20 stycznia 2012

Nagrobki z Brzezin

Jak żem miał już okazję wspomnieć, jedną z rzeczy, które mnie kręcą są stare nagrobki. Poza tym, jestem zdrowy... itd.
A nagrobki nie byle jakie, tylko te na wysokim poziomie artystycznym lub o dużej wartości historycznej.
A najlepiej - jedno i drugie. I najlepiej, gdy są renesansowe.

Styl ten, relatywnie krótko istniejący w dziejach sztuki, a już zwłaszcza w Polsce, nie rozpieszcza nas zanadto liczebnością swego dziedzictwa. Co zaś wydaje się jednak dość częste, to właśnie renesansowa rzeźba sepult... sepulku... sepulkralna.
Gdy tylko dowiem się o jakiejś w okolicy, spieszę ją obejrzeć, a może i sfotografować. Więc czemu i nie pokazać we blogu?

Tak było z rzeźbami z Brzezin. Miasteczko to w ostatnich latach odwiedziłem kilkakrotnie, ale za każdym razem tylko przejazdem przy okazji tranzytu ku autostradzie do nieba. Dopiero ostatnio znalazłem w sobie dość hamulca, by obejrzeć miejscowy kościół parafialny. Wiedziałem już bowiem, że w środku czają się renesansowe rzeźby nagrobne...

Dwie z nich wykonał w drugiej ćwierci XVI wieku włoski artysta - rzeźbiarz i architekt zarazem (bo tak wtedy najczęściej bywało), Bernardino Zanobi de Gianotis. Jeden z pierwszych włoskich artystów importowanych przez ostatnich Jagiellonów. Znany jest on ze swej działalności architektonicznej w spóle najpierw z Bartolomeo Bereccim (Wawel), potem z Giovannim Cinim (budowa katedry renesansowej w Płocku). Oraz z rzeźbiarskiej na rzecz także innych umarlaków, z których najważniejsi wydają się bracia-książęta Janusz i Stanisław z Mazowsza. Ich tumbę (rekonstruowaną po zniszczeniach wojennych) można zobaczyć w katedrze warszawskiej, albo wkrótce na łamach tego blogu. Jak tylko uda mi się zrobić lepsze zdjęcie niż to, co mam.

Oto jedna z postaci wyrzeźbionych przez de Gianotisa, portret Stanisława Lasockiego, z rodu właścicieli miasteczka. Powiem tak - niezbyt piękny. Wizerunek jego żony, Zofii, jest jeszcze gorszy, więc oszczędzę pokazywania go tutaj.
Może kamienie wytarły się za bardzo, a może włoski mistrz odwalił chałturę. Dość, iż w porównaniu z warszawskim epitafium, przepięknym, o formach niemalże art-deco, brzezińskie figury prezentują sobą jakiś prymitywizm, by nie rzec - ludową nieudolność. Ale jest to moje prywatne zdanie. Znawcy cenią te dzieła wysoko, wskazując na szereg walorów (realizm rysów, drobiazgowe oddanie detali).
Cóż, a może pan Stanisław był po prostu brzydalem?


Dużo sympatyczniej prezentuje się praca późniejsza, z lat 60. XVI wieku - do pewnego czasu określana mianem "nagrobek damy herbu Ciołek", ostatecznie zidentyfikowanej jako Urszula z Maciejewskich Leżeńska, z zawodu dama dworu królowej Bony. Jego autorstwo należy do twórcy już rodzimego, czyli naszego, Jana Michałowicza z Urzędowa. On również specjalizował się w sepulkralnej oprawie rzeźbiarsko-architektonicznej. W tym przypadku można z powodzeniem dopatrzeć się wdzięku i finezji w opracowaniu formy, zwłaszcza jeśli porówna się ją z dziełami z przeciwległej ściany.


Co dodatkowo ciekawe, ten zespół rzeźbiarski odnaleziono w stanie zupełnej rozsypki na początku XX wieku w pakamerze kościoła, i złożono w całość metodą anastylozy, tudzież pouzupełniano brakujące fragmenta (na przykład dwa palce prawej dłoni).


W kruchcie do zakrystii wpaść można znienacka na jeszcze jeden - już dużo skromniejszy - wizerunek funeralny nieznanego jegomościa. Stety, czy niestety, został tu zdjęty, że tak powiem, od szyszaka strony.


A to kopuła kaplicy Lasockich od środka. Renesans. Wyklejany z zaprawy. Lecz to nie w niej figurują prezentowane dzieła, tylko w innej, pełnej gratów. Podobno zaś w krypcie kościoła znajdują się właściwe grobowce, również z dekoracją czasów Odrodzenia. Ale tak głęboko tym razem nie udało się wniknąć...
Trochę się było w pędzie, stąd i jakość zdjęć pozostawia co nieco do życzenia.


Aha. Na każdego przyjdzie jego kolej.

6 komentarzy:

  1. Kiedyś zwiedzałem bez przygotowania, ale z czasem przekonałem się, że chociaż ma to swoje plusy, to jednak zwykle warto poczytać sobie o ciekawych miejscówkach zanim się je zobaczy. A nagrobki też lubię, i te tutaj zaprezentowane są gites - z wyjątkiem ostatniego, na przedostanim zdjęciu, bo za (świętego) wacława nie mogę dojść, jak toto oglądać?
    PS. Sepultura... no nie podejrzewałem takich fascynacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, to ma swe plusy dodatnie. o zwiedzaniu "na szwęda" już chyba mówiliśmy, i to też ma swe plusy. tylko potem trochę łyso, gdy się okaże, że przeszło się, a za rogiem był pałac z V w. pne, czy coś.

    ostatni z nagrobków wisi na ścianie i się skraca na zdjęciu perspektywicznie ku glacy figury.

    Sepultura, tia... chyba faktycznie z Brazylii to wolę Jobima ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa - tera widzę, że on, czy też może ta wasza ona, tak figlarnie nóżki splotło... a ja żech myślał, że w prawym górnym rogu to jest łeb onego z przystrojeniem pióropuszowym, a dalej jakaś jogińska asana w stylu 'zegnij się, a się nie łam i pocałuj się w kostkę' - tylko 'tył' (czyli faktycznie przód) mi nie leżał w konwencji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Łączę się w zainteresowaniu tematem;)
    Przyznaję, że do niedawna nie znałam pojęcia 'sztuki sepulkralnej', co jest o tyle wstydliwe, ze z racji wieku powinnam;(
    Lubię cmentarze, stare zwłaszcza, wiejskie też, tez te bogate w ozdobne, stare nagrobki.
    Najmniej ich widzę tu, na Dolnym Sląsku, co nie dziwi zbytnio...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka ta kopuła cudownie krzywa, jak z plasteliny. Zapodaj coś z bliższej bliży W-wy.

    OdpowiedzUsuń
  6. ikroopka -> prawda, że na Dolnym Śląsku jest deficyt cmentarzy. to takie szatańskie równanie - u nas niszczono groby niemieckie, na Wschodzie niszczono polskie.
    za to gdy się weźmie jaki śląski kościółek zabytkowy - to w jego mury (często zewnętrzne) jest wmurowanych mnóstwo tablic epitafijnych.

    aha. imponujący dorobek blogersko-krajoznawczy :-)

    Hrabia -> właśnie, a nawet z modeliny, bo stwardniała ;-)
    coś bliższejszego Warszawy będzie, choć przecie niektóre przykłady widzeliśma razem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...