Warszawa to nie Kraków.
O tym już chyba wspominałem?
Sens zaś tego zdania tkwi między innymi w tym, że w porównaniu z poprzednią stolicą - oraz innymi dawniejszymi metropoliami kraju - Warszawa jest miastem młodym i do pewnego momentu historii - prowincjonalnym (choć jednocześnie lokalnie stołecznym).
Mało z tego względu nie tylko zabytków gotyku. Nagrobków renesansowych też tyle, co kot napłakał. Więcej jest ich choćby w Łomży lub w Łowiczu, jeśli o Mazowszu mówimy. O Krakowie - kolebce i stolicy nagrobkarstwa odrodzeniowego (o paradoksie!) - nawet nie ma co wspominać.
W tworzonym tu z wolna amatorskim katalogu polskich sepulkraliów (nie jestem pewien, czy istnieje takie słowo, ale ktoś go już użył i brzmi poręcznie) renesansu, nie może jednak zabraknąć przykładu warszawskiego. Tym bardziej, że jest szczególnie osobliwy i wyjątkowo nieprzeciętny.
No i dlatego, że mam do niego najbliżej.
Wiadomo jak było: pięć lat wojny, pięć lat okupacji, a wcześniej prawie 200 lat rozdrobnienia vel rozbicia dzielnicowego. Państwo polskie wyszło z niego w nieco innym kształcie niż było weszło: straciło nibynóżki na zachodzie i północy w postaci Śląska i Pomorza. Wkrótce jednak zyskało nową nibynóżkę na Wschodzie. Najpóźniej wchłonęło zaś na powrót do macierzy dzielnicę mazowiecką. Nastąpiło to, gdy wymarli ostatni książęta mazowieccy.
Było ich dwóch, braci, książąt niedzielnych (co nie oznacza, że byli tchórzliwi albo kiepscy jak „niedzielni kierowcy”, tylko że nie podzielili swego księstwa na dwie osobne części).
Obaj poumierali w jaskrawy sposób przedwcześnie: Stanisław w 1524, a Janusz - w 1526, w tym samym wieku 24 lat. Wywołało to nawet przykre wrażenie, że im w tym ktoś dopomógł, i tu oczy publiki skierowały się na panujących w Polsce Jagiellonów. Osierocona dzielnica - mimo prób przeciwdziałania podejmowanych przez ostatnią mazowiecką Piastównę, siostrę zeszłych książąt - została bowiem inkorporowana do Królestwa. Podejrzana była zwłaszcza królowa Bona, która zresztą - jak dziś przyjmujemy - choć nie truła, to sama odeszła z padołu łez wskutek spożycia trucizny. Ale to było później i gdzie indziej...
Zorganizowano nawet komisję śledczą do ustalenia prawdy. Prawda do końca nie została ustalona, zatem do dziś nie wiemy, co tak naprawdę było przyczyną wygaśnięcia przez wymarcie Piastów mazowieckich. Jako potencjalne okoliczności podaje się rzekomo dziedziczną wśród książąt mazowieckich gruźlicę, ale też zbyt częste i za głębokie zaglądanie do kielicha, a nawet - Włosi, Niemcy, Polacy i Anglicy nazywali go „francuską chorobą”. Francuzi nazywali go „neapolitańską chorobą”. Neapolitańczycy nazywali go „hiszpańską chorobą”. Portugalczycy nazywali go „kastylijską chorobą", a Turcy - „chrześcijańską chorobą” (za N. Daviesem) - czyli nowy w Europie, modny i niezwykle agresywny wówczas syfilis.
Koniec z końcem, książęta pomarli, a wspomniana siostra, Anna, ufundowała im nagrobek, który mam dziś przyjemność pokazać we blogu.
Wykonał go (znany z Brzezin) Bernardino Zanobi de Gianotis w latach 20. XVI wieku. Jest to więc jeden z wcześniejszych polskich zabytków rzeźby nagrobnej renesansu, rzeźby renesansu i renesansu w ogóle.
Z tego względu też, książęta sportretowani są razem w wertykalnym ujęciu, bez częstej potem „pozy sansovinowskiej” - czyli „budzenia się ze snu”, którą wylansował nieco późniejszy Zygmunt Stary z Wawelu. To znaczy, jego figura nagrobna.
Bracia-rycerze obejmują się czule, rozdzieleni, ale i związani w sensie kompozycyjnym kopią-proporcem wspólnie trzymanym. U ich stóp znajdują się hełmy-przyłbice.
Pierwotnie rzeźba spoczywała płasko na sarkofagu, później - i dziś - w tak zwanym układzie gablotowym, nachylona od ściany.
Nagrobek roztrzaskał się razem z całą warszawską katedrą w sierpniu 1944 roku. Z resztek, oraz dzięki zachowanemu odlewowi, został pieczołowicie zrekonstruowany w latach 60. XX wieku przez rzeźbiarza Leona Machowskiego. Obramowanie rzeźbiarskie, nieodzowne w Renesansie, diabli wzięli dużo wcześniej. Przed wojną dzieło okalała oprawa barokowa. Dziś nagrobek występuje niemal sauté.
