11 grudnia 2013

Mogiła Mohorta, Lubar, historia

Dzień dobry. W dzisiejszym wpisie mniej zdjęć, trochę więcej treści. Choć kto by w dzisiejszych czasach miał czas dużo pisać i - zwłaszcza - dużo czytać? Zresztą, zobaczymy.

Wyjeżdżamy powoli z Wołynia. Z dzisiejszego, trzeba dodać nawiasem, bo dawniej miano to nie było tak wąskie i zdefiniowane. Dzisiejszy Wołyń nazywany był Wołyniem Górnym. Dolny - zaczynający się tam, kędy wiedzie szlak niniejszego odcinka, ciągnął się hen! za Dniepr po kres kresów dawniej Ukrainy. Tam, gdzie książę Jarema zapuściwszy się z wojskiem kazał „mogiłę wielką z kamieni usypać na pamiątkę i na znak, że tamtą stroną żaden jeszcze pan nie bywał tak daleko”. No właśnie, przez geografię znów dopadła nas historia, cóż że w wydaniu popularnym, sienkiewiczowskim. Polskiego wędrowca na Rusi historia dopada co rusz, i o tym będzie poniekąd ten wpis.

Pisząc dziś o Ukrainie należałoby się w zasadzie odnieść do jakże napiętej obecnie sytuacji obecnej, ale blog ten z założenia nie służy do sączenia refleksji polityczno-społecznych, bieżących i okolicznościowych. Tym bardziej, że się nie jest politologiem, nie ma się telewizora, nie słucha radia i nie czyta gazet. Co innego natomiast szumy, zlepy i ciągi historyczne, chociaż czasem historia zahacza i zawadza nam o dzień dzisiejszy.

W tym miejscu - przy okazji opuszczania - należy wreszcie zaznaczyć, że znaleźliśmy się w tej gościnnej dziś krainie w okrągłą, 70. rocznicę rzezi wołyńskiej, to jest zorganizowanego ludobójstwa, czystek etnicznych, małego (w skali geograficznej) holocaustu tutejszej ludności, głównie polskiej. Bolesna ta sprawa jest wciąż dość mało znana w dzisiejszej Polsce, aczkolwiek okazja rocznicowa zawszeć coś wiedzy powszechniej dodaje. Nie chodzi tu o napawanie się martyrologią narodową – jakby jej było za mało wciąż wokół – ale o to, by dać świadectwo prawdzie.

O świadomości Ukraińców nie ma w ogóle co mówić, gdyż do świadomości zbiorowej najtrudniej docierają kwestie tego kalibru winy rodaków. Rodaków? Toż jeszcze żyje pokolenie pamiętające te wydarzenia, ba, biorące w nich udział... Trudne to sprawy, bo krom sympatii dla Ukraińców i ich aspiracji, i w ogóle charakteru narodowego (o ile coś tak generalnego istnieje), nie sposób nie krzywić się na budowanie ich tożsamości narodowej i poczucia państwowości z wykorzystaniem postaci ewidentnych zbrodniarzy wojennych. Cóż, polityka historyczna dzisiejszej Ukrainy jest kształtowana obecnie w dużym stopniu przez koncepcje nacjonalistyczne. Nie jest to nic nowego i dla „starych” państw, ale odrzucenie nacjonalistycznego spojrzenia jest chyba ostatecznie przejawem dojrzałość politycznej państwa i zbiorowości...

Nie miejsce tu na żadne gory details, kto zechce, i do nich dotrze, także w internetach. Chciałem tylko na marginesie odnotować drobne prywatne znalezisko – byłby fragmencik „Siekierezady” Edwarda Stachury pierwszym w literaturze (przynajmniej tej nieemigracyjnej) śladem wydarzeń z Wołynia lat II wojny światowej?

