Chociaż jedziemy dziś znów dać się odurzyć górskiemu
powietrzu oraz takiemuż widokowi widocznemu na widokówce, raz ruszona tematyka ukrainna
(m. in. wojny, rzezie i najazdy) prześlednie* nas nie po raz pierwszy i nie
ostatni.
A mianowicię.
Między oblężeniem Zbaraża a wspomnianą wyżej niżej bitwą pod
Beresteczkiem, obie strony dysząc zbierały siły i posiłki : król zebrał poświęcany
kapelusz tudzież inne gadżety (złotą różę) od papieża, Chmielnicki zaś zebrał
poparcie sułtana, cara, chana, hospodarów i księcia Siedmiogrodu. A do tego
wysłał był w głąb Korony multum agentów, których zadaniem było szerzenie
propagandy propowstaniowej i antyszlacheckiej. Zbuntowane masy chłopstwa miały być
pożądaną dywersją na tyłach wroga. Uderzano w znany cymbał: że król pragnie dobra
dla ludu, ale szlachta jest mu przeciwna, i nie da mu nic zrobić planując
rokosz. Szpiedzy i dywersanci rozpełźli się ponoć aż po Wielkopolskę, oprócz
propagandy słownej siejąc zamęt czynny: paląc dwory i folwarki opuszczone przez
szlacheckich właścicieli, którzy ruszyli z ruszeniem pospolitym na Ruś.
I w istocie za sprawą tych działań pewne epizody poniepokoiły
co nieco zagrożonym w 1651 roku w swym bycie krajem, ale do historii przeszedł w zasadzie
tylko jeden, zwany powstaniem Napierskiego.
Aleksander Kostka-Napierski jest enigmatyczną a przy tym
szemraną postacią. Własne jego - ostatnie zresztą - słowa, przypisywały mu
bękarctwo po samym Władysławie IV, wieść gminna i historyczny głuchy telefon - wychowanie
na królewskim dworze i tym podobne romantyczne tła.
Faktem jest, że Kostka łże-Napierski, ani chybi jeden z
dywersantów Chmielnickiego, zdołał wprawić w ruch kupę podhalańskich Janosików i
wraz z nimi opanował zamek czorsztyński. Nadgraniczna ta placówka była zaś kluczowa dla chętnego objąć czułym zdobyciem
Kraków – na przykład księcia siedmiogrodzkiego, Rakoczego, który już zaczął
przebierać owłosionymi kulasami, z chęci podeptania choć trochę Rzeczpospolitej.
Udało mu się to co prawda dopiero parę lat później we współdziałaniu ze Szwedami i
Brandenburczykami, na dodatek ze szkodą i dla naszego kraju, i dla siebie samego, ale
to osobna historia.
Działania pseudoNapierskiego były wcale energiczne – w imię
chłopskiej krzywdy sam zamiarował wybrać się z czorsztyńskiej bazy na Wawel, lud
zachęcał tymczasem uniwersałami do dochodzenia sprawiedliwości na drodze
rabunku dworów. A że lud nie dał się długo namawiać, odbiło się to wszystko istotnym niepokojem
w zgromadzonym już na granicy Wołynia na wojnę z Chmielnickim obozie polskim. Tak, że szczupłe (jak
zwykle!) wojska Rzeczpospolitej oddzieliły oddział 2000 jazdy na pomoc zagrożonej
w odwiecznym status quo ziemi krakowskiej.
Zdarzenie to dało nieoczekiwany skutek: powiadomiony o nim
Chmielnicki – rozumiejąc je opacznie lub po prostu łgając – przekonał chana, że
odjazd tylu żołnierzy to początek buntów i anarchii w polskim obozie, i że przeto
łatwo sobie z Lachami poradzą. Nieporozumienie to musiało spotęgować w
kluczowym momencie bitwy beresteckiej rozgoryczenie władcy Krymu, który jak
stał, tak zawinął się i dał nogę (podobno) porywając w afekcie ze sobą
Chmielnickiego… A to znów zaważyło na losach batalii, a tym samym na szansach
powodzenia jakichkolwiek rebelii w głębi kraju.
Co do Kostki, to osaczony został w Czorsztynie przez wojska
biskupa krakowskiego, zanim powstanie ludowe w Małopolsce na dobre się
rozgrzało. Bronił się dwa dni wraz z dwudziestoma kompanami, aż tym znudziło się
to zajęcie i ratując własną skórę wydali swojego szefa oblegającym. I taki był
koniec kariery dywersanta sprawy ukraińskiej i chłopskiej w Polsce.
