Em kręci nosem, że to w ogóle nie jest gra półsłówek, tylko jakaś dziwna hybryda.
Może. Moim skromnym zdaniem, jest to błyskotliwe, i jestem z niej dumny, chociaż przyznam, że, hmmm, nie należy do najśmieszniejszych...
Ale przecie nie zawsze musi to polegać na wymianie sylab lub wręcz połówek słów. Już wszak w samej nazwie zabawy wymienia się jeno po literze.
Generalnie sprawa jest oczywista - związek kilku słów po przestawieniu liter lub sylab ma dać treść możliwie obsceniczną bądź wulgarną. Przy tym, nie wolno wypowiedzieć wyniku przestawianki na głos! To żelazna zasada, choć nie każdy ją rozumie i przestrzega.
Klasyka gatunku jest powszechnie znana. Niektórzy wyssali ją z mlekiem domu rodzinnego.
Można się pokusić o próbę naukowej klasyfikacji gier. Pierwszą grupę stanowią więc zestawienia dwusłowne (Stój, Halina!). Druga, to ta w której pojawiają się okoliczniki (Pradziadek przy saniach). W trzeciej - całe towarzyszące słowa, które nadają frazie szczególny sens (Grupa majora Ducha). Do tej ostatniej należy również niezrównane Jedyna kochanka baszy.
My tymczasem bawimy się w wymyślanie nowych układów, co jest dla nas ambitnym wyzwaniem i rodzajem szlachetnej rywalizacji. A najlepiej wymyśla się w czasie długiej podróży.
Niektóre z GPS (jak to określił J.A.) wymyślonych przez nas można zaliczyć do czwartej grupy - gier epickich. Są to takie, które wymagają dłuższej frazy.
Np. Ania w wyniku ostatnich eksperymentów ma sól bromu.
Albo - wymagają wyjaśnienia o co chodzi w sytuacji wyjściowej. Np. Ojciec, wybucha rurka. - Oto ojciec z synem próbowali zrobić wino za pomocą gąsiora itd, gdy wtem ciśnienie zaczęło kruszyć szklany przewód, co syn zasygnalizował powyższym okrzykiem. OK?
Em proponuje: Stary lał na kadzie.
na to ja: Stary kolec.
Em: Rabujesz czy słuchasz?
ja: Kompania sucha od roboty (Kompania sucha przy robocie).
Em: Zbyt daleki na kupczenie.
ja: Ten keks da ci siłę.
Em: Nie warto się bać Jana.
ja: Ten człowiek potrzebuje na gry.
Albo inna na wzór Kochanki:
Duszono kreta w kopczyku.
itd. :
Chór Jurka.
But jak mały fiat.
Poganie w żytach, poganie pod Rzymem...
Dawno z gumy. Albo: Guma od dawna.
Czasem wspólnie doszlifowuje się surowy materiał, aby bardziej zabłysnął.
Próba z czasów, gdy pewien Bart był naszym dobrym znajomym.
ja:
- Jechałem rakietą Barta.
Nie, to bez sensu...
Ha.:
- Życie bywa okrutne.
Em.:
- Jechałem w gablocie Barta.
Niestety, zdajemy sobie sprawę, że niektóre z naszych wyrobów już mogły być wymyślone wcześniej. Em zdarzyło się wymyślić kilka takich, które już znałem (np. Larwy jak kulki). Szkoda...
Cóż, ilość kombinacji jest ograniczona, bo i zasób wulgaryzmów i sprośności nie jest nieskończony.
Ale i tak naszym mistrzem jest M.B., który głosi, że nie byłby w stanie sam wymyślić nowej gry półsłówek. Atoli jest on jednak autorem jednej, tak błyskotliwej, że po prostu zakasowuje wszystkie inne, tak mistrzowskiej, że zamyka usta i każe opaść rękom:
Kupa w dupie.
Na koniec, istne kuriozum - oto istnieją ludzie, których gra półsłówek wcale nie cieszy. Albo w ogóle nie rozumieją idei, nie są w stanie poprzestawiać tego, co trzeba, albo nie widzą w tym nic zabawnego.
Ja tego nie jestem w stanie pojąć!
pomarańczowe gry półsłówek - © Em. & Er.
Mnie mama indoktrynowała grami od małego, więc znałem większość popularnych i niektóre mniej znane też. Ale sam nie wymyślałem, bo zawsze miałem wrażenie, że wszystkie już wymyślono.
OdpowiedzUsuńpytanie, czy znałeś już coś z wyżej wyszczególnionych?
OdpowiedzUsuńTak na 100% to nie odpowiem, ale "Chór Jurka" czy "But jak mały fiat" brzmią znajomo.
OdpowiedzUsuń"chór" jest taki sobie. chociaż mam i wersję bardziej hardkorową, której umieszczę przez szacunek ;-)
OdpowiedzUsuńa "but" jest pewnie zbyt dobry, żeby już nie był wymyślony wcześniej.
Gdzieś w domu mieliśmy nawet taką książeczkę wydaną w latach 80., zdaje się z rysunkami Kobylińskiego, i właśnie grą półsłówek.
OdpowiedzUsuńPS. "której umieszczę przez szacunek" - udało Ci się zaprzeczenie w formie potwierdzenia ;)
wiem, że Kobyliński był propagatorem GPS, bo i we swych wspomnieniach ją wspomina.
OdpowiedzUsuńale żeby od razu książeczki publikować? e... dla mnie to jest część oral tradition.
...chwila, a co ja tu sam zrobiłem?
Ty umieściłeś przez szacunek, a Kobyliński przez chleba.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji: cała Polska czeka na wersję hardkorową, Er!
szepnę jej na uszko, gdy Ją spotkam.
OdpowiedzUsuńLubię, tylko stetryczałam i dowcip mi się z wiekiem stępił, ale chętnie poczytam;)
OdpowiedzUsuńCo się dziwisz, że są tacy, co "nie lubieją", jak mawiała pewna moja znajoma - dziś każą myśleć prawidłowo, politycznie poprawnie znaczy, a dowcipy to ledwie szeptem, żeby nikomu się nie narazić;(
no dobrze, ja się zgadzam, że gra półsłówek raczej nie wywołuje paroksyzmów śmiechu, ale Kabaret Starszych Panów też nie. a są tacy, co i jego poczucia humoru nie łapią ;-)
OdpowiedzUsuńParoksyzmy wywołuje facet przebrany w żółty sweter, z nietypową fryzurą i sepleniący.
OdpowiedzUsuńKilka bylo w 'Noniuszu' Kobylinskiego jesli mozna sie wtracic. Nie pamietam dokladnie, bo w dziecinstwie czytalam. Ksiazeczki chyba nie bylo.
OdpowiedzUsuńproszę się wtrącać ile dusza zapragnie.
UsuńO "Noniuszu" właśnie myślałem, wpominając wspomnnienia Kobylińskiego parę koentarzy wyżej ;-)