Babcia Oleńka siedziała cichuteńko na łóżku przy piecu w swojej słynnej lekko kiwającej się pozycji. W pewnej chwili zaczęła mówić. Pół do siebie, pół do mnie, ale jakby jeszcze do kogoś.

— Nas to dużo strachy dobiły. W domu się nie nocowało, tylko w lesie my się chowały przed bandami. Albo w kościele. Po innych wioskach napadały nawet na kościoły. Ale u nas jakoś nie. I tak to my albo w lesie, albo w kościele. Jak trwoga, to do Boga. Co noc, co noc. Dwieście, trzysta ludzi w tym kościele, bo nasza wioska duża. Czterysta numerów. Kobiety młode, stare baby i dzieci. Wszystko w kościele siedziało. Cicho, nie brechać, nie brechać. Rano my wracały i albo karteczka przyklejona na szybie „won uciekajcie na wasze piachy” albo dom spalony. Dymi się jeszcze.


No ale zjawiska te sięgają głęboko w historię. Nie pierwszy to raz, kiedy ziemia ta - i inne w okolicy - spłynęły krwią niewinnych ludzi, którzy dostali się w tryby historii. Weźmy powstanie Chmielnickiego, dla współczesnych Ukraińców: Narodowo-wyzwoleńcza Wojna Narodu Ukraińskiego. Można uznać takie spojrzenie. To faktycznie była taka wojna. Zresztą i ówcześni współcześni uznali konieczność zmiany dotychczasowego statusu quo Ukrainy, zawierając w 1658 roku w Hadziaczu unię, która miała powołać do życia Rzeczpospolitą TROJGA Narodów... Ale, że tak powiem, nie osiągnięto konsensusu, a w dodatku wmieszały się czynniki zewnętrzne - wiadomo jakie - które najwięcej zyskały na tym interesie. I aż do dziś odbija się to polityczną czkawką na Ukrainie.

Tylko dlaczego te wszystkie narodowo-wyzwoleńcze walki musiały być naznaczone tak strasznym okrucieństwem, ksenofobią, last but not least, antysemityzmem? Na przykład taki Ostróg: „pułkownik Tysza napadł miasto, wyrżnął żydów, niemowlętami trzy studnie napełnił a żydami i mieszkańcami greckiego wyznania jednę ulicę wyłożył”. Zresztą i w „Ogniem i mieczem”, kto czytał, temu też chyba wryły się w pamięć drastyczne opisy „hulania” hajdamaków w zdobytych miasteczkach...

Cóż, takie to były czasy, obyczaje i taki właśnie kraj – poniekąd po prostu niezdolny do wspięcia się na wyższy stopień cywilizacji ze względów geopolitycznych. Za dużo opresyjnych czynników, z najazdami tatarskimi na czele.
No i strona polska, czy szlachecka (wielu „panów” było wszak ruskiej narodowości) nie pozostawała dłużna, z dużym okrucieństwem „pacyfikując” kraj, nierzadko na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej.

Czy więc ostatecznie można być z tego dumnym i budować na tym tożsamość narodową? Brrr.

Wróćmy do „czynników zewnętrznych”, którym na imię Moskwa, a przy okazji do trasy tegorocznej wyprawy ukraińskiej. Trasa na wschód od Zasławia prowadzi tuż obok wsi Zieleńce, na której polach rozegrała się bitewka wojny polsko-rosyjskiej 1792 roku. Wygrana polska nieubłaganego biegu wydarzeń zmierzających do likwidacji państwa nie zmieniła, ale zapisała się w historii jako pierwsze zwycięstwo nad Moskwą od XVII wieku, była przyczyną ustanowienia orderu Virtuti Militari i wreszcie dała nazwę alei biegnącej koło parku Skaryszewskiego w Warszawie.

