice nie zdobią, a co więcej okazały się być za ciężkie do przestawienia bez ryzyka katastrofy. Stąd siłą rzeczy figurują i na zdjęciu:


Denatami Orłowskimi jest dwóch rycerzy herbu Ciołek, zgasłych w XVI stuleciu:


Rycerz pierwszy, Jan „de Voziki” albo „Dyozik”, z datą 1542:


I jego Ciołek (Ciołek pierwszy):


Ciołek drugi:


I wreszcie... Rycerz drugi:






21 września 2013

Gulag Orkastar

Nie wiem, czy ktoś spośród miłych gości blogu poświęcił 20 cennych minut cennego życia i posłuchał utworu z poprzedniego wpisu… Gwoli wyjaśnienia: była to ad hoc podjęta próba zapisu śpiewanej partii z drugiej części Music in Twelve Parts Philipa Glassa. Może się jednak przesłyszałem… Notabene, jak sama nazwa wskazuje, wszystkich części jest dwanaście, i nagrane zajmują razem trzy płyty CD. Jak sama nazwa wskazuje, chociaż wszystko wzięło się z pewnego nieporozumienia. Autor nazwał tak swój pojedynczy utwór, z myślą o głosach („parts”) tworzących jego kontrapunkt. Gdy odegrał go swej znajomej, powiedziała „Bardzo piękne. A jakie będzie następne 11 części?”. Więc…

Wysłuchanie całości ciurkiem należy do zadań ponadherkulesowych! A wcale nie jest to najobszerniejszy wykwit minimal music

O Glassie i twórcach jemu pokrewnych jeszcze na pewno będę się powtarzał, jak powtarzają się modyfikowane frazy muzyki repetytywnej (nie ma takiego słowa w języku polskim).
Tak, muzyka… Żeby jeszcze przez chwilę opóźnić zbliżające się nieubłaganie wielkimi krokami obrazki pejzaży i budynków (w tym zdjęcia kościołów!), czyli powszedniego buraka pastewnego blogów, pozwolę sobie jeszcze porozmawiać co nieco o muzyce. Zwłaszcza, że to wrzesień.

Wrzesień, wrzesień… We wrześniu roku 2007 (siódmego) siedziałem przez czas jakiś samotnie w latarni morskiej. Cóż można było robić? Patrzyłem na fale, patrzyłem na mewy i wiatr, raczyłem się napojami wyskokowymi i słuchałem muzyki. Słuchałem, słuchałem jeszcze, aż tu nagle…

Wcześniej o rok, w ojczyźnie, kolega z Wrocławia pochwalił się: „a Beirut to śpiewa o Wrocławiu!”. Jaki Beirut? O Wrocławiu? No to trzeba posłuchać. „Mount Wroclai”. Co znowu? Gdzie tu o Wrocławiu?! Mount? I jeszcze to „Wroclai”?? O co chodzi? Ale… piosenka poza tym wszystkim całkiem rozkoszna. Walczyk w nieco katarynkowym stylu znanym z wcześniejszej twórczości Tiersena imieniem Yann, o melodii, jak też u powyższego, wielce a urzekającej a melancholijnej. Mój człowiek! Tak mi grajcie! I została ta piosenka na rok w obiegu. Przyszła następnie pora zabrać się za całą właściwą płytę.

A zatem właśnie uznałem, przyzwoitość nakazywała, że pora najwyższa na sprawdzenie, jak to jest z tą całą płytą. A więc Beirut. Hmm... Okej. Gulag Orkestar. Hmmmmmm… Niech będzie. No dobrze, jedziemy. Słucham raz.

- O.

Słucham drugi. Cooo jest? Słucham jeszcze raz. Nie do wiary. I jeszcze raz, i następny, i…

