Po prostu. Miesiąc łaskawości - w smakch, zapachach, niedojmującym nasłonecznieniu i spektaklach atmosferycznych wyładowań. Ulubiona pora roku, co już oznajmiałem na łamach, ba, inaugurując je zaprzeszłego roku. Obfitująca również w zastanawiające rocznice i całkiem któtkie noce.
Chociaż nazwa nie każdemu może przypadać do gustu („miesiąc robaków”), mnie to nie zraża. Ja jestem z czerwca, duszą i ciałem.
Poniżej przykład łaskawości sezonowej, małe food-porn, proszę wybaczyć. Ale pójść na bazar, a potem nawpieprzać się przyniesionych dóbr - czy może być większa rozkosz? Proste to jak stół, na którym stoi.
O, to to! Też to uwielbiam! Te smaki, zapachy... niech żyje czerwiec!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to nie jest "małe" fudporn. Ma też nutę tajemniczości za sprawą niezidentyfikowanej substancji cielistej.
OdpowiedzUsuńTo takie food-softporn, hardporn byłoby, gdybyś nagrał, jak to wtranżalasz.
OdpowiedzUsuńI to wszystko za dwa czerwone? ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem pasję - też czerwiec bardzo lubię. Choć szczerze powiedziawszy, nie mogę się doczekać na czereśnie, ale to trochę później...
OdpowiedzUsuńIamI -> niech żyje! chociaż wiadomo, że umrze... ale odrodzi się po roku. i tak w koło Sansary, Macieju.
OdpowiedzUsuńPiotr H -> chodzi o to, że nie są to jakieś wyszukane potrawiny, w szczególny sposób zasługujące na wywieszanie w blogu. substancja cielista? masz na myśli niewegetariański akcent menu?
H_Piotr -> http://en.wikipedia.org/wiki/Food_porn
Weldon -> jak widać ;-)
Marcin -> miałem o tym wspomnieć :-) bobu też jeszcze ni ma. końcówka miesiąca pod tym względem jest łaskawsza. ale cierpliwości...
Tak, miałem na myśli ów raciczkokształtny akcent.
Usuńech, zwykłe filety z kurczaka.
UsuńCóż, to było jak piękne plecy nieznanej kobiety, stojącej do nas tyłem - wyobraźnię przebiega dreszcz na myśl o tym, ile piękna jest z przodu - a potem kwoka się odwraca.
Usuńwyobraźnia Cię wystawia. nielojalne z jej strony.
UsuńTeż za to uwielbiam czerwiec:) i jak Marcinowi, do szczęścia brakuje mi jeszcze tylko czereśni:)
OdpowiedzUsuńbędą, obiecuję ;-)
Usuń„Kiedy kwitnie w czerwcu bób, to największy wtedy głód, a kiedy mak, to już nie tak,
OdpowiedzUsuńa gdy się Medard rozpłacze, a Jaś (24.06) nie utuli, popłacze pewnie aż do Urszuli (21.10)”
- wszak przysłowia mądrością Narodu:) som.
A toś Er spod Raka?
Co do kulinariów wspomnę jeszcze truskawki i poziomki. I choć wolę bardzo wczesną (!) jesień dołączam do zachwytów nad Rakami eee, tzn nad czerwcem:)
ech, nie przywiązuję wagi do znaków Zodiaku. jak juz pisałem, ludzie są jednakowi, nieważne gdzie się urodzili, no i kiedy: źli. ;-)
Usuńtruskawki, czereśnie, bób - to finis coronat opus czerwca.
od bobu mam wzdęcia - cóż w moim wieku już przystojom takie dolegliwości :) - Tempora labuntur tacitisque senescimus annis
Usuńnie wiem, czy wiedza o tym jest konieczna...
Usuńtym niemniej nie wyrzekłbym się bobu nawet za cenę szlachetnych cierpień.
;-}
Z pewnymi oporami - wszak wszyscy wiedza, że wolę jesień - przyznam, że czerwiec swe uroki ma;)
OdpowiedzUsuńMniam, mniam:)
cóż. gdybym lubił jeść kasztany, żołędzie i pożółkłe liście, na pewno jesień byłaby moją ulubioną porą...
UsuńJa to bardziej majowa jestem, ale tak naprawdę jesienna. Ale czerwiec ma swoje smaki i uroki :)
OdpowiedzUsuńO.
wobec tego, przykro mi, że maj Ci się skończył. ;-.
Usuńco do jesieni - j.w. (chociaż jak właśnie przyznałem, przyzapaszyć powabnie potrafi i ona).