30 grudnia 2016

Podróż do jądra Polski 2 / „Odbudowa polskiego miasteczka”

Po co właściwie jeździłem do wyimaginowanego jądra Polski?

Praimpulsem były zdjęcia przypadkowo natknięte w internecie. Tak, czasem chadzam w tym labiryncie cudów i bzdury.




A więc w złożach krajowej sieci dokopałem się niezwykłych w moim mniemaniu wizerunków małego miasteczka sprzed I wojny światowej.
Tu należy uświadomić sobie, że nasz kraj, który obok b. ZSRR i b. NRD najbardziej - również materialnie - ucierpiał w wojnie II, także i w tym dziwacznym oraz tyle niezrozumiałym, co krwawym, pierwszym wielkim konflikcie XX wieku, poniósł straty niepowetowane.

Weźmy choćby taki Kalisz. Wpis na pewnym blogu przypomniał mi, że o zniszczeniu tego miasta u progu I WŚ wspomniano nawet - z należnym oburzeniem - w którejś z pozycji cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza. (Nie czytałem żadnej, ale kiedyś miałem okazję usłyszeć fragment słuchowiska, w którym akurat o tym była mowa). Nigdy w Kaliszu jeszcze nie byłem, ale wiem, że został zbombardowany przez Niemców, terrorystycznie, jak byśmy dziś powiedzieli, a więc łącznie z obiektami cywilnymi i cywilami. Po ustaniu działań wojennych został zaś odbudowany.

I tu dochodzę do sedna - właśnie w tym roku mogliśmy hucznie obchodzić setną rocznicę wydania publikacji „Odbudowa polskiego miasteczka” (Kraków, 1916).


Różni architekci zamieścili w zbiorze swoje fantazje na temat siedzib mieszkańców modelowego miasteczka.
Jest to jeden z pierwszych przejawów - edytorski w tym przypadku - istnienia „stylu rodzimego”, który jest jednym z (zaniedbanych) leitmotivów tego oto blogu. Więcej o genezie zjawiska w TYM wpisie, a przykłady obrazkowe TU, TU , TAM, O i TUTAJ, i jeszcze w TYM miejscu, i TAM. A także ÓWDZIE.

Ruch odbudowy w stylu rodzimym zaistniał jednak chyba głównie na papierze - z oczywistych i odwiecznych przyczyn zasadniczych, czyli pieniężnych. Przejawem systemowej odbudowy w tym guście było dopiero przywrócenie do używalności Kazimierza nad Wisłą, autorstwa głównie znakomitego Karola Sicińskiego, wykonane po 1945 roku. Jest to notabene jedna z przyczyn nawiedzania tego miejsca przez tabuny turystów spragnionych elementarnej estetyki budowlanej. (Jakoś mniej ich można zaobserwować np. w pobliskiej Poniatowej). Tak, wiem, w Kazimierzu są jeszcze piękne zabytki oraz cudowne warunki krajobrazowe, ale...


Miasteczko odwiedzone wczesną jesienią to, jak słusznie niektórzy wybitni Czytelnicy przyuważyli, Przedbórz. Gród nad Pilicą, tkwiący w centrum trójkąta, jaki utworzyłoby połączenie liniami na mapie Częstochowy, Piotrkowa Trybunalskiego i Kielc. A więc... jądro Polski.


Na wspomnianych zdjęciach widnieją widoki wyjątkowe!


Pierwszy przedstawia malowniczo, a organicznie pospiętrzane plany urbanistyczne, które tworzą budynki wyrafinowane w swojej prostocie!

Jasne ściany wieńczą spadziste dachy, a jedyny detal to w praktyce podziały okienne i okiennice - element kojarzony dziś z przesłodzeniem formalnym, ale jednak jakże praktyczny! Zestawienie planów rosnące wzwyż przypomina zaś nieco wspomniany Kazimierz. Widok ten tak mnie zachwycił, że odtworzyłem go w manierze rysunków z „Odbudowy polskiego miasteczka”. Efekt na szczycie wpisu.

Kwerenda dalszych obrazków na „Fotopolsce” przyniosła wniosek smutny, że tak spójna a piękna forma miniurbanistyczna nie przetrwała przejścia frontu.



Drugi widok to fotografia przedborskiego rynku z niemniej fascynującym formalnie obiektem. W inteneciech zwą go „sukiennicami”. Rozumiem, że za tą nazwą o średniowiecznej proweniencji kryje się budynek handlowy, coś w rodzaju późniejszych pasaży, czy (raczej) hal targowych.

Literatura fachowozabytkowa datuje go na przełom XVIII i XIX wieku. Byłby więc inicjatywą cywilizacyjną władz zaborczych (pruskich)? Wiele wszak miast w początkach XIX stulecia doświadczyło rozmaitych działań regulacyjnych i porządkujących, tudzież inwestycji publicznych i infrastrukturalnych (bruki, drogi przelotowe, poczty, odwachy, rogatki etc.). Czy więc i na tej modernizacyjnej fali powstały przedborskie „sukiennice” (może w istocie handlowano tam tkaninami)?


Koniec końców, tym razem w wyniku kolejnej, czyli II, wojny, z budowli ostał się do dziś nikły fragment - wraz z arkadami, które choć interesujące, nie dają obrazu, jak fantastycznym obiektem była jej całość.


O synagodze przedborskiej nie ma co nawet wspominać - ów wybitny a nieistniejący drewniany przykład jest jednym z setek przejawów niszczycielskiej furii naszych zamożnych sąsiadów.