W Zieleńcach nie zatrzymawszy koni (mechanicznych), pokusiliśmy się jednak o próbę poszukania innej pamiątki z tamtej wojny: mogiły Mohorta z grobli w Boryszkowcach, legendarnego żołnierza, którego postać utrwalił poemat Wincetnego Pola:

Jest w Boryszkowcach staw i grobla długa,
Grobla szeroka, i niby bezpieczna,
Poniżej grobli płynie w bagnach struga,
A na niej stoi mogiła odwieczna.

itd.


Poszukiwania były bezskuteczne, gdybyśmy wcześniej byli zajrzeli do pisma „Ziemia” ze stycznia 1911 roku, wiedzielibyśmy, że wskutek podniesienia się poziomu wody, mogiła nie istnieje… Nienajlepsze technicznie zdjęcie jest atoli pamiątką i dowodem naszych starań.


Przemieszczając się do leżącego nieopodal boryszkowskiej grobli Lubaru mogliśmy spojrzeć następnie na miejsca tych poprzednich, siedemnastowiecznych zwycięstw Rzeczypospolitej nad Moskovią. Pod miastem, założonym swego czasu przez księcia z Giedyminowiczów Lubarta („t” w nazwie miejscowości zjadła historia), wojska koronne pod wodzą hetmanów Potockiego i Lubomirskiego wraz z Tatarami w tamtym okresie sprzymierzonymi z Rzeczpospolitą pokonały armię Szeremietiewa.


W miasteczku zapuścliśmy żurawia na przywrócony pierwotnej funkcji podominikański polski kościół katolicki oraz – już o zmroku – na zarośnięte pozostałości takiegoż cmentarza.


W czasach, kiedy Sienkiewicz pisał swoje bestsellery, oraz długo potem istniała cenzura na pewne zjawiska. Dlatego siedemnastowieczna wojna rzeczpospolito-moskiewska nie odcisnęła się w świadomości narodowej tak, jak powstanie Chmielnickiego, „potop” szwedzki, czy późniejsze zmagania Sobieskiego z Turcją. A przecież trwała ona aż 13 lat! W początkowym okresie była triumfalna dla Moskwy, która okupowała niemal całą Litwę, pół Ukrainy, a jej wojska doszły do Wisły. Potem fortuna odwróciła się - państwo tak osłabione ciągłymi od 1648 wojnami, okupacjami i tym co się ciągnie za wojskiem, czyli nie tylko smrodem, ale i epidemiami i głodem, zdobyło się na wysiłek wyparcia i rozbicia wojsk moskiewskich. Kampania 1660 roku jest najlepszym przejawem tej skuteczności. Koniec z końcem, rezultatem wojny stał się podział Ukrainy między Rosję a RON na dalsze 120 lat. Przy okazji kolejny ciekawy przypadek rozbieżności różnych wersji historii w różnych wersjach językowych Wikipedii, czyli kształtowania polityki historycznej. Dotyczy on innej bitwy tej wojny.


I komu tu wierzyć? Dla bezpieczeństwa wybieram wersję anglojęzyczną.

Bitwa pod Lubarem była preludium do sześciotygodniowego oblężenia wojsk moskiewskich pod pobliskim Cudnowem i kozackich pod pobliskimi Słobodyszczami, które to wydarzenia doprowadziły do kompletnej kapitulacji oblężonych.

Przez Cudnów tylko przejechaliśmy. Była już noc, a tą porą prowadzenie samojazdu po dziurawych lokalnych drogach Rusi należy do szczególnych wyzwań. Na dodatek miałem okazję jechać dłuższy czas za motorowerem, którego właściciel nie włączył lub nie miał świateł. Sic! I w ten sposób dotarliśmy na drugą kwaterę.

I tak upłynął wieczór i poranek – dzień drugi.





17 komentarzy:

  1. " kto by w dzisiejszych czasach miał czas dużo pisać i - zwłaszcza - dużo czytać?" Grono nowoczesnych literatówL Kinga Rusin, Małgorzata Rozenek, Magdalena Gessler itp. wydają książki, które cieszą się powodzeniem. Zatem żyjemy w czasach intelektualnej prosperity.