Krótki renesans sławy przeżyła (?) ta postać jeszcze za PRLu, kiedy dużym
poparciem państwa cieszyły się wszelkie przejawy walki klas. Tym bardziej, że
nie była jeszcze powszechnie skompromitowana jako obca agentura, jak na
przykład Jakub Szela, inny amator szlacheckich głów, postać, którą od tamtego Czorsztyna
dzielą dwa stulecia, ale za to nie tak wiele kilometrów.
*) czas przyszły od prześladować
Interesujący to epizod, a mało znany. Kiepsko w Polsce kończyli przywódcy ludowych fermentów: Masław, Kostka-Napierski, Jakub Szela, Andrzej Lepper. Nie dość, że przegrali, to jeszcze potomni widzą w nich agenturę. No ale mimo wszystko to lepiej, niż walnąć swemu narodowi ugodę perejasławską.
OdpowiedzUsuńZauważam, że obok otwartych ostatnio wątków: tatrzańskiego i ukraińskiego, na których kontynuację niecierpliwie czekam, otwierasz teraz wątek ludowo-rewolucyjny. Cóż, taka widać pogoda.
at, myślisz, że to ma być jakiś cykl?
Usuńowszem, mógłbym jeszcze wspomnieć coś o tumulcie ciompich, bo czytałem "Życie codzienne we Florencji XIV wieku". nazwa, rozumiesz, tego buntu mi się spodobała. ale żeby zaraz wątek?
zresztą też już tu raz było o epizodzie ludowo-rewolucyjnym:
http://sadrzeczy.blogspot.com/2012/08/kortrijk-beginaz-nr-2.html
pamiętaj: to przez chleb, ta ludu ruchomość.
Koleżanka w liceum na historii podczas odpowiedzi przejęzyczyła się z nerwów (stara bladź od historii była okropna) i powiedziała "Jakub Szelma", co w sumie nie odbiegało chyba daleko od prawdy...
OdpowiedzUsuńo Szeli nawet pisałem "pracę" w podstawówce :-)
Usuńa nauczycielkę na szczęście miałem całkiem rozkoszną, i trochę się w niej podkochiwałem.
przynajmniej zostało mi zamiłowanie do historii.
a czy wiesz, że ten cały fresk, czy nie fresk, w każdym razie malowidło na Freta przy dominikanach zostało drobiazgowo zrekonstruowane?
No właśnie Piotrek mi mówił. Ostatnio jakoś akurat koło Jacka nie przechodziłem, ale zerknę. Ciekaw jestem "trójki murarskiej" :D
Usuńdopiru teraz zauważyłem, że napisałeś o czasach liceum. Bożeż ty mój, nie potrafię sobie przypomnieć, żebym się na tym etapie edukacji czymkolwiek denerwował na lekcjach... :-)
Usuństredować się nauką i podkochiwać w nauczycielce mogłem jeno w podstawówce.
Obrazek megazacny - to lubię. Historię też lubię, może i przez uczycielkę, co zacna była (ale nie do podkochiwania, o nie). O tumultach 'chłopskich', podjudzanych przez łże-agentów różnych formacji, zawszeć też chętnie poczytać, coby wiedzy przypomnieć a rozszerzyć. Chwała-ć autorowi!
OdpowiedzUsuńdziękuję.
Usuńtak, nie dość, że te bunty były podsycane przez obce agentury, odznaczały się okrutną srogością i srogim okrucieństwem, to jeszcze było w nich sporo słuszności, czyż nie?
Coś w tym jest, że dużo zależy od nauczyciela(-lki), szczególnie w podstawówce. Miałem świetną nauczycielkę historii, dlatego do dziś się nią (historią, nie nauczycielką) interesuję. I nawet dwie kiepskie "historyce" w liceum nie zdołały (nie zdążyły w 4 lata) zmarnować tego zainteresowania.
OdpowiedzUsuńtak, a mnie w ostatnich klasach podstawowej politolog p.o. historyka.
UsuńTo ja po wielu wymienianych co rok nauczycielach historii dopiero w LO trafiłam na świetnego, który wcale żadnej prawdy nie ukrywał i starał się nie fałszować zdarzeń, i nam wszystkim bardzo się to podobało w tamtych czasach:) Jedynie nauczyciel miał wieczne problemy z dyrekcją szkoły...
OdpowiedzUsuńZdjęcie bardzo mi się.
żadnej prawdy nie ukrywał? o swoich sąsiadach też opowiadał i takie tam?
UsuńNie był plotkarzem, tylko nauczycielem historii:)
Usuńrozumiem, ale z historii też najciekawsze są plotki! skąd na przykład wzięło się słowo "anegdota"? ;-)
Usuń