SŁOWEM WSTĘPU
Moja propaganda turystyczno-krajoznawcza staje się coraz
bardziej obok sensu. Atmosfera na Krymie gęstnieje. Sytuacja jednak jest
skomplikowana – bez wdawania się już w oczywiste szczegóły (dobrze, że Chruszczow nie przekazał także Polsce Obwodu Królewieckiego wraz z jego HR). Oby skończyło się
na demonstracjach (siły)…
Założyłem jednak, że cały luty – tak, jak w zeszłym roku niedzielnej
wyprawie na północne Mazowsze – przeznaczę nablożnie na wątek „Krymskie wakacje”.
I tego się konsekwentnie trzymam, jak pijak latarni. Mam nadzieję, że będzie
można jeszcze tam zawitać, by zobaczyć te fantastyczne miejsca i motywy.
W sześć dni, nawet jeśli są ekstremalnie intensywne, można
uświadczyć bowiem jeno niewielki wycinek oferty przyrodniczo-kulturowej Krymu.
Tym bardziej, że i chęć przecież bierze, by cały czas siedzieć w przejrzystej i
ciepłej morskiej wodzie…
Niezgłębioną, a zaledwie muśniętą sferą jest więc zjawisko „skalne
miasta Krymu”. Skalne lub „pieczerne”, miasta lub klasztory. Zalicza się do nich
miejsca takie, jak
TEPE KERMEN
KYZ KERMEN
MANGUP KALE
CZUFUT KALE
ESKI KERMEN
KACZY KALON
CZELTER KOBA
INKERMAN (zwany też z bardziej swojska K a l a m i t ą…)
Samo egzotyczne
brzmienie tych nazw to pieści, to dźga ostrogą moją wyobraźnię i wzbudza dreszcz tęsknoty za eksploracją
tajemniczych miejsc… „Kale” znaczy w języku miejscowym „miasto”, a „kermen”
lub „-kerman” - „twierdza”. Na przykład
Inkerman to tyle, co „Twierdza pieczar”. Oraz wielce smakowite wino miejscowe.
W większości zespoły te znajdują się na skalnych stołowinach i w ich ścianach.
W pakiecie z Bakczysarajem – jako że znajduje się
nieopodal – serwowane jest Czufut Kale. Wspomniane przez Mickiewicza w sonecie
(krymskim), jego nazwa znaczy „Żydowskie miasto”. A więc przedwojenna
Warszawa i każde z ówczesnych małych miasteczek to „czufut kale”. Ale dlaczego żydowskie na
Krymie? Ano, w tym wypadku chodzi o Karaimów, lud wyznający religię mojżeszową, zamieszkujący to miejsce jeszcze w XX wieku. Jego pochodzenie nie jest do końca oczywiste:
przez lata uważani byli za plemię turecko-turkmeńskie, teraz przyjmuje
się, że są jednym z od-szczepów Narodu Wybranego. A może pochodzą od
tajemniczych Chazarów (patrz: „Słownik Chazarski”), znikniętych z historii bez
śladu, choć ich potężne państwo w jakimś IX wieku naszej ery władało także Krymem?
Do Czufut Kale zaledwie jednak zdołaliśmy zajrzeć spod
skalnego Swiato-Uspienskiego klasztoru – gonił czas, trzeba było wracać na bankiet do Tolka i
Gieny, no i miałem spodnie rozdarte na tyłku… Wystarczyło jednak fotki na wpis,
który niejako zapowiadał cykl krymski.
Z ograniczonymi możliwościami czasowymi, musieliśmy się
zdecydować, które z wyżej wymienionych skalnych miejsc odwiedzimy. Wybór padł
na klasztor Kaczy Kalon, również w rejonie Bakczysaraju.
Nazwa – wbrew pozorom – oznacza „Krzyżowy okręt”. Również wspaniale (prawie jak moja absolutnie ulubiona nazwa z kategorii nazw: Wieża Srebrnych Dzwonów). Obok zaś też ciecze rzeczka Kaczy, która malowniczym kanionem przełamuje góry.
Trzeba przyznać, że o ile pięknego pejzażu opony nie zdobią, to jednak patent jest niezły!
Na górze znajdujemy współczesny klasztor wsparty o skalną
ścianę. Wewnątrz nie do końca zrozumiałe, ale oryginalne i intrygujące
zdobienia…
Okazuje się jednak, że zmyliliśmy ostatecznie drogę i do
właściwego pieczarnego klasztoru Kaczy Kalonu nie trafiliśmy, czekał nas za to
niespodziewany bonus. Zagłębiwszy się w las, porastający płaski raczej teren, już prawie mieliśmy zawrócić. Lecz że w dali otwierały się jakieś widoki,
postanowiliśmy jeszcze wyjrzeć „za róg”... Ach! Zachwyconym oczom ukazał się zapierający
wzdech obraz…
Poza pejzażem dalekogórskim, uwidoczniły się dwa inne skalne miasta: Kyz Kermen (na drugim planie) i Tepe Kermen (wystaje znad Kyz Kermen). Więc jednak – zobaczyło się je przynajmniej z oddali.
Przewodnik ostrzega: przejścia doliną między skalnymi
miastami brak, znajdują się tam obozy szkoleniowe ukraińskich służb
specjalnych. I faktycznie: słychać było ćwiczenia strzeleckie. Ani chybi – Berkut...