Tak właśnie. Przystanek trzeci.
Klewań to dawna siedziba głównej gałęzi rodu książąt Czartoryskich. Zresztą samo gniazdo rodowe, od którego wzięli nazwisko, Czartorysk, leży nieopodal, jakieś 50 kilometrów na północ.
Przy okazji warto odnotować fakt, iż wywodzili się oni od Koriata, syna Giedymina, a więc i brata pewnego księcia z Łucka...
Książęcy tytuł Czartoryskich był zatem jak najbardziej uzasadniony, w przeciwieństwie do Radziwiłłów, czy późniejszych uzurpatorów, jak Sapiehowie czy Lubomirscy.
Dziś istnieje Fundacja Książąt Lubomirskich! Gdy to słyszę, nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Starożytny to ród, co prawda, ale co z nich za książęta! Oprócz potomków Gedymina z Litwy i Ruryka z Rusi (np. kniaziówna Kurcewiczówna z „Ogniem i mieczem”), tudzież kilku rodów tatarskich, teoretycznie w Pierwszej Rzeczypospolitej tytułów arystokratycznych nie było (tak samo zresztą, jak i w Drugiej, nie mówiąc już o Trzeciej). Wielkie rody zaspakajały swe ambicje i leczyły kompleksy, zwłaszcza wobec zagranicznych diuków i hrabiów, załatwiając sobie (za opłatą) tytuł u cesarza lub papieża.
Szczególną popularnością cieszyły się też tytuły urzędowe: kasztelanowie, starostowie, wszyscy ci cześnicy i podkomorzowie.
I choć nie były one dziedziczne, to używano pochodnych tytulatury aż po trzecie pokolenie. A więc syna wojewody nazywano wojewodzicem, a syna tego syna wojewodzicowiczem.
W XIX wieku to już każdy, kto miał forsę, mógł zostać przynajmniej baronem. Dwory zaborcze zawsze potrzebowały gotówki.
Dygresje...
Pozostałości zamku książęcego pozostają do dziś w miasteczku.
Ani jednego, ani drugiego jednak nie oglądaliśmy. Przyczyną odbicia znów w bok od szosy było coś innego, mianowicie fenomen pod tytułem Tunel Miłości.
Za tą chwytliwą nazwą kryje się prozaiczna bocznica kolejowa od linii Łuck-Równe do zony industrialnej Klewania. Nie do końca jednak zwykła, a to za sprawą biegnięcia swego w niesamowicie ukształtowanej - siłami natury i siłami przejeżdżających składów - zieleni.
Przyznam się nie bez bicia (we własną pierś), że zdjęcia, które tam cykłem, nie są tak spektakularne, jak spektakularne mogą być wykonane o bardziej spektakularnej porze roku i dnia. Najlepiej chyba na wiosnę, co wnoszę z zerknięcia do międzysieci. Zimą (byle śnieżną) też to nie wygląda źle.
Cóż, my natomiast trafiliśmy tam już pod koniec słonecznego dnia, w tunelu było więc ciemnawo. Zieleń zielonego kiedy indziej kobierca też już była przywiędłą i przytłumioną latem. Do tego, opadły nas zakochane w ludzkiej krwi skrzydlate bestie. Skończyło się więc kilkoma zdjęciami i sromotną rejteradą może po kilkuset metrach zagłębiania się w Tunel.
Ale warto było go zobaczyć! Nie samymi wszak zabytkami (i kotami) podróżujący po Ukrainie żyje.
Młodzież klewańska walczy z krwiopijcami u wylotu Tunelu Miłości:
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.
Bogaty we wrażenia dzień pierwszy pierwszego etapu rajzy po Ukrainie. Po wizycie w Tunelu Miłości, zaniosło nas prosto na kwaterę w Równem, największym dziś mieście Wołynia, które zwiedziliśmy pobieżnym nocnym spacerem. Bezzdjęciowym.
