z wyrazami dla Ikroopki (à propos Prutu)
Celem podróży było dotarcie do jej końca oraz powrót. Ponadto, mimochodem - zobaczenie jak największej liczby ciekawostek współczesności, cudów przyrody, zabytków historii i pamiątek przeszłości. Do tych ostatnich zalicza się wszelkiego rodzaju polonica (czego przejaw w poprzednim wpisie cyklu), w tym pozostałości rodzinnych majątków i dóbr na b. Kresach.
Przyznaję - nie mojej rodzonej rodziny, bo ta swój ród wiedzie z warszawskiej Woli i innych przedmieść stolicy. Aczkolwiek pewne związki historyczno-geograficzne ma także, o czym wkrótce.
Ze znalezisk tego typu udało nam się odnaleźć jeden b. dom rodzinny: dworo-willę położoną malowniczo nad zakolami szeroko rozlewającej się poniżej rzeki. Chociaż nie znaliśmy dokładnego jego położenia. to pytając w okolicy „wybaczte, de tu staryj dim?” trafiliśmy jak po sznurku - ludność wiedziała o co może chodzić.
Dom dożywa w spokojnej starości swoich dni, tak jak pokolenie pamiętające polską obecność i koegzystencję na ziemiach ukraińskich.
Oprócz tego, udało się zlokalizować pozostałości innej siedziby rodzinnej w postaci już tylko zabudowań folwarcznych. Całkiem zgrabnych w swych formach wiejsko-industrialnych (patrz: wpis Dostrzeżone).
Można by wykorzystać ten wpis jako pretekst do dywagacji na temat analogii oraz ich braku między Polską a europejskimi państwami kolonialnymi, tudzież między Ukrainą a koloniami, wskazać podobieństwa i różnice, prześledzić procesy historyczne i ich uwarunkowania, wyciągnąć wnioski ogólne i szczególne, itd., ale kto by to napisał, i - przede wszystkim - przeczytał?
Jak byś napisał, to ja bym przeczytał.
OdpowiedzUsuń"przeczytaliśmy wszystko we dwóch, a jak księgarnie były już zamknięte, poszliśmy do znajomego pisarza i co on napisał, od razu czytaliśmy." ;-)
Usuńw sumie, gdybyś to Ty napisał, to ja bym też przeczytał.
Zawsze może ktoś obejrzałby przynajmniej obrazki.
UsuńWyrażam głęboki niedosyt w związku z wielkopańskim wypięciem się na maluczkiego czytelnika i niedostarczeniem mu minimalnych współrzędnych geograficznych.
Wołyń.
UsuńDziękuję za wyrazy:)
OdpowiedzUsuńJa tym Prutem tak sie podniecam, bo jakby historia inaczej się z nami obeszła, to byłabym współwłaścicielka szesnastopokojowej willi w Diłoku nad, a tak nie jestem:(
Z tego co wiem, to willa została spalona, gdzieś w archiwach rodzinnych jest jej zdjęcie, ale cóż, trudno, nie ma co płakac nad rozlanym Prutem, znaczy mlekiem..
to się odbuduje...
Usuńpokaż zdjęcie kiedyś, hę?
Jak znajdę, czemu nie.
UsuńHa, ja podobnie jak Sz. Autor, rodziny specjalnie po kraju nie mam. Choć różne dziejowe zawieruchy bardzo się starały przodków porozrzucać, to na wschód od Wisły nikt nie trafił. Trochę szkoda, bo miałbym jakiś lepszy pretekst do zwiedzania tych rejonów, ale może i dobrze, bo tak to jednak większość wojny obie przeżyła i dała mi szansę narodzin i wypacania kolejnych komentów. Amen.
OdpowiedzUsuńno widzisz, myśmy też jakoś powstali, mimo przygód wschodnich i awantur arabskich.
UsuńTo sobie wnętrza dokładnie pozwiedzaliście. A dowód miłości całkiem współczesny:)
OdpowiedzUsuńkto wie, może to oryginalny wystrój? anglomania wśród ziemiaństwa wszak istniała.
UsuńJa obejrzałem obrazki. Bardzo ładne są, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo teraz można już burzyć.
nie trzeba - zjedzą to krwiożercze drzewa. już napoczęły.
Usuńnie zasugerowałam się domowym wpisem Twym:)
OdpowiedzUsuńMoja rodzina rozrzucona i tu i ówdzie - zwłaszcza ówdzie. Podróż sentymentalna i mnie pociąga - do ówdzie właśnie głównie ...
jak wiadomo, wszystko już było (domy, drabiny...) i symultaniczność tematyki blogoskrybnej jest nieunikniona.
Usuńrozrzuty rodzinne to bardzo ciekawe badawisko! niektóre rodziny porozrzucało po całym kraju, wiele zaś po świecie, choć też są takie zaskakująco zwarte, wkupne.
Moja od Hameryki, po Niemce i na wschód :) ani my zwarte, ani bliskie. Marny nasz los ...
Usuńmarny? może to atut! :-)
Usuń