    Aha, bardzo ładne zdjęcia, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, wielu Polaków chwyta się za pióro.

      ;-)

      Usuń
  2. No to po kolei:

    - moment, w którym polityką będą się zajmowali tylko politolodzy, będzie ostatecznym upadkiem idei demokracji (nie mylić z upadkiem samej demokracji, ta już leży i kwiczy);

    - z serca popieram ideę wyrażoną w czwartym akapicie;

    - z tą świadomością historyczną Ukraińców to bardzo skomplikowane, bo jest kilka świadomości, podzielonych geograficznie. Banderowcy są bohaterami w Galicji i antybohaterami na Wschodzie, tak jak byli nimi przez cały komunizm. Oni niestety nie mają z tego okresu czysto pozytywnych bohaterów. Ich świadomość historyczna jest dość beznadziejna, co w jakimś stopniu jest skutkiem braku dobrze wykształconych i niezależnych elit. Wiedząc, jak zakłamana jest najnowsza historia Polski (że np. Wałęsa obalił komunizm skokiem przez płot), i zarazem o ile cięższy i bardziej elitobójczy był komunizm w Sowietach, a ukraińska elita o ile mniej ukształtowana - trudno się temu dziwić. Mimo wszystko uderzające są różnice między Ukrainą a Białorusią.

    - co do literatury - nie wiem, czy znasz Czarny potok Buczkowskiego (nie Wołyń, tylko Podole);

    - ale z tym Polem to mnie zabiłeś, naprawdę go czytasz?

    - antysemityzm w odniesieniu do XVII wieku to anachronizm, myślano innymi kategoriami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za merytoryczny komentarz dotyczący połowy treści. świadczy to, że ktoś przeczytał, co napisałem przynajmnej do połowy.

      - pozwalam sobie na luksus nie wnikania w sytuację geopolityzną Ukrainy, aczkolwiek, jak to się mówi, swoje wiem. natomiast chcę uniknąć mówienia co z tego, co się dziś dzieje wyniknie i co wyniknąć powinno.

      - dla pogłębiania wiedzy polecenia godne są materiały spod adresu http://txt-atrium.pl/blog.kriszu.html

      - zgadzam się całkowicie z punktem trzecim.

      - Leopolda? wiesz, coś kiedyś wypożyczyłem, żeby zmierzyć się z tą prozą. ale stopień jej manieryczności moim zdaniem przekroczył próg pretensjonalności i nie zmogłem. więc nawet nie pamiętam, co to była za pozycja. ale jeśli polecasz, mogę spróbować znów.

      - gdyby żył Wincenty Pol, to by tańczył rock and roll. pisałem już dawno, że to skandal, iż w Polsce jest tylko JEDNO muzeum Wincentego Pola. może to pamiętasz, bo chyba się ustosunkowałeś.
      a tak serio, to nie byłem na grobli w Boryszkowcach, bo czytałem Pola, tylko czytałem Pola, bo byłem na grobli w Boryszkowcach. a Ty, czytałeś?

      - oczywiście, że antysemityzm w pojęciu obecnym to anachronizm w XVII wieku. nie zmienia to faktu, że Żydzi byli celem hajdamaków, a więc w pewnym sensie obiektem czystek etnicznych, czy raczej kulturowych w czasach zamętów na Ukrainie, na równi z "Lachami ta jezuitami".

      a może masz jakieś refleksje dotyczące rozbieżności infoboksów?

      Usuń
    2. Mój ostatni kontakt z poezją Wincentego Pola to to:
      http://www.mapofpoland.pl/Iwonicz-Zdroj,zdjecie,68276,Be%C5%82kotka.html#galeria
      - intensywnie kontaktowane między siódmym a dwunastym rokiem życia, podczas corocznych pobytów sanatoryjnych;

      O dzisiejszej polityce nic przecież nie piszę.

