Lojalnie uprzedzam, że umiarkowane zainteresowanie może wzbudzić niniejszy wpis li w PT warszawianistach.
Jest sobie - od XIII wieku, również w Polszcze - zakon dominikanów, OP, czyli Ordo Praedicatorum.
Dawniej - zakon żebraczy i kaznodziejski, intelektualiści średniowiecza, potem poniekąd naczelni inkwizytorzy, u nas - znane ofiary II najazdu Mongołów, propagatorzy pierogów itd.
Dziś - między innymi: pieszczochy warszawskiej publiczności uprawiającej tzw. churching, teohipsterów, dla których prowadzą sieć kościołów, słownie: dwa.
Jeden z dwóch kościołów dominikańskich, starszy, mignął na łamach tego blogu. Teraz, ruchem konika szachowego proszę przemieścić się na południe Warszawy. Komu zaś kondycja nie dopisuje, może skorzystać z metra. Na Służew.
Dawniej - wieś szlachecka, znana jako siedziba najstarszej parafii na terenie dzisiejszej stolicy (obecny kościół świętej Katarzyny, pierwotny erygowany we wspomnianym już interesującym XIII wieku).
Dziś - dzielnica Warszawy, włączona w jej granice tuż przed samą wojną światową MkII, zajmowana w dużym procencie przez znane osiedle mieszkaniowe wzniesione w czasach Edwarda z Sosnowca (zwanego też Edwardem z Limburgii).
Prowincja polska zakonu posiadała przed II Wojną Światową jakieś dobra na Kresach, znaczne połacie. Jeden z naczelnych zakonników, Jacek Woroniecki OP, spylił je po to, by nabyć działkę pod nowy klasztor w Warszawie. Współbracia łapali się za głowy na tak kiepski interes - zamieniać duże włości na małe a drogie. Czas i historia pokazały jednak, jak wspaniały był to błysk natchnienia, wobec faktu, iż Kresy diabli wzięli. Nowy teren - wówczas jeszcze podwarszawski - przeznaczono pod budowę nowego klasztoru. Projekty były ambitne - planowano wzniesienie sporego kompleksu wraz z kościołem, wszystko w stylu zbliżonym do neoromańskiego. Wizualizację zamierzeń można obejrzeć na stronie poświęconej historii Służewa. Ciekawy pictorial z czasów budowy, datowany na 1936 rok, znajduje się zaś na cyberstronie zakonnej. Niemniej, przed wojną zdołano postawić jedno tylko skrzydło - istniejący do dziś klasztor.
W czasie wojny, zamieszkali w gmachu klasztornym nieproszeni goście w postaci blondynów w stalowych kapeluszach. Pamiątką po ich turnusie jest symboliczna mogiła powstańców rozstrzelanych tu w pierwszych dniach wiadomego sierpnia.
Teutońskich herosów wyparli słowiańscy lokatorzy kwaterunkowi, tak zwana trudna młodzież, trudny wiek średni i trudna starość.
Zakonnicy odzyskali całość budynku dopiero wraz z nastaniem jutrzenki swobody, czyli po 1989 roku. W tamtym pamiętnym czasie trwała też budowa kościoła, już nie według oryginalnego projektu, a zgodnie z planami Władysława Pieńkowskiego, twórcy wielu kościołów.
Tyle tytułem przydługiego wstępu w tło historyczno-geograficzne. Skierujmyż spojrzenie na samą przestrzeń zajmowaną przez OP.
Trójkątnoidalną połać między ulicą (uwaga! to nie zbieg okoliczności!) Dominikańską i wyrostkiem robaczkowym Nowoursynowskiej zajmują stary klasztor, nowy kościół, powierzchnia biologicznie czynna etc. Oraz niepozorny na pierwszy rzut oka budynek gospodarczy, który jest bohaterem niniejszego wpisu.
Jak wyczytać możemy na stronach służewskich, dawna wieś została wchłonięta przez królewskie dobra wilanowskie już w XVII wieku. W następnym stuleciu powstał tu folwark, a wraz z nim - istniejący do dziś budynek folwarczny.
Czy w istocie ma lat ponad 200? 250? Spójrzmy na zdjęcia i plany w tej przebogatej bibliotece, do której nie musimy fatygować organizmu, czyli do internetu.
Obok - spojrzenie nr 1 z tzw. boskiej perspektywy: na znany i lubiany obraz Warszawy tużpowojennej, oraz kilka ujęć z XXI wieku. Widać wymienione wyżej obiekty. Skośnie położony wagon, to klasztor. Równolegle do niego współczesny (nam) kościół. Budynek folwarczny ma zaś formę graniastej podkowy. Dociekliwe oko dostrzeże ubytek symetrycznej odnóżki skrzydła wschodniego po 2008 roku. Zauważmy też obecność w 1945 licznych pojazdów - idę o zakład - wojskowych, jako że próżnię po Wehrmachcie i SS momentalnie w owych czasach zapełniały WP, ACz lub NKWD, MO, UB itp. Pytanie, która z tych instytucji zainstalowała się w klasztorze, a konkretniej, odpowiedź na nie wymagałaby kwerendy w kronikach klasztoru lub wywiadu środowiskowego.
Warte odnotowania na marginesach jest też istnienie przyjemnej alei kasztanowej wiodącej pod kątem od ulicy Dominikańskiej. Do niedawna zamykały ją pozostałości bramy, widoczne na zdjęciu archiwalnym tu.
Kopiąc dalej w dostępnych cyberarchiwach możemy natknąć się na kolejne dwa dokumenty rejestrujące istnienie interesujących nas obiektów. Jest to przedwojenny plan katastralny, oraz, powielający jego błędne relacje przestrzenne, fragment inwentaryzacji zniszczeń Warszawy wykonany po wojnie przez BOS.
