Biblioteka Narodowa w tzw. Site de Tolbiac (lub Site François-Mitterrand) nie jest najnowszą realizacją architektoniczna świata, bo stukło jej właśnie 15 lat. Jednocześnie oznacza to, że sam projekt ma ich pewnie ze 20.
Tak jak do naszej Biblioteki Narodowej można dojechać np. 17-stką, tak do tej, usytuowanej w południowym rejonie paryskiego lewego brzegu, można dojechać 14-stką, z tym, że jest to w pełni zautomatyzowana tzn. bezmaszynistowa linia metra.
I tak jak do naszej Biblioteki Narodowej można dojść przez Pole Mokotowskie, tak do tej można też oczywiście dojść, np. od strony Sekwany. Widzi się wtedy przy nadrzecznym bulwarze przestrzeń wypiętrzającą się w formie szerokich drewnianych schodów, czy też, mówiąc fachowo, krepidomy.
Na szczycie znajduje się również wyłożony drewnem płaskowyż, a nad nim górują cztery przeszklone wieże. Ustawione w wierzchołkach wydłużonego prostokąta podkreślają jego kształt swoim węgielnicowym zarysem.
Ponoć ich wygląd zainspirowała forma otwartej książki. Jeśli rzeczywiście, to trzeba powiedzieć, że dość tandetna to zagrywka. Tak jak każda dosłowna transpozycja funkcji architektonicznej, czyli przeznaczenia budowli w jej formę.
Ponadto, chodzą słuchy, że w wieżach umieszczone są magazyny książek, którym to szkodzi. To znaczy, książkom szkodzi ekspozycja na światło słoneczne, stąd konieczność zasłaniania przeszkleń. Więc po co te przeszklenia? I jak w ogóle tak surowa, miesvanderrohańska forma ma zachwycać, jak nie zachwyca?
Wszystko jednak można twórcom kompleksu - z Dominikiem Perrault na czele - puścić w niepamięć, gdy wkroczy się pomiędzy wieże.
Tu bowiem kryje się (niemal dosłownie) naczelny bajer kompleksu. Przestrzeń pośrodku prostokątnego plateau zagłębia się ponownie, by zawrzeć w sobie... sosnowy lasek. Wokół niego, a pod nogami zaglądających z góry, na kilku kondygnacjach mieszczą się czytelnie odizolowane tym pogrążonym borem od zgiełku miasta. Efekt, jaki robi ten nieoczekiwany widok, pozwala zapomnieć o ordynarnej formie neomodernistycznych kloców nad głową.
Kompleks biblioteczny można porzucić wycofując się na drugi brzeg Sekwany dizajnerską kładką imienia Simone de Beauvoir.
Ta realizacja jest nieco nowsza, bo sprzed lat zaledwie pięciu. Autorzy z w pracowni Dietmar Feichtinger Architectes dość umiejętnie połączyli ją i funkcjonalnie, i stylistycznie z biblioteką, tak że obiekty tworzą razem zgrabną całość. Rozfalowanie pieszego mostu, nie dość, że atrakcyjne wizualnie, to jeszcze płynnie łączy różne poziomy - wybrzeży Sekwany i wyższych obiektów po obu jej stronach.
Po drugiej stronie Sekwany, kładka sprowadza nas na schody z kaskadą wiodące do nowego parku im. Icchaka Rabina... WTEM!
Tu jest Francja, i tu się pije.
***
PS Skoro już jesteśmy we Francji, pozwalam sobie dodać dziś sklecony limeryk w stylu prezentowanego uprzednio cyklu, czyli oczywiście spod znaku Erosa i Aresa.
Od dziewczyny, przed bitwą pod Falaise,
Polak jeden coś słyszał jak "moi-baise".
Więc niech każdy dziś wie to,
że nasz żołnierz ten przeto
walczyć zdążył nie w spodniach tam, a bez.
Coż, byłem ciekaw, czy uda się zrymować coś o polskich przewagach spod Falaise.
Nie umiem rymować, ale czuję że "nasi tu byli" ;))))
OdpowiedzUsuńno, jeżeli "nasi" to tłumy młodzieży masowo spożywającej alkohol w przestrzeni miejskiej...
OdpowiedzUsuń:-)
Bardzo mi się podoba to zdjęcie z sosnowym laskiem między klocami. Przypomina mi trochę wizualizacje w stylu "co się stanie z wytworami naszej cywilizacji po jej upadku", czyli zielskiem, porastającym ruiny nowoczesnych budowli.
OdpowiedzUsuńniestety, nie zrobiłem takiego zdjęcia zaglądającego wgłąb, na całą wysokość sosen.
OdpowiedzUsuń