Zamiast więc tego smutnego motywu, jeszcze jeden archiwalny widoczek z polsko-żydowskiego miasteczka - Przedborza. Już bez tak spektakularnych elementów, ale wciąż cieszący oko organicznymi formami oddolnej urbanistyki, tudzież spójnością i ludzką skalą zabudowy.
No i brak tego natłoku znaków drogowych...






27 komentarzy:

  1. Bardzo wysoko cenię wszystkie Twe wpisy o stylu rodzimym, który to termin na stałe sobie przyswoiłem jako istotny wkład w moje stosunki z pejzażem (nawiasem mówiąc, wpisy o stylu rodzimym cenię zdecydowanie wyżej od tych o rocku progresywnym).

    Jak już kiedyś skomentowałem, byłem w Przedborzu, ale nie wiedziałem nic z tego, co Ty wiesz. Ucięte Sukiennice rzucają się w oczy.

    W Kaliszu również byłem, gdyż jestem z nim rodzinnie związany, i chętnie ponownie udam się tam wespół, o co tym łatwiej, że w nowym, aktualnym rozkładzie 4:45 z W-wy Wschodniej pociąg Asnyk. Ostrzę więc sobie zęby na początek nowego rowerowego sezonu (pojutrze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo wysoko dziękuję. co do mnie, to podobnie pozytywnych wrażeń dostarcza mi zarówno widok budowli we wspomnianym stylu, jak słuchanie dobrego rocka progresywnego. na pociechę, powiem Ci, że wpisów o rocku progresywnym jest tu jak dotąd mniej niż połowa w porównaniu z liczbą wpisów o stylu rodzimym.

      co wiem o Przedborzu, tego dowiedziałem się z internetu. i z "Katalogu zabytków". faktem jest natomiast, że zwykle staram się zgromadzić taką wiedzę PRZED wycieczką.

      Usuń
    2. a jeszcze Ci powiem, że te dwie rzeczy mają dużo ze sobą wspólnego.

      Usuń
  2. Czy można zadać pytanie niemerytoryczne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zadać można, ale komu? oto jest pytanie.

      Usuń
    2. wiedzieliśmy że będą trudności.
      oto pytanie: "czy w pierwszym załączonym obrazku widać rękę architekta?"

      Usuń
    3. tego chłopca na pierwszym planie? może udało mu się wyjechać do Ameryki Południowej i zrobić karierę budowniczego w Buenos Aires...

      Usuń
  3. Następny ruch - zrobić "...i dziś", żeby tak różowo nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. khem... "i dziś" już było. w pierwszej części.

      Usuń
    2. A tak, mini dead city. Tylko porównania bezpośrednie robią większe wrażenie. Nie żeby lepsze.

      Usuń
  4. Aż sobie pooglądam obrazki z Odbudowy polskiego miasteczka, bo widzę że jest w zasobach bibliotek cyfrowych. Chociaż namacalnego egzemplarza zazdroszczę. I Przedbórz muszę wyżej przesunąć na listach miejsc do odwiedzenia. Nadmienię tylko, żeby nie było samych peanów w komentarzach, że taka Poniatowa jest zrobiona do mieszkania (całkiem niewykluczone zresztą że zrobiona tak sobie i że mieszka się w niej również tak sobie; ale to rzecz oddzielna), a mieszkanie w Kazimierzu musi być koszmarem. Także ze względu na tabuny turystów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja zazdrość być może trochę zwiędnie, jeśli dodam, czego zaniedbałem w natłoku wyrazów, że "Odbudowa..." wyszła jakie dziesięć lat temu w reprincie (wydawnictwo Górnoleśne, czy coś takiego). zresztą nie tylko ta pozycja, także podobne.

      z dwojga złego wolałbym mieszkać w Kazimierzu, z całym szacunkiem dla poniatowczan.

      Usuń
    2. W Kazimierzu pewną uciążliwość zamieszkiwania można zapewne odczuwać na rynku. Dziwnym trafem zamożni architekci, muzycy itp. budują sobie dacze z wapnia na obrzeżach Kazimierza, nie Poniatowej :)

      Usuń
    3. otóż to. uczciwy architekt współczesny powinien budować sobie daczę w Poniatowej, a nie w Kazimierzu (muzyk nie musi).

      Usuń
  5. Taka stara jestem, a o Przedborzu nie wiedziałam, za to w Kaliszu byłam, nawet dwa razy! Ale do Russowa nie dojechałam, a chętnie bym:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może dlatego, że Przedbórz jest młodszy?...
      eph.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. nie. od Kalisza. Ryszarda.
      a tak w ogóle, trudno uwierzyć, że nie byłaś w Przedborzu.

      Usuń
    2. Pocieszyłeś mnie, ale od Ryszarda jestem, ciut:(
      Im dłużej myślę, tym bardziej wierzę;)

      Usuń
    3. nic straconego, że tak powiem niejednoznacznie.

      Usuń
    4. Oj, co nieco by się znalazło, ale nie poddawajmy się pesymizmowi; choc, w obecnej sytuacji polityczno-niepolitycznej, o optymizm trudno:(

      Usuń
    5. fakt, lepiej już było. na szczęście gorzej też.

      nic straconego = można to nadrobić.

      Usuń
  7. Ja ani w Kaliszu, ani w Przedborzu nie byłam. Szkoda, że nie posiadam (póki co ;)) wehikułu czasu, żeby się przenieść w tamtą okolicę, zanim ją zawierucha dopadła i zniszczyła. Bo teraz to pewnie żal tam jechać, jak się wie, co tam wcześniej było...
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można dociekać. na pociechę można też przyjąć, że warunki sanitarne były gorsze. a więc odwieczne coś za coś... ;-)

      Usuń
    2. O, warunki sanitarne stanowią pociechę, przyłączam się:)

      Usuń
    3. zapraszam do wodospadu.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...