23 listopada 2011

Studia archaeologica postcolumbiana Mazoviense

Przy okazji relacji z trasy mazowieckiej wycieczki, wspomniałem, że część drogi przebyłem zgięty w pół. Stało się tak nie bez przyczyny, przy czym przyczyną tą nie były na przykład boleści w krzyżu. Była nią chęć wzbogacenia wiedzy historyczno-archeologicznej na temat regionu. Konkretnie zaś mówiąc, musiałem poprzedzierać się nieco przez krzaki, by ujrzeć na własne oczy obiekt znany mi dotąd jedynie z klechd, legend, podań i serwisu Google Earth. 
A obiektem tym jest most na rzeczce Pisi (Gągolinie), relikt planowanego przedłużenia linii EKD od Komorowa do Mszczonowa.
Historia tego szlaku komunikacyjnego jest powszechnie znana, dlatego przypomnę ją tylko pokrótce.
Po I Wojnie Światowej przystąpiono do elektryfikacji odrodzonej ojczyzny, czego pionierem był koncern "Siła i Światło". Uruchomił on elektrownię w Pruszkowie. Żeby mieć zbyt na prąd - wybudował linię elektrycznej kolejki z Warszawy. Żeby miała zaś kogo ta kolejka wozić, powstało osiedle Podkowa Leśna.
I tak jest do dziś, z tym że Elektryczna Kolej Dojazdowa zmieniła nazwę na Warszawską Kolej Dojazdową, bo ta elektryfikacja to już nie taki znów cymes. Planowanego przedłużenia już w PRL-u nie przeprowadzono. Teraz - pomarzyć można.

A więc: komu w drogę, temu but na nogę.

Tu zaczyna się wyprawa odkrywczo-badawcza. 600 metrów od szosy katowickiej. Ten garb w poprzek drogi to dawny nasyp. W prawo wiedzie nim droga gruntowa, a w lewo...


...nasyp jest skandalicznie nieutrzymany. A raczej mocnym chwytem utrzymany przez chaszcze. Pokrzywy po szyję! Takich jeszcze się nie widziało. Wybujały, choć niekarmione, żeby tym łatwiej chwycić i pożreć ofiarę, która w końcu im się nawinie.


Ławica pokrzyw wreszcie się kończy, ale marsz utrudniają liany i jakieś badyle, przez które trzeba się przedrzeć w zgiętej pozycji. Ale - jak w baśni - wytrwałego wędrowca, który porzucił wygodny gościniec, czeka zasłużona nagroda.

Niespodziewanie, po 400 metrach przedzierania się, u kresu nasypu widzi się coś, co przypomina zadbany park.

I oto nasyp kończy się, a oczom ukazuje się on, cel wyprawy: pradawny relikt minionej cywilizacji. Most. Z żelbetu zwanego również żelazobetonem.

No dobrze... most jest, ale wejść nań nie można. Nie zrobiono łącznic, wiaduktów i estakad.
Skandal! Typowo polskie! Co za naród! Gdzie jest minister?! Spieprzam z tego kraju! itd.

Trzeba poradzić sobie w inny sposób. Z pomocą przychodzą (nie pierwszy raz) poczciwe bobry. Albo... inne, wcześniejsze ekspedycje naukowe...

...które niestety zaginęły w tej istnej dżungli, pozostawiając dla swoich następców jedynie świadectwo dotarcia tu wraz z nazwiskami naukowców.


I tak oto, jest się po drugiej stronie kanionu. Drugą część nasypu - kolejne 500 metrów - okupują dla odmiany krwiożercze gatunki jeżyn. Ale i przez nie udaje się przedrzeć z lekką tylko szkodą dla uspodnienia.

Poglądowy plan pokazuje przebieg przebytego przejścia w przestrzeni.

13 komentarzy:

  1. Zajebiozka! To gdzie jest kesz? Cash? Tango & Cash?

    OdpowiedzUsuń
  2. to nie do mnie pytanie. ja nie cache'uję.
    cash, to co innego, zawsze mile widziany.
    a w tango idzie się potem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przedzierałeś się doń przez krzaki??? Przecież do niego prowadzi droga, od Radziejowic dojechaliśmy niemal pod sam wiadukt rowerami... oj, widać, żeś nie lokals ;) Kesz oczywiście też jest, wallsona ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lavinko droga, to tak, jakbyś napisała "wchodziłeś na Kasprowy przez Świnicę?! przecież jest kolejka!".
    wiem, że jest droga, widać ją zresztą na mapie. mnie chodziło o przejście nasypem. przedzierałem się więc równolegle do drogi, widząc ją nawet ;-)
    a mogłem podjechać samochodem!
    no i lokals prawie jestem, w pobliżu bowiem rośnie SAD. ten widoczny na winietce. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powyższa wymiana zdań przypomniała mi Tytusa, idącego wg azymutu :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oraz wjeżdżającego na szczyt autobusem z klimatyzacją i przewodnikiem mówiącym czterema językami. Cywilizacja!

    OdpowiedzUsuń
  7. Marcin-> a mnie, Indianę Dżonsa i tę babeczkę, co ją oblazły robale.
    {:-€

    OdpowiedzUsuń
  8. A, "Czuję się, jakbym chodził po cieście z kruszonką"...

    OdpowiedzUsuń
  9. przeciwnie: "a nie... to córka przysłała mi z Łomży."

    OdpowiedzUsuń
  10. A w Radziejowicach byłeś? Wybieram się tam od zawsze, bo stoi/stał tamże jakiś prastary super poprawczak. Ale nie wiem, czy warto?

    Warto?

    OdpowiedzUsuń
  11. w Radziejowicach byłem - dowód we wpisie o czytelni. tfu, gorzelni.
    o poprawczaku nie wiem i nie słyszałem, żeby jakiś był tamój. wiem, że jest w trochę inną stronę od Żyrardowa - w Studzieńcu. ale tam nie wpuszczają, o ile nie jest się penitentem lub rodziną tegoż.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, zobaczyłem później ten wpis gorzelniany i zwątpiłem, żebyś przegapił coś tak ekspresyjnego, jak XIX-wieczny poprawczak. Pewnie faktycznie chodzi o Studzieniec. Po prostu ta mapka ma identyczny układ, jak szkic, który sobie zrobiłem na ewntualność odwiedzenia domu poprawy (szybko luknąłem i E68 wziąłem za tory). Poza tym obie miejscowości mają szlachetne - szlacheckie zadęcie w nazwie, bardzo ładne zresztą.
    I stąd zamieszanie i nadzieja spłonęłła płonna.

    W ogóle, czy gdzieś powiedziałem, że chcę odwiedzić to miejsce turystycznie?..

    OdpowiedzUsuń
  13. to co mnie pytasz, czy warto? myślisz że jestem klawiszem?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...