To jest ta płyta ze względnie nielicznych na świecie, co potrafią otumanić jak obuchem – a więc nie za sprawą puszczania na cały regulator, a przez zawartą w sobie zawartość. Beirut, jak już pisałem swego czasu, to w zasadzie jednoosobowy projekt młodego (jeszcze wciąż) człowieka z USA, nazwiskiem Zach Condon. Niezwykłe! Chłopiec lat prawie wciąż wówczas -naście z Albuquerque w Nowym Meksyku (!), raptem! nagrywa rzeczy wyssane z na wpół wyimaginowanej, a na wpół doświadczonej osobiście Europy Środkowej ze szczególnym naciskiem na serbsko-cygańskie trąby, takie jak słyszane w filmach Kusturicy. Nawiasem, który należy tu otworzyć, dodam, że nie jest on zjawiskiem odosobnionym na tak zwanej scenie amerykańskiej, by wspomnieć dziwolągi jak DeVotchKa, Hawk and Hacksaw, czy tam jakieś popularne Gogol Bordello. W przypadku twórczości młodego trębacza oraz wybitnego ukulelisty folkowość brzmień jest środkiem, nie celem, językiem, w którym wypowiada własną autorską wypowiedź artystyczną, to znaczy swoje genialne piosenki. A więc nie mamy do czynienia słuchając z odtwarzaniem muzyki bałkańskiej, tylko wielce twórczą na tej bazie twórczością. Zresztą, czasem łżebałkańskość ustępuje miejsca nostalgicznemu olskólowemu synth-popowi, ale też pełnemu zalet. Słowem, żaden turbofolk. Tak, Beirut jest to produkt wysokohipsterski i ogólnie indie, jak dziewczęta-grubaski, które zakładają dziwne ciuchy i kokardy na głowę, ale to go nie deprecjonuje. Popatrzmy zresztą do środka.

Płyta zaczyna się od razu jednym z piękniejszych utworów. Zresztą! Składa się wyłącznie z jednych z piękniejszych utworów. Z tym, że ten pierwszy jest jednocześnie utworem tytułowym, a więc spoczywa na nim pewien ciężar gatunkowy. I nie zawodzi – ten utwór – bo wokalizy oraz chóry dęte i owszem – ze wschodnioeuropejsko-bałkańska łkają i zawodzą. W końcu to „Gulag Orkestar”… cokolwiek by to znaczyło. Tekst. Tekst jest drugorzędny i nieistotny, ale znamienny i ważny. Tym bardziej, że można go jeszcze w tym utworze zidentyfikować – maniera wokalna artysty, skądinąd całkiem ciekawa i miła uchu (!), nie zawsze bowiem na to pozwala. Wsłuchajmy się azaliż we wstęp utworu. Niesamowite… Szkoda tylko, że płyta była nagrywana niemal chałupniczo (i niemal samodzielnie), co słychać zwłaszcza tu, gdy uderza syntetyczna perkusja… Lecz taka już jej uroda… Wnet robi się jeszcze lepiej i mroczniej na duszy. Aż po ostatnie, zanikające fortepianowe nuty.

Kolejna para nazywa się kolejno „Prenzlauerberg” i „Brandenburg”. O czym są te piosenki, nie wiem. To nieistotne po pierwsze, po drugie na pewno nie o b. NRD. Liczy się ich muzyka. Z pozoru niepozorne, z biegiem dni, z biegiem lat okazują się jednymi z natęższych momentów albumu. A on nie ma innych! Poziom zaangażowania moralno-emocjonalnego frapuje w obydwu.

Jako czwarta pojawia się „Postcards from Italy”, czyli tak zwany przebój płyty. I to trzeba mu przyznać, gdyż słuchacz otrzymuje słuchając kilka kolejnych nagród. Jak na przykład motyw przewodni. Ten, w którym tańczy zespół pieśni i tańca Murzynów z plantacji. Nagrodą dodatkową jest bowiem obejrzenie wideo nakręconego w tonacji sentymentalno-nostalgicznej z zalanych miodowym odcieniem fragmentów archiwalnych oraz ukrytych wśród nich dokrętek współczesnych. Nastrój muzyczny rzeczywiście wyświetla na myśl wypłowiałe slajdy z wakacji i jakieś nagrzane słońcem kamienie na brzegu morza…

„Mount Wroclai” po krótce już scharakteryzowane, ale to dobry moment, żeby sobie utrwalić ten zasób wiadomości przy muzyce… Można też nostalgicznie zatańczyć, w końcu to walczyk! „Rheinland” wbrew tytułowi przywodzi na myśl tęskne dumki z żydowskiej Ukrainy, a więc coś, co słychać i u Cohena, i u Switłany Nianio. „Scenic World” zaskakuje gwałtowną odmianą stylistyki za sprawą kluczborkowego akompaniamentu. Choć i tonacja tego kawałka jest zdecydowanie najlżejsza. Można też rozróżnić wyśpiewywane wyrazy! Lekki nastrój wywołany jest tylko chwilowo, bo wnet w rytmie turpistycznego marsza martwej CK-orkiestry wojskowej nadciąga „Bratislava”… Gdzie to już słyszało się taką zachłystującą się trąbkę, wybijającą się ponad głowy maszerującej orkiestry? „The Bunker” też ma rytm marsza - kulawego tym razem – który ustępuje w rozbudowanej kodzie tęsknej naddunajskiej kantylenie. „Canals of Our City” już kiedyś pozwoliłem sobie zilustrować odpowiednio sentymentalnym i melancholijnym zdjęciem Kanału Żerańskiego. Aha, piosenka ta jest w nastroju sentymentalnym i melancholijnym. Czy jest najpiękniejsza na płycie? Tego nie da się wykluczyć. Kończy ją znów syntezatorowe – dla odmiany – „After the Courtain”, które szczególnego wigoru dostaje w wersji na żywo, gdzie w miejsce syntezatorów używa się bębnów, harmonii, skrzypiec i dęciaków.

