15 grudnia 2013

Berdyczów

Przystankiem drugim trzeciego dnia podróży jest miasto, którego nazwa na trwale zapisała się w potocznej polszczyznie.
Jest ono - było - ponadto ukraińską Jasną Górą / Ostrą Bramą, to znaczy ośrodkiem polskiego katolickiego kultu maryjnego. Kultowi oddawano się w klasztorze i kościele karmelitów, ufundowanym w XVII wieku przez wojewodę Tyszkiewicza, jako wotum za uwolnienie z niewoli bisurmańskiej. Zamęt wojen, o których rzekło się co nieco w poprzednich wpisach, nie pozwolił jednak na ukończenie inwestycji.
Ukończono ją w następnym stuleciu, podług planów inżyniera Jana de Witte. To właśnie tę postać miałem na myśli wspominając nieistniejący pałac Lubomirskich w Równem. Nie dość, że był inżynierem i generałem, to jeszcze architektem. Rzadkość w dzisiejszych czasach wąskich specjalizacji, kiedy architekt nie jest inżynierem, a inżynier nie jest architetktem. A co dopiero jeszcze generałem! Chociaż był i wyjątek: Marian Spychalski. Ba, ten dochrapał się wręcz marszałka! Ale to zupełnie inna historia.

Nazwisko Witte lub de Witte pojawi się jeszcze nie raz na Ukrainie i tym blogu. Choćby już wkrótce dalej w głębi wpisu.


W czasach radzieckich zespół klasztorny spłonął, a obraz MB Berdyczowskiej zaginął - najprawdopodobniej w płomieniach. Dziś kompleks jest odbudowany (za pieniądze z polskiego budżetu ministerialnego) i przywrócony funkcji sakralnej. Odbudowano nawet klasztorne fortyfikacje, w których swego czasu bronili się oblegani konfederaci barscy, widoczne fragmentarycznie powyżej.


W budynkach poklasztornych natomiast mieszczą się berdyczowskie średnie szkoły artystyczne: muzyczna i plastyczna.


Generał-inżynier był na dodatek całkiem niezłym architektem, co trzeba mu przyznać patrząc na kopułę karmelicką, która tak prezentuje się od zaplecza. Patrzyliśmy przyznając przez chwilę dłuższą in situ.


Przyczynek do nieustającego podwątku przyrodniczego: piesek berdyczowski, okołoklasztorny.


Berdyczów przysłużył się literaturze - tu urodził się Joseph Conrad, oraz literaturze zaszkodził - tu wziął ślub z panią Hańską Balzak, który wkrótce potem zmarł. Informuje o tym - to znaczy, o ślubie - skromna tabliczka na skromnym kościele świętej Barbary.
Podróż zakochanego Balzaka na Ukrainę fenomenalnie opisał Jerzy Stefan Stawiński w projekcie scenariusza serialu o tym romansie (zamieszczonym w książce „Notatki scenarzysty”). Serial taki zresztą powstał, ale go nie oglądałem. Hmm... nie czytałem też nic Balzaka, choć nie przeszkodziło mi to jednak bredzić czegoś, pamiętam, o Rastignaku w wypracowaniu maturalnym...


A propos jeszcze tej wyśmienitej pary, czas na nieco plotek z zakurzonej przeszłości. Otóż pani Hańska, secudno voto de Balzac, z domu Rzewuska, była siostrą Henryka Rzewuskiego, gawędziarza staropolskiego, oraz Karoliny Sobańskiej. Karolina Sobańska była zaś carską konfidentką współpracującą w konfidenckiej robocie oraz w łożu z niejakim Janem Witte, synem syna architekta Witte. Skurwysyn ten był carskim generałem, brał udział w szturmie Warszawy w 1831 roku, a potem został wojskowym gubernatorem zdobytej stolicy Królestwa Kongresowego. Parę jednak lat wcześniej obydwoje wybrali się na pewną wycieczkę w gronie, w którym znalazł się pewien młody, zdolny poeta - co także przysłużyło się wielce literaturze... Ale będzie jeszcze okazja poruszyć to szerzej i dalej, że tak powiem używając licentia poetica.

Na koniec coś, czego nie mogłem nie sfotografować bawiąc w tym właśnie mieście!


Po krótkim spacerze w downtown Berdyczowa, łykamy kwasu i udajemy się w drogę ostatnią prostą (choć krzywą) tego dnia: przed nami stolica Świętej Rusi.





Autor przeprasza co wrażliwsze uszy oczy, za użycie słowa skurwysyn, ale wyjątkowo jest tu ono uzasadnione. O tem również szerzej w przyszłej przyszłości.