Zachowała się jeno częściowo tablica inskrypcyjna z inskrypcją po łacinie, gdzie książęta Stanisław i Janusz określeni są mianem „fratres germani”, czyli „bracia rodzeni”. Stanowiło to powód zabawnego nieporozumienia w wierszowanym, siedemnastowiecznym przewodniku po Warszawie, „Gościńcu” autorstwa Adama Jarzębskiego, który opisując kolegiatę świętojańską napisał:
Tam ci leżą mazowieckie
Książęta strute, niemieckie.
Przy czym, jak widać, przeświadczenie o zbrodni na władcach dzielnicy, wryło się głęboko w umysły swych nosicieli nawet w późniejszych epokach.
Mnie pomnik ostatnich Piastów mazowieckich podoba się niezmiernie w swoim braterskim ujęciu, kunsztownym oddaniu portretów i detali, tudzież syntetycznym opracowaniu przywołującym prace artystów dwudziestolecia międzywojennego.
Na przykład, nagrobek warszawski kojarzy mi się z innym stołecznym zespołem dziełek rzeźbiarskich. Nie tylko ze względu na podobną kolorystykę i materiał...
zdjęcie pomnika sprzed konserwacji zdjęte z książki „Sztuka Warszawy”
Antycypowali modernę, sepulkulatorzy jedni!
OdpowiedzUsuńcypowali aż się kurzyło! ale dlaczego anty?
UsuńI gdzie się podziała świadomość narodowa Mazowszan, no gdzie? Wszystko w piach.
OdpowiedzUsuńRAŚ brzmi ładnie a RAM? :?
UsuńAutonomia kości pamięci to trochę, jak ... pastafarianie ;)
i co by nam przyszło z takiej autonomii?
Usuńnie można się zamykać w lokalnych patrykjularyzmach.
Dziwi mnie tylko, że lokalna odrębność zatarła się do tego stopnia, że większość Polaków nie rozumie już np. słowa "Mazur", albo rozumie je niepoprawnie.
Usuńno, wiesz, wymyślono te propagandowe "Mazury", więc się już kojarzy jeziornie ten termin.
UsuńZnam ja i takich co całkiem poważnie (ie. w kategoriach politycznych) o podnoszeniu postulatów autonomii myślą. Moim skromnym zdaniem, gdyby się to oczywiście do powszechnej świadomości przebiło, mogłoby w rezultacie (poza czysto happeningowym efektem), choć troszkę zarysować uporczywie transmitowany przez szkołę dziewiętnastowieczny obraz dziejów Polski jako mężnego, uporczywie broniącego się i nigdy nie zachłannego na cudzą ziemię monolitu. A to korzyść!
OdpowiedzUsuńWracając do tematu: Stasiek z Januszkiem objęci rozczulająco. Sama esencja braterstwa. Aż serce roście mazurskie i łezka się w oku kręci :' )
hę? anatomia, tfu, autonomia mazowiecka? podlaska? kujawska? KOCIEWSKA? PAŁUCKA?
Usuńa co mają powiedzieć mieszkańcy Słupska i Koszalina? też autonomia dla nich?
i jak się ma landyzacja kraju do obrazu niezachłannego? ;-)
może się tak bracia czule obejmują, bo właśnie nadużyli?
same pytania... no nie?
"Autonomia" kojarzy się frazeologicznie z ciągiem dalszym "od czegoś". Użyłbym raczej słowa "federacja" - czyli "autonomia wszystkich od wszystkich" :-)
Usuńjestem serdecznie przeciw. jeśli niemożliwe jest, żeby czuły, braterski uścisk przydusił czule i bratersko wszystkie narody ziemi, nie mnóżmy zbędnych podziałów wewnątrz nich.
Usuńinaczej, co - gdy w gminie Paździerze Wielkie siknie ropa, to też zarząda ona autonomii?
Wedlowskie płaskorzeźby też mi się nagrobkowo kojarzyły. A same nagrobki bardzo ładne, takie życiowe.
OdpowiedzUsuńZnaczy się, jest życie po życiu ...
Usuńale co to za życie?...
Usuńo kurczę, nie wiedziałem, że te płaskorzeźby na Puławskiej są zrobione z czekolady!
gdy będę tam następnym razem przechodził, to ugryzę kawałek.
Teraz, jak to sie już publicznie wydało, to raczej do tego czasu dla Ciebie już nie starczy;)
Usuńach... byłaś już z koszykiem...?
UsuńTak, i stałam w kolejce:)
Usuńzażartowałbym, że widocznie i książęta - jak widać na starym zdjęciu - byli z czekolady.
Usuńale chyba nie wypada...