Dobrze jest, gdy Gulag Orkestar dostanie się w pakiecie z opcją, to znaczy z EP-ką Lon Gisland. Mamy na niej czarujące „Carousels”. Mamy nową wersję starego „After the Courtain” i dwa fragmenty instrumentalne, jeden szaleńczy, „My Family's Role in the World Revolution”, drugi ambientowy „The Long Island Sound”, który jest repryzą przeboju wydawnictwa. Przebojem tym jest zaś parka do „Pocztówek”, czyli „Elephant Gun”, kolejny indie-walczyk promowany filmikiem w tej samej reżyserii Almy Har’el, która – cytuję za Wikipedią, gdzie zajrzałem, żeby nie pomylić się w pisowni nazwiska – rzecze: „That sound is how I feel when I’m honest about my life, that juxtaposition of melancholy and loneliness with the absolute enjoyment and happiness of being alive.”
Pod czym i piszący całą tę resztę pozostałych słów może się szczerze podpisać.

Więc – kiedy zorientowałem się, z jakim klejnotem w postaci tej płyty mam do czynienia, bez zwłoki wsiadłem w pociąg i wyruszyłem w podróż po własny egzemplarz. Odnalazłem go w dziale z muzyką cygańską… Już teraz nie popełniono by, myślę, takiej pomyłki. Wtedy to jeszcze była nowość.

Wkrótce zaś potem, zespół zza Oceanu zawitał w nieodległe – o 100 kilometrów –  okolice, a więc i my udaliśmy się do tajemniczego w listopadową noc Tourcoing na koncert. I właśnie ukazywała się druga płyta…

W następnym roku poniosłem podobną przygodę ze zgoła inną płytą, też jeszcze w miarę nową, choć starszą niż jednoroczna. I znów mój zachwyt nie miał granic, i nie ma ich do dziś. Dlaczegoś wyobraziłem sobie wówczas, że teraz już co roku doznam rozkoszy znokautowania przez jakieś niezwykłe odkrycie muzyczne. Ale tak się wcale – jak można było się nie spodziewać – nie stało. Choć wciąż mam nadzieję, że ktoś nowowynaleziony dogodzi mi muzycznie w tak dojmujący sposób… Co zaś było tą drugą płytą? Opowiem pewnie za rok, we wrześniu, jeśli świat się tam dotoczy.

Na koniec wypada wspomnieć o elemencie drugorzędnym, ale który towarzysząc muzyce współtworzy z nią płytę (wszak tak zwany album), o okładce. Widnieje na niej niezmiernie klimatyczny obrazek przedstawiający dwie niewiasty i samochód marki Łada. Jak można zorientować się z rejestracji, rzecz dzieje się w Rosji (czyli po 1991 roku? Chociaż ḁturaż jest jak z lat 70. lub wczesnych 80.). Tył płyty to zaś  już jedna niewiasta, bez drugiej i bez Łady, uprawiająca coś jak pole-dancing na poboczu drogi. Zdjęcia ponoć „znalezione w bibliotece w Lipsku, wydarte z książki, autor nieznany”. Nostalgiczny nastrój jest i tu! Choć może nieco odmiennej natury, niż ten zaklęty w muzycznej zawartości albumu. Co ciekawe (mam nadzieję), że tego lata, co właśnie oficjalnie kończy swoje istnienie, udało się nam ustrzelić kilka moto-motywów w podobnym nastroju, które tu niniejszym umieszczam.



90. Beirut - Gulag Orkestar + Lon Gisland





17 września 2013

Music in Twelve Parts, Part 2

Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj. Rysuj rysuj. Rysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj. Ryysuj rysuj.
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.  
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.  
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.  
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.  
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.  
Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj. Rysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj. Ryysuj ryysuj.
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
I nie daruj, rysuj nosem!
...





16 września 2013

Gwiazda linii tramwajowych


So you want to be a tram line star?
Then listen now to what I say:
just get an electric streetcar
and take some time
and learn how to drive.
And within a fortnight
it's all clear and bright,

you drive it alright.

Then it's time to go downtown...

(na melodię So You Want to Be a Rock'n'Roll Star,  chłe chłe)





13 września 2013

Kot napotkany. Galeria zwierząt futrzanych, bonus.