24 komentarze:

  1. Ciekawe miasto i historia:) Dużo podróżujesz po Ukrainie?
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdy tylko mam okazję. jak dotąd - raz w życiu.

      Usuń
  2. Joł - piszpan 'przyznając' czy piszpan 'przystając' (in situ)? BTW, Mesje Balzac wygląda na obrazku jak prezydent-elektryk z długiemy pióramy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napisałem na Berdyczów "przyznając" ale i "przystając" pasuje.
      fakt, że pewne podobieństwo jest, tyle że Balzak zmarł dużo młodziej niż Wałęsa. ale dodaj bródkę i łysinę a wyjdzie Lenin.

      Usuń
    2. O, to to! Lenin jak z kur...iera wycięty, znaczy ze świętej proletariackiej trójcy, portretowanej zwykle po egipsku.

      Usuń
  3. To pierwszy punkt, w którym Twa trajektoria ukraińska przecina się z moją. Mam zdjęcia tego kościoła z roku 2004 albo 2005 (! naprawdę nie wiem), możemy kiedyś porównać albo wrzucę na blog. Wyremontowali dużo - robił wtedy wrażenie niemal zupełnej ruiny. A z miasteczka pamiętam klimat rzeczywiście końca świata, w sensie zadupia, pardonnez le mot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano właśnie. żałuję trochę, że nie jeździłem z towarzystwem w poprzedniej dekadzie i wcześniej.
      przynajmniej teraz się intensywnie naukrainowawszy.

      może i Ołykę tak odpicują za nasze pieniądze. kościoła w Zasławiu - raczej już nie.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawie spisana historia. A pieski okołoklasztorne i inne lubię - do 1 m odległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję.
      ten piesek się zbliżył bliżej.

      Usuń
  5. Piękne budynki klasztorne.
    PS. Urzekła mnie cegła na skrzynce pocztowej;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też mi się podobała struktura ich nagich ścian.
      btw - na zdjęciu z ciężarówą widać dokąd sięgają polskie fundusze: do winkla frontu.

      Usuń
    2. To podobnie jak na rynku w Radomiu.

      Usuń
    3. fakt. Radom Ukrainą Polski?

      Usuń
    4. Lubisz tabloidowe tytuły? Sam wiesz, czy tak jest, bo byłeś i tu i tu.

      Usuń
    5. lubię hasło "Warszawa Radomiem Północy". a Twój komentarz byłby wielce uniwersalny i można by go zamieścić jako trzecią od góry wypowiedź, gdyby nie to, że akurat na rynku w Radomiu byłem dwa razy - chociaż obydwa w tym roku.

      Usuń
  6. No i proszę, wcale nie wiedziałam, że pan Balzak tu ślubował wierność pani Hańskiej.
    Teraz zapamiętam :)
    A czy ktoś jeszcze używa tego powiedzenia "pisz do mnie na Berdyczów?" - ja chyba w mówionej polszczyźnie już dawno tego wyrażenia nie spotkałam....
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, bez świadomości, że to stało się w Berdyczowie, życie jest niepełne ;-)

      masz rację, kolokwialny Berdyczów to chyba rzadkość w dzisiejszych czasach. ale słyszało się kiedyś, tylko już nie pamiętam kiedy, przy jakiej okazji...

      cóż, wobec tego w nas nadzieja na przywrócenie tego porzekadła ;-)

      Usuń
    2. Zdarza się słyszeć. W wersji "pisz pan na Berdyczów". Podobnie rzadkie, co "plecie jak Piekarski na mękach", ale zdarza się.

      Usuń
    3. właśnie! chociaż mam wrażenie, że Piekarski jest częstszy mimo wszystko. ;-)

      Usuń
    4. Też o Piekarskim słyszę częściej:)

      Usuń
    5. Poważnie takie teksty słyszycie jeszcze na żywo i to mówione na poważnie, a nie w formie specjalnie deczko nadpleśniałej przestarzałości? W życiu nie słyszałem ani jednego ani drugiego tekstu wypowiedzianego serio, znaczit bez przymrużonego oka.

      Toć już moja śp. Babcia tak nie mawiała, a miałaby dziś dooobrze ponad setkę na liczniku.

      Usuń
    6. a jednak... Piekarski i Zabłocki to już na pewno.
      "pisz na Berdyczów" - chyba czasem się słyszy w innym niż pierwotne znaczeniu: "szukaj wiatru w polu".

      Usuń
  7. Piekarski owszem, ale jeszcze częściej Zabłocki ;) Przynajmniej u mnie.
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wart Pac pałaca, a pałac Paca
      taki bajer to na Grójec
      amant z Czosnowa
      ...
      oj, chyba się zagalopowałem ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...