Jeśli jednak spojrzymy na starsze materiały kartograficzne, z czasów przed budową klasztoru, zauważymy istotne novum. Otóż, jak widać, zabudowania folwarczne stanowiły kompozycję dwóch graniastych podków. Co ciekawe, raz widnieją jako mniej więcej równe sobie, na innej znów mapie - część północna jest dużo większa niż południowa. Jak było faktycznie - nie dowiemy się, gdyż tajemnicza reszta folwarku nie istnieje. Chyba że znaleźlibyśmy jakiś rzetelny pomiar, ale na to trzeba by jednak wstać z fotela.
Sięgając do jeszcze starszych źródeł - map sporządzonych w czasach Królestwa Kongresowego - przekonamy się, że niejednoznaczność kształtu założenia folwarcznego występuje i w nich. Znów, bez problemu rozpoznamy charakterystyczne trzy skrzydła obiektu południowego.
To, co mu towarzyszyło przyjmuje zaś różne formy - a to jakieś luźne zabudowania, a to regularny czworobok z dziedzińcem. W każdym razie - mamy poszlakę świadczącą o przynajmniej dwustuletnim istnieniu zachowanych reliktów.
A tak oto wygląda opisywana budowla obecnie, widziana już z perspektywy ludzkiej, czyli żabiej.
Do czego służyła? Można domyślać się, że przynajmniej w części były to stajnie albo obora.
W rozebranym niedawno zakończeniu widocznego skrzydła, wokół mniejszego wejścia, tkwiły jeszcze w murze spore zawiasy, świadczące o istnieniu wcześniej odrzwi dużo większych.
Skrzydło zachodnie zamyka piętrowy budynek (mieszkalny?), niedawno wyremontowany.
Miejmy nadzieję, że jest to znak, iż obiekt ten, przynajmniej przez jakiś czas, nie ulegnie dalszej anihilacji.
(Stan sprzed remontu można sprawdzić na zdjęciu p. Yorryka w serwisie Panoramio).
Czy jest w sali ekspert od rozwarstwiania i datowania budynków po formie cegieł?
Pobudka! Już koniec wycieczki w czasie i przestrzeni. To tylko teoria, ale być może mamy nowy wspaniały zabytek, prawdopodobnie częściowo przynajmniej jeszcze z czasów saskich. Nie jest to wprawdzie pałac Brühla, ale zawsze... Coś...
Dla wytrwałego czytelnika nagroda w pakiecie - bujające gołąbki starosłużewskie.
Niech Cię chudy byk - dwa razy musiałem wszystko przeczytać, żeby coś zrozumieć. I pamiętam tylko teohipsterów.
OdpowiedzUsuńPS. Xiądz (nie redaktor) Maj to stamtąd? Znaczy nie z klasztoru, tylko kościoła świętej Kaśki?
Faktów tyle, że nie wspomnę o uroczej zawiłości stylu, że jak kolega przedmówca idę czytać drugi raz;)
OdpowiedzUsuńOgólnie podoba mnie się;)
Na marginesie - bywają wizjonerzy, dziadek mój nieżyjący, aczkolwiek człek mądry, nie był tak przewidujący, budując sobie w latach dwudziestych ubiegłego wieku, willę szesnastopokojową - trudno mi sobie to nawet wyobrazić - nad Prutem, którą, rzecz jasna, stracił, a ja nie odziedziczyłam, bo gdyby - to dziś byśmy wszyscy plenery mogli tam organizować...
Wątek cegieł wygląda mi na tzw. 'Wątek Forteczny' - 2 połowa XIX wieku; cegły ułożone warstwami wyłącznie główkowymi, ale certyfikowanym ekspertem nie jestem.
OdpowiedzUsuńCertyfikowani rzeczoznawcy MKiDN dostępni o tu:
http://www.nid.pl/UserFiles/File/pliki%20do%20pobrania/Lista%20Rzeczoznawc%C3%B3w%20MKiDN.pdf
Gmeranie po starych mapach zawsze skutkuje ciekawymi odkryciami. Chyba nawet nie kojarzę kościoła, w tych rejonach bywam najczęściej pod ziemią ;)
OdpowiedzUsuńI am I - spoko, ja też właśnie to przeczytałem pierwszy raz i nie zrozumiałem.
OdpowiedzUsuńxiądz - chyba ten. aczkolwiek kościół św. Kaśki stoi trochę dalej, co pewnie wiesz.
Ikroopka - jej Bohu, jak to musiało być piękne, ta willa nad Prutem...
SV - jak to?! II połowa XIX w? cała teoria ma legnąć w ceglanych gruzach?
ale, ale, tam są i wozówki. może to wątek folwarczny? ;-)
Lav. - kojarzysz, kojarzysz (chyba że się faktycznie nie wynurzasz):
http://warszawamoimoczkiem.blogspot.com/2009/10/koscio-sw-dominika.html
No bardzo ciekawe z przyczyn infantylnych i pięknie dziękuję za pobudzający wyobraźnię materiał. Czuję się teraz mocniej osadzony w kulturowym dziedzictwie Polski, Europy i świata.
OdpowiedzUsuń..tylnych? to się cieszę.
Usuńaczkolwiek mądrzy ludzie mówią, że te cegły pachną im "point de reveries, messieurs".
to bardzo być może. sam zarys budowli mógł sie nie zmienić, a ona sama tak. na przykład wskutek pożaru.
z drufiej strony, nie byłbym tak prędki, gdybym osobiście nie znał podwarszawskiej chałupy, o której wszyscy mówią, że 200 wiosen miała. zanim się rozpadła...