31 stycznia 2013

Młyn


W Nowogrodzie nad Narwią, ale już tylko jako eksponat skansenalny.







27 stycznia 2013

Piknik pod pędzącą lokomotywą

Wielki żelazny most. Jednotorowy, ale filary zawczasu zbudowane by zmieścił się i drugi tor. Dlatego na pustej części filaru pośrodku nurtu Wisły można urządzać pikniki. Możliwość widoczna poniżej z prawej strony. Trzeba tylko przepuścić skład.


Kilka z pierwszych zdjęć bezkliszowych. Nawet całkiem nieźle wyszły, jak na cyfrowa małpeckę.








23 stycznia 2013

Liście drzew zimowej nocy

...albo noclegownia Pole Mokotowskie.





Zdjęcia powstały jakieś dwa lata temu. Ale gdy się ostatnio tam przechodziło, to się zobaczyło, że jest tak samo. Można się poczuć hitchcockowato.
Użyć flesza - błąd.





19 stycznia 2013

Rzut ręką


Na Olimpiadzie w Antwerpii. Klasyfikacja medalowa - tu.





11 stycznia 2013

Nagrobki z Łowicza

W mieście, którego nazwiska nie powiem,
Nic to albowiem do rzeczy nie przyda,
W mieście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem,
W godnem siedlisku i chłopa, i Żyda,
W mieście (gród, ziemstwo trzymało albowiem
Stare zamczysko, pustoty ohyda)
Były trzy karczmy, bram cztery ułomki,
Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki.

- tak we wstępie do poematu pisze poeta. Ja jednak powiem to nazwisko: oto Łowicz. Podobno. Opis w zasadzie zgadza się i dziś, oczywiście z wyjątkiem Żyda.
Skąd podobne obrędopóstwo? Stąd, że od XII wieku było to miasto-rezydencja arcybiskupów gnieźnieńskich. Niejedyny to taki przypadek na Mazowszu, jeśli weźmie się pod uwagę biskupi Płock oraz należący do biskupów z Płocka Pułtusk. Do tych miejsc jeszcze kiedyś wrócimy. Na razie wróćmy pociągiem Kolei Mazowieckich - póki jeszcze jakieś kursują - albo autostradą A2 do Łowicza.

Już to malownicze miasteczko przemkło przez łamy raz i drugi. Dziś przemknie w wydaniu nagrobkowym. Nagrobków renesansowych zawiera w sobie bowiem sporą garść. Sporą relatywnie - mniejszą niż w Krakowie rzecz jasna, albo już prawie taką, co w wynagrobkowanej już tu Łomży.

Większa większość kryje się wewnątrz łowickiej katedry ex-kolegiaty (szkoda, że to nie kolegiata ex-katedra).
Już u wejścia - jak wchodzę, to po lewej ręce - wita nas nagrobek piętrowy, czyli typ znany ze wspomnianego grodu na Kurpiach.


Denatami sportretowanymi w tej formie jest małżeństwo Śleszyńskich. Pan Marcin był wojskim gostyńskim i trzepnął w 1578 roku:


Tradycyjnie - od małżonki (Anny) - dłonie:





Korzystając z zamieszania wchodzimy w głąb prezbiterium.


Na ścianie - jak wchodzę, to po prawej ręce - tkwi marmurowy arcybiskup Jan Przerembski. Jego podobizna dłuta Hieronima Canavesiego jest najstarsza w pakiecie - powstała po 1562 roku.


Najzacniejszym nagrobkiem łowickim jest figura arcybiskupa Jakuba Uchańskiego, który przeniósł się do krainy wiecznych łowów w roku 1581.
Jak widać, oprócz klasy artystycznej, dzieło wyróżnia się też materiałem, jest bowiem wykute w alabastrze. Dokonał tego znany nam już (np. z Brzezin) Jan Michałowicz z Urzędowa, autor opracowania architektoniczno-rzeźbiarskiego całej kaplicy Uchańskiego, gdzie przytomnie zapewnił miejsce wiecznego spoczynku również sobie.


Niestety, w wyniku pożarów i wojen, dokonano w XVIII wieku przebudowy kaplicy. Tak więc dziś wisi w niej mnóstwo kamiennych firanek, a katafalk biskupa wyjechał do nawy bocznej.
Lokal zaś zajęły szczątki świętej Wiktorii z autentycznie antyczną (IV wiek) tablicą grobową tejże.

