W trakcie dzisiejszego wpisu Zaglądacz blogowy będzie miał okazję przekonać się o istnieniu czterech jednakowych domów.
Z pozoru to nic nadzwyczajnego - od czasów supremacji modernizmu w architekturze powtarzalność to chleb powszedni praktyki budowlanej. Można tu - w odniesieniu dowarszawskim - wspomnieć sztandarowe dzieło owego stylu: Osiedle za Żelazną Bramą, składające się z bez mała dwudziestu jednakowych z zewnątrz komód na ludzi, każda o wymiarach około 90x16x50 metrów (DxSxW), rozsianych w takim samym układzie (oś północ-południe) na przestrzeni prawie 500 hektarów Śródmieścia Warszawy.
Dziś także jest to grzech wielu inwestycji, zwłaszcza mieszkaniowych: dowolnie duże połacie gruntu zabudowuje się identycznymi domami, jakby gigant walił swoim gigantycznym stemplem w glebę.
W gruncie rzeczy natomiast powtarzalność osobnych obiektów uzasadniona jest tylko specyficznym przypadkiem specyficznej kompozycji, na przykład osiowej, albo specyficznym przypadkiem specyficznej funkcji obiektów, takich jak na przykład eremy kamedulskie. Albo - na przykład - oboma.
W przypadku dzisiejszowpisowym nie mamy aliści do czynienia z chciwością i brakiem finezji w zagospodarowaniu przestrzennym, a z tajemniczym zaistnieniem takich samych obiektów odległych od siebie o kilkadziesiąt kilometrów, lecz jednak podporządkowanych wspólnemu pierwiastkowi, któremu na imię Wisła.
Podczas welowycieczki nadwiślańskiej w niezwykle upalny dzień 1 lipca roku zaprzeszłego, natknąłem się byłem na ciekawy obiekt malowniczo usytuowany na krawędzi skarpy wiślanej, która w tych okolicach znajduje się na prawym brzegu.
Bliższa analiza miłej oku budowli w stylu rodzimym - jak się domyśliłem, z lat 20. XX wieku - wykazała iż jest to NADZORCÓWKA Nadzoru Wodnego w Smoszewie Inspektoratu we Włocławku Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie.
Poobcowałem z budowlą, przyrodą i krajobrazem ojczystym królowej polskich rzek rozpościerającym się w dole i - nie zapominając o pamiątkowych zdjęciach - pożeglowałem na falach pedałów w dalszą drogę.
Ku mojemu zdumieniu, bardzo podobny, by nie rzec - identyczny budynek spostrzegłem później w odległym o 20 kilometrów Wyszogrodzie. Również usytuowany na wysokiej skarpie, również pełni funkcję nadzorcówki.
O dziwo - ze specjalnej tabliczki, można dowiedzieć się, że jednak nie jest to dziełko przedwojenne, a przeciwnie - po. Z roku 1949, wzniesione przez Dyrekcję Okręgową Dróg Wodnych Ministerstwa Komunikacji. A więc myliłem się co do metryki.
Aż podskoczyłem, gdy na internetowej fotografii panoramy Płocka od mostu zdjętej spojrzenie wyłowiło kolejną nadzorcówkę. Osobiście obskoczyłem ją w tym roku w maju, podczas wizyty w Krzywoustowym grodzie warszawskiej grupy miłośników secesji.
Tknięty przeczuciem, przejrzałem potem pobieżnie pobrzeże wiślane w dół od Płocka i w górę od Smoszewa. Nie myliłem się - mina mi zrzedła.
Niestety wykwitł niezbicie jeszcze jeden taki budynek. Nie było rady, musiałem tam pojechać. Tyle dobrego, że jest najbliżej Warszawy: w Rajszewie.
Tyle też złego, że chociaż na zdjęciach kosmicznych ma dach dachówkowy, to już tego dachu nie zastałem. Wystarczy spojrzeć: nowe, dowolnie wstawione okna, nowy, dowolnie nakryty dach... i mamy, to co mamy. Wdzięk „rodzimości” się ulotnił. Oto domek, jakich wiele wszędzie wokół, może tylko o zgrabniejszych niż one proporcjach. Najwyraźniej też jako jedyny (?) nie jest już Nadzorcówką - została tylko metryczka Ministerstwa Komunikacji i nazwa pobliskiego przystanku autobusowego: Rajszew Nadzorcówka.
Nawet kotek się tym zafrasował.
Ot, ciekawostka przyrodniczo-architektoniczna. Projekt typowy nadzorcówek nadwiślańskich, mazowieckich, styl rodzimy poprzedwojenny a przedsocrealistyczny - czyli formalne continuum.
Widać, że w lepiej się mają te pozostające w państwowych rękach (czyli czyich?), chociaż i w nich okna nie są takie, o jakich by się marzyło.
Kto wie, może gdzieś czai się piąta nadzorcówka, albo i szósta, i tak dalej?
Niezły z Ciebie detektyw :)
OdpowiedzUsuńmowa, lepszy niż ten Szerlok.
UsuńO, ciekawe! I widać, że czasem lepiej nie pozwalać niektórych budynków remontować i pozwolić im pomału niszczeć. Odnawianie najczęściej psuje efekt :(
OdpowiedzUsuńotóż, doktoćset, to.
Usuńtutaj widać jak na dłoni, co jest destrukcyjne dla odnowionego obiektu :-)
np. - można porównać wysokość okapu niższych dachów w przerobionej i nieprzerobionej nadzorcówce. mała rzecz, a ile psuje.
Wysoko cenię Twe wpisy o stylu rodzimym, czy jak go zwał. Gdy tylko wypatrzę gdzieś jakąś nadzorcówkę, nie omieszkam o tym powiadomić.
OdpowiedzUsuńpowiadom też ją, że jej szukam.
UsuńSłodkie widoki mają z tych nadzorcówek. Byle sztormów i halnych nie było!
OdpowiedzUsuńtak. i tu znowu czarną owcą jest ta z Rajszewa - skarpy brak, a widok tylko na wał i grąd za nim.
UsuńBardzo ładne zdjęcia, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeśli jest na krawędzi skarpy, trzeba uważac, żeby za bardzo się nie wychylać przez balkon...
ale lepiej spaść do Wisły niż w Warszawie na bruk.
UsuńChyba że jest się ideałem - wtedy nawet poeci to opiszą.
UsuńNadzorcowanie Wisły takowe, byłoby miłe oku memu:)
OdpowiedzUsuńJeno płaskość terenu trochę mniej mi bliska by była!
fakt, można by sobie trochę ponadzorcować.
Usuńpłaskość mi nie przeszkadza, już kiedyś nadzorcowało się morze.
Wielce pouczające w swym monograficznym zacięciu :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, nawet jeśli to kpiny :-)
UsuńCiekawe.... może jest ich więcej :)
OdpowiedzUsuńfajne zdjęcia :)
prowadzę nasłuch ;-)
Usuńdzięki.
Sfotografowałem dla Ciebie nadzorcówkę w Rajszewie, nie pamiętając, że już tu jest. Wiesz, że można do niej dojechać na rowerze wałem, od mostu Łazienkowskiego bez interferencji z ruchem samochodowym?
OdpowiedzUsuńznowu jeździłeś na rowerze!
UsuńTylko koło domu, tzn. wyszedłem w poniedziałek wielkanocny po południu pojeździć koło domu ścieżką nadwiślańską i nie oparłem się aż w Modlinie. Do Nowego Dworu można wałem dojechać!
UsuńUdało się namierzyć piątą lub szóstą, a może kolejne? :)
OdpowiedzUsuń