15 października 2016

Podróż do jądra Polski

Spadł z pieca gołąbek, potłukł se żołądek.
O mój miły gołąbku, cztery dziury w żołądku.
przyśpiewka ludowa


Navigare necesse est... Kiedy ranne wstały zorze, wiedziałem, co mnie czeka. Dzień wcześniej bowiem uświadomiłem sobie dojmująco istnienie jądra Polski, którego jeszcze w ogóle nie znałem. W tej części nie, w tej też nie - a tu właśnie nie byłem.
Pytanie: gdzie to jest? No - gdzie jest środek kraju? Astronomiczny? Wytyczne mówią, że mniej więcej między Łodzią a Warszawą, obok Łęczycy. Jedni mówią że w Piątku, inni zaś że w Goślubie, nieopodal.
W sumie niedaleko.
Ale nie do tego jądra się udałem. Bo jest to centrum geometryczne. A wyznaczając środek ciężkości państwa, trzeba wziąć pod uwagę raczej liczbę ludności, jej rozmieszczenie i zagęszczenie; ciężar gatunkowy zasobów regionalnych (przemysł, zatrudnienie, atrakcyjność turystyczna, krajobrazowa, walory przyrodnicze, nasycenie zabytkami etc.). Z tego wychodzi, że ów środek należy przesunąć sporo na południe i nieco na zachód. Mnie wychodzi z tego wszystkiego Wieluń. Miasto dawniej przygraniczne i z tego też względu miejsce początku oraz pierwsza ofiara II wojny światowej. Byłem tam raz, już dość dawno... A może Sieradz?
Ale nie do tego jądra się udałem. A do innego.

Bo kto powiedział, że jądro ma się znajdować w środku?

No więc zrywam się wieczorem i postanawiam ruszyć rano w drogę.

Ale czy warto? Miejsca tego nie tknęła jeszcze dokuczająca stopa. Co powiedzą tubylcy na widok przybysza z zewnątrz? Nie spotkali się przecież jeszcze z cywilizacją białego człowieka. Jak mnie przyjmą?
Co powiedzą?

Po drodze opadają wędrowca przeczucia i mgły. Trzykroć gubię drogę i cztery razy ją odnajduję. Szmat czasu trzeba jechać przez pola. Wszystko wiruje.

Gdy tam docieram - robi się już późno. Zapadający zmrok sypie swoim szarym piaskiem w oczy. Na rogach ulic ściany domów zmieniają kierunek pod kątem prostym. Czuć niedosyt. Ciszę przerywają odgłosy: kroki, rozmowy, silniki pojazdów, szum drzew, rozmowy zwierząt. Wypinam brzuch na wszystkie strony. Głodny ryjek aparatu zagląda w najmniejsze szpary i czeluści. Bezskutecznie.

Idę na most. Patrzę na rzekę i jej zakręt, ale poza seledynem i wodą niewiele w niej jest. Zębate ryby wyłapują z powierzchni potrzaskane okruchy dawnego świata. Zawracam.

Jest świątynia - najwyższy budynek w mieście, ale nie każdy o tym wie. Ty wiesz? Solidna wieża jak zatemperowany ołówek wskazuje kierunek w niebo. Wewnątrz ludzie - mówią i śpiewają, bezwiednie parując. Nie będę przeszkadzać, wstydzę się. Osobliwość goni osobliwość.

Wstępuję do sklepiku na rogu. Wszystko jest. Brać i wybierać. I wciąż otwarte.
Wreszcie rynek. Na dwoje babka wróżyła. Chowam się pod arkadami i czekam aż przejdzie. Coś jednak każe mi wreszcie wyjść.

Zaczyna padać deszcz. Dotykam mokrych kamieni, które wydają się kurczyć lekko i cofać pod wpływem ciepła.
Po ulicach snują się cienie zapomnianych przodków. Niby nie widać, ale czuć ich zapach - jak zimą w górskiej wiosce.
Niebo ciemnieje i czernieje. Kroki stają się trudne, jakbyś brodził w pryzmie masła.
Podmuch wiatru przynosi z dala, z kraju, głos trąby jerychońskiej. Nic się nie zmienia na tym świecie.
Jądro zgłębione.
Co ja tu robię, sam jak pies?

Pora się wycofać.
Wracam na rodzinne Mazowsze - „homeland”...
I od tej pory leżę twarzą w dół.


















22 komentarze:

  1. Zagubione to miasteczko obfotografowałem podczas zeszłorocznej wycieczki Włoszczowa - Piotrków Tryb., lecz jakiś czas temu zgubiłem wszystkie swe zdjęcia z ostatnich dwóch lat wraz z ich nośnikiem, pomnażając zagubienie. Miło mi, że ktoś miasteczko odnalazł. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy w ramach pożegnania z dzieciństwem wyrzucałeś rockowe płyty, trzeba było wyrzucić i rower.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla samego skorzystania z pijalni u Turka muszę się koniecznie kiedyś wybrać. Zwłaszcza, że słabo znam okolicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obawiam się, że Turek wyemigrował za chałwą.

      Usuń
  4. Jest moc, jest klimat, jest kolor!
    Co przy okazji przypomniało mię, żem nie był nawet w sporo przecież większym Radomsku, a przeca blisko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hell, yeah.
      a w Radomsku, to nawet meble się gną.

      Usuń
    2. Czytelnicy prosieją o relację z Radomska, przytwierdzam.

      Usuń
    3. no to najpierw musiałbym to Radomsko zwiedzić. na razie tylko kupowałem tam al... khem! albumy z malarstwem.
      i wiem, że był tam odprysk thoneta. kto miał "bujak", ten wie też. ale czy jest nadal?

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. w Warszawie. tam jest, jak wiadomo, wszystko, co najgorsze.

      Usuń
  6. Nobel dla Dylana był na wyrost.

    OdpowiedzUsuń
  7. jądro ciemności i wszystko jasne ;-) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżeli dobrze rozpoznaję, to jest to Przedbórz?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...