Aha. Staropolski pamiętnikarz zanotował, iż
Był Czartoryski, magnat, pan z Klewania,
co do amorów nie ściągał ubrania.
Bo gdy u pasa kontusza
już kutas jakiś się ruszał*,
sam
książę
czuł się zwolniony z ***ania.
*) por.: Mickiewicz, „Pan Tadeusz”, księga I, Gospodarstwo, wersy 850-851
O żesz, jaki tunel!
OdpowiedzUsuńWłaśnie ostatnio gdzieś się pojawiły zdjęcia z onego tunelu - naturalnie wypaśne, wyświetlone, zaludnione, itede. Fajne miejsce!
OdpowiedzUsuńTunel genialny. Nic o nim nie wiem, więc nie szukając info na Wiki, pytam: czy to tylko pociągi go żłobią, czy jest jakoś celowo pielęgnowany? Jak na jeden dzień wycieczki, niezłe zbiory. Poezja mi się znudziła.
OdpowiedzUsuńa juści tunelisko jak się patrzy, hej. tylko chciałoby się zakrzyknąć "więcej światła!"...
OdpowiedzUsuńczy był stworzony celowo - nie wiem. chyba nie, bo miejsce jest dość przypadkowe... ot, odpowiedni grąd na podmokłym trochę terenie, no i brak wycinania drzwew i krzewów w pasie 10000 metrów od toru, jak to pewnie u nas by było.
o, właśnie, może dlatego, że to bocznica przemysłowa, takie przepisy nie zostały wdrożone.
Piotrze, jeśli znudziła Ci się moja poezja, nikt Cię tu pod pistoletem nie trzyma :/
Tunelik bardzo bardzo - nawet gdyby kilka takich sztucznych zrobić gdzieniegdzie (i oszczędzić pasażerom niektórych widoków), byłoby cacy.
OdpowiedzUsuńA co do naszych rodów arystokratycznych. Przeczytałem ostatnio - z trudem, bo nieco pretensjonalne - "Pamiętniki naocznego świadka" Anny Potockiej-Wąsowiczowej. Poza pewną manierycznością można się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy. o obyczajach osiemnastowiecznych w tak zwanych wyższych sferach. I o wielkich problemach wielkich ludzi, przy których dylematy bohaterów "M jak Miłość" to pikuś.
osiemnastowiecznych, powiadasz? może też siengne po tę lekturę. przepadam za plotkami o żywych, choć zmarłych, ludziach. taką mam naturę - prosto z magla.
Usuńjeśli chodzi o osiemnastowieczne obyczaje, to przyswoiłem sobie klasyczną lekturę "Niemcewicz od przodu i tyłu", styl - też swoisty - ale godny polecenia!
On second thought - bardziej dziewiętnastowiecznych, bo autorka żyła na przełomie i jednak w drugiej części skłania się ku epoce napoleońsko-nowosilcowskiej, ale i z dzieciństwa/wczesnej młodości coś tam się znajdzie. Niemniej, lektura warta uwagi.
Usuńmoże być, epoka napoleońska też wchodzi w tzw. orbitę.
Usuńa szukając informacji o genezie tego cudownego miejsca, dowiedziałem się, że
OdpowiedzUsuńBył raz sekretarz partii z Klewania,
co tak ogromny dźwigał zaganiacz,
by go gdzieś zmieścić wreszcie,
mówiono potem w mieście,
kazał zbudować "тунель кохання".
i żeś Waść przypomniał mi, że mam zdjęcia z Łupkowa - z tunelu:)
OdpowiedzUsuńmuszę odszukać
no, też poniekąd Ruś...
UsuńJest piękny :)
OdpowiedzUsuńA co do wpisu: świetnie się czyta Twoje opowieści Er!
O.
piękny, aż zazdroszę tym, co zrobili świetlistrze zdjęcia :-)
Usuńdzięki za komplement, kłaniam się, aż czołem walę w podłogę.
Tylko, żeby guza nie było :)
OdpowiedzUsuńO.
za późno. tzw. śliwa.
Usuń