Z oryginalnego wyposażenia - oprócz rzeźby właściwej - zachowało się tylko aniołkowate zwieńczenie nagrobka widoczne ponad arcybiskupem oraz jedna renesansowa rozetka widoczna pod arcybiskupem.
Gdzie podziała się reszta wystroju kaplicy Uchańskiego - o tym już wkrótce w mrożącym krew w żyłach finale!


Opuszczając niezwykle wnętrze łowickiej katedry a ex-kolegiaty, można zapuścić żurawia - jak wychodzę, to po lewej ręce - do kaplicy Tarnowskich, gdzie uświadczy się jeszcze jeden nagrobek jednego z przedstawicieli rodu, już siedemnastowieczny, a więc o cechach stylowych schyłku renesansu i początku baroku. Ale oprócz tego, rzucają się w oczy dwie pary rzeźb czterech ewangelistów mieszczących się w niszach. Choć późnorenesansowe, a nawet bardzopóźnorenesansowe, to jednak ogólnie sprawiają wrażenie silnierenesansowe i jakoś wręcz przywodzą na myśl renesans najczystszy, florencki.


Na deser rzut oka na epitafium figuralne nieznanej damy wmurowane w zewnętrzną ścianę łowickiej fary (kościoła parafialnego, a więc innej świątyni niż spenetrowana powyżej katedra!). Rzeźba przeniesiona z dawnego kościoła dominikańskiego dziś stanowi jednoosobową galerię sepulkralną pod chmurką.


Na tym koniec ze szczególnie interesującą niniejszy blog dziedziną renesansowej rzeźby nagrobnej, tu w wydaniu łowickim. Nie koniec na tym jednak z Łowiczem. Zostało jeszcze dziewięć klasztorów, no i domki.
Gdzieniegdzie.





4 stycznia 2013

Pożegnanie z tramwajami

Zarzekałem się, że nie robię wpisów okolicznościowych, ale szare życie...
Nie dość, że są okolicznościowe, to jeszcze elegijne: pożegnanie z Montserrat Figueras, Davem Brubeckiem, domkami fińskimi... A teraz z tramwajami. Uf, jak to brzmi! Chodzi atoli oczywiście o warszawskie tramwaje - już teraz - retro, czyli sławetne N13.
Dla mnie szkoda, bo to wszak immanentna część pejzażu zewnętrznego (czyli Warszawy) jak i wewnętrznego (krótko mówiąc: zawsze były w mym życiu obecne i co się nimi człowiek najeździł!
Chyba zrozumie mnie każdy, kto jeżdżąc do szkół, polował na miejsce motorniczego w drugim wagonie - tam bowiem młody pasażer zwolniony był z obowiązku ustępowania staruszkom...).

Poza tym, ich  (retro) wygląd jakże miłym się dla oka jawił! Wszak znać w nim jeszcze przedwojenny sznyt (wówczas nowoczesności), spadek po kuzynach - między innymi czeskiej Tatrze z serii T, pokazywanej tu "czwórce" gandawskiej, które zresztą kolegialnie dziedziczą po wspólnych przodkach - amerykańskich wozach PCC.

Słuchy o ich wycofaniu chodziły od dawna. Już w roku 2000 powiedziałem do H.
- Trzeba obfotografować te tramwaje, póki jeszcze jeżdżą.
- A, to nie głupie - odparł.

I co? I nic. Jak zwykle odłożenie sprawy pro futuro zaowocowało brakiem realizacji. Chociaż nawet przez chwilę czailiśmy się z Em. na moście Gdaniskim w przedostatni dzień ostatniego roku. Bez rezultatu, niestety.
W sumie więc, po archiwach mam rozsiane różne dość przypadkowe foty, jak na przykład:


Niestety, drzwi z fajowymi okienkami są po drugiej stronie... Albo ze środka (te lampy!):


Tudzież artystyczne impresje z jedynego (?) miejsca w Warszawie, gdzie uświadczyć można turnikiety:



Co to są turnikiety, dowiedziałem się oczywiście czytając po raz pierwszy "Mistrza i Małgorzatę"...
Przyjemnie było mi potem odkryć te warszawskie unikaty.
Okazuje się jednak, że i jeden z turnikietów diabli (złomiarze?) wzięli! Ten bezkolcowy:


Kolejne pożegnanie?...





1 stycznia 2013

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...