      Co to jest infobox?

      Uważaj, bo Ci kiedyś skomentuję całość.

      Usuń
    3. też piękne! tego Pola.
      masz rację: nie miałem racji co do Stachury.

      i jeszcze - pisząc o antysemityzmie miałem na myśli nie tylko powstanie Chmielnickiego, a niepokoje na Ukrainie do XX (XXI?) wieku włącznie.

      infoboksy to te ramki z Wikipedii, które tu (i we wpisie o Beresteczku) reprodukuję z zaznaczeniem ich miejsc zastanawiająco-frapujących.

      Usuń
  3. Którejby tej wiki nie czytać, i tak wychodzi na to samo - straty po naszej stronie znikome, po ruskiej - ogromne. A co do polityki i (a)historyzmów, to się nie odzywam, bo to nie temat na wypracowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dane w hasłach Wiki są zwykle przepisywane z innych źródeł. Rosyjska Wiki podaje to, co rosyjska encyklopedia albo książki historyczne. Analogicznie polska.

      Usuń
    2. ależ spokojnie, masz czas do świąt. zastanów się i poproszę coś na trzy - cztery strony...
      nie, no, jasne.
      racja - proporcje strat podobne. tylko proporcje sił zgoła odmienne...
      tak naprawdę, to dowodzi tylko nierzetelności Wikip. jako źródła wiedzy. ale też niemożności stworzenia wspólnej wizji historii, choćby w dziedzinie faktów i danych, a nie opinii i interpretacji... kiedyś padło takie hasło, żeby stworzyć wspólny europejski podręcznik historii, i chyba się "nie dało" :-)

      niemniej, modne jest ostatnio patrzenie na historię "z drugiej strony barykady" dla poznania racji strony tradycyjnie uznawanej za przeciwną. u nas, z Kozakami na ten przykład to już od dawna, o czym troszeczkę wspomniałem. z takimi krzyżakami chyba mniej, ale też ich racje są mniej oczywiste ;-)

      no i wreszcie - są jakieś dzieła literackie ukazujące racje leżące po stronie Imperium w walce z rebeliantami, a long time ago, in a galaxy far, far away.... ;-)

      Usuń
    3. Nie wiem, czemu mój koment wskoczył przed ten Era, do którego się odnosi.

      Usuń
    4. cha, cha. bo zmodyfikowałem mój, nie wiedząc, że jest już Twój. już tego odwrócić się nie da.

      Usuń
    5. Gdyby przyjąć, że prawda jest (gdzieś) pośrodku, to pewnie byłoby to bliższe obiektywnej prawdzie, bo w przypadku ilości wojsk i strat akurat niespecjalnie jest miejsce na odmienne interpretacje typu 'zwycięzca/zwyciężony'. Ale nie ma jednej historii, nie było, i zapewne nigdy nie będzie.

      Usuń
    6. ba, wszak ofiar II wojny światowej nie mogą się do dziś jednoznacznie doliczyć...

      Usuń
    7. Jeszcze trochę, w erze wszechpotężnej informatyzacji nic w przyrodzie nie zginie. Chyba, że ktoś sprytnie podmieni dane;)

      Usuń
    8. e, przecież już Niemcy używali maszyn IBM dla większej skuteczności Holocaustu, a liczba jego ofiat jest równie trudna do oszacowania.

      Usuń
    9. Nie wątpię, że liczyli skrupulatnie (na co mamy setki dowodów), ale niekoniecznie musiało być im po drodze z publikacją tych danych. Już nawet nie mówię o odpowiedzialności powojennej, ale o znanych i wielokroć omawianych przekrętach panów 'tymczasowych'. A i tak mówimy o Europie, a co się działo (i nadal w jakimś stopniu dzieje) w Azji czy Afryce, to nikt nigdy dokładnie nie dojdzie.

      Usuń
    10. chyba żeby gdzieś przetrwało coś takiego.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...