Wtorkowa kąpiel w jeziorze była chyba raczej na pewno ostatnia w tym roku. Trudno już nawet wejść do wody, i trzeba było użyć autoperswazji. Idzie jesień. Mgiełka, chłodek, te sprawy. A może by tak wpaść na dzień do Sandomierza? Dużo zasadza się ostatnio we blogu budynków. A nierzadko też i różnych płaskich pejzaży. Wieje Mazowszem. Spleen. Ale takie jest życie, człowieka otaczają budowle i jakieś niziny. Jak powiedział K.T.:
- Gdy dowiedziałem się, że z Katowic można zobaczyć Tatry, to pomyślałem, że gdyby z Warszawy było widać choćby Garb Gielniowski, życie byłoby łatwiejsze.

Człowieka otaczają też czasem zwierzęta - ludzkie i nieludzkie. Taki może na przykład otoczyć kot nieznany, mijany:

cdn.



10 września 2013

Zamek Grodno

A właściwie budynek bramny. Zagórze Śląskie, Góry Wałbrzyskie.


1995





6 września 2013

Dom FKW w Rembertowie

A może nie FKW*? W każdym razie na pewno nie FWP**. Stoi bowiem ów dom na terenie dawnego CWP***, później ASG****, obecnie AON***** w kiedyś podwarszawskim Rembertowie, przy ulicy Emilii Gierczak. Kim była Emilia Gierczak? Nie wiedziałem, póki nie sprawdziłem. Proszę też sprawdzić, los znamienny, polski, kresowy. Dom zaś projektował Juliusz Żórawski. Kim był Juliusz Żórawski? Też można sprawdzić. Reliefowe pasy szarych cegieł przypominają twórczość Romualda Gutta, twórczość w szarych cegłach. Można sprawdzić, gdzie uprawianą. Generalnie, proszę państwa, chodzi o dobry, przedwojenny modernizm-funkcjonalizm.

Budynek pochodzi sprzed wojny, a zdjęcia pochodzą sprzed lat trzech, z upalnego dnia początku wakacji******. Wtedy odbyła się wycieczka warszawoznawcza z udziałem m. in. znanych warszawskich blogerów H_Piotra******* i Marcina********.
Miejsce to jednak miałem okazję poznać jeszcze dawniej, w czasach licealnych, gdy udawaliśmy się z przyjacielem do jego dziadków na rosołek, a potem palić ogniska na terenie poligonu artyleryjskiego (sic!). Dziadek przyjaciela był instruktorem strzelectwa w randze oficera (albo pod). Podobno raz, demonstrując nowej grupie technikę strzelania z pistoletu, trafił w dziesiątkę tarczy, potem drugi, trzeci, czwarty, i... przypadkiem pobił olimpijski rekord wszechświata trafiając w dychę wszystkimi nabojami. Tyle anegdota, a raczej historia z życia.

Wówczas to, w drodze z rosołku na poligon, zwróciłem uwagę na prezentowany budynek. Ciekawy!
Niejedyny jednak ciekawy budynek z terenu AON, na inne przyjdzie pora w swoim czasie. I na odwrót.






* Fundusz Kwaterunku Wojskowego
**  Fundusz Wczasów Pracowniczych 
*** Centrum Wyszkolenia Piechoty
**** Akademia Sztabu Generalnego
***** Akademia Obrony Narodowej
****** lipiec i sierpień





3 września 2013

Elegia na odchodzące lato

W zeszłym roku napisałem, co już raz powtarzałem, więc powtórzę znów: gdy lato się kończy, to jakby ktoś znajomy umarł. W tym roku poczułem się nieco inaczej: jakby ktoś mi w ryj dał. Zimnica i… wrzesień! Wiem, że kalendarzowe lato jeszcze ma bez mała trzy tygodnie, żeby się wyszumieć, i znów może być pięknie, jak w 1939-tym. Wiem też doskonale, że nie ma co nastrajać się elegijnie za każdym latem i wszystkimi latami minionymi, ale… Gdzie lipiec i sierpień 2013? Gdzie się podziały? Gdzie są czereśnie? A gdzież niegdysiejsze śniegi? A gdzie Snowden? Najłaskawsza pora roku powoli się kończy, a wraz z nią powoli kończy się życie i w ogóle świat. Nawet internet powoli się zwija…

Cóż więc robić? Napalić w kominku i przygotować się psychosomatycznie na pożegnanie z sandałami oraz pływaniem i na powitanie szalików. Sęk w tym, że kominek sztuczny, atrapa. Palić można najwyżej lampę nad stołem. I czerpać élan vital ze zdjęć, co się je latem ustrzeliło. Po to są.










Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...