Niech mi będzie wybaczona włoszczyzna tytułu. Ale, po pierwsze, kiedyś w międzynarodowym konkursie o takiej nazwie nagrodę zdobyli polscy architekci (Kaczorek i Szaroszyk), i od tamtej pory słyszę tę frazę w jaźni, gdy widzę szczególnie piękny obiekt architektoniczny. Po drugie, język włoski jest ładny i dlaczego nie przywłoszczyć sobie trochę od czasu do czasu? Rozumieli to dobrze fundatorzy parku Arkadia umieszczając włoską sentencję (cytat z Petrarki) na fryzie tamtejszej Świątyni Diany.
Obiekt, który mnie tak od dłuższego czasu zachwyca, to jedno z urządzeń parkowych służących zasłużonej rozrywce PT magnatów: tak zwany Dom albo Przybytek Arcykapłana, znany też pod nieco bardziej przyziemnym, ale i rzeczowym mianem Łazienki.
Prawda, że może mało okien, no i w ogóle nie jest to chałupa należąca do najobszerniejszych.
Ale gdy już wreszcie zostanę emirem kataru, postawię sobie w miłym miejscu dom letni wzorowany na Przybytku Arcykapłana. Proszę: na dole kuchnia, jadalnia i salon (w jednym) z dostępem do wydzielonego podwórka. Na piętrze ze dwie sypialnie i taras z pergolą. Pod tarasem nawet miejsce na furę.
Aha, jeszcze wieżyczka z belwederem, chociaż w pierwowzorze to tylko gołębnik.
Owa oryginalna (w znaczeniu: unikatowa) forma – z dość rzadko spotykanymi w dawnych czasach dachami jednospadowymi – nie jest do końca oryginalna (w znaczeniu: pierwotna). Przybytek Arcykapłana wzniesiony w końcu XVIII wieku przez naczelnego architekta Arkadii Szymona Bogumiła Zuga według szkiców malarza Jana Piotra Norblina miał „zwykły” dach dwuspadowy (czego ślad widać w ścianie bocznej). Nawet i kolumny z tarasu jeszcze kilkadziesiąt lat temu wyglądały inaczej – były dużo niższe i nie podpierały pergoli.
Dziś jest formą skończoną i doskonałą.
Przybytek vel Łazienka stanowi ponadto fascynujące lapidarium. Zabytkowych (już w momencie budowy) fragmentów kamiennych jest prawie 200 (ktoś policzył). Niektóre mają rodowód starożytny, inne średniowieczny, są takie z XIX wieku. Jednak większość kamiennych rzeźb to dzieła i dziełka renesansowe.
Skąd się wzięły?
Wzięły się głównie z pobliskiego Łowicza, z kolegiackiej kaplicy prymasa Jakuba Uchańskiego, jak się rzekło przy łowickiej okazji - autorstwa Jana Michałowicza z Urzędowa, który w biskupim mauzoleum na doczepkę zapewnił miejsce pochówku i własnej osobie.
W latach 80. XVIII wieku przebudowano kaplicę rozbijając nadwerężone dzieło rzeźbiarsko-architektoniczne Michałowicza. Postać biskupa + dwa aniołki + jedną rozetkę wykolegowano do nawy bocznej. Pozostałą masę spadkową w postaci kamiennych fragmentów nabyła okazyjnie księżna Radziwiłłowa. I użyła do przyozdobienia między innymi Domu Arcykapłana.
Ich ilość – i jakość – każe się domyślać, jak wspaniałe dzieło renesansu rodzimego poszarpały zęby czasu i ludzkie ręce. Numer 2, zaraz po Kaplicy Zygmuntowskiej, na bank. Sam murek biegnący obok budynku ma wmurowanych dziesięć herm (kamiennych ludzików na graniastej nodze) z łowickiej kaplicy arcybiskupiej.
Jest za to co oglądać (i fotografować) w radziwiłłowskim ogrodzie!
Tylko płaskorzeźba z wodotryskiem „Nadzieja karmiąca chimerę” uzupełniająca program ideowy parku-memento mori, być może zrobiona była na zamówienie (według dzieła Piranesiego).
Po Arkadii rozsianych jest więcej kamiennych starorzeczy i starożytności tudzież obiektów sentymentalno-romantyczno-refleksyjno-rozrywowych. Ich przegląd poglądowy może wkrótce spreparuję. Dość powiedzieć, że przez lata w ni to romańskim, ni to etruskim ni to sarkofagu, ni to korycie stojącym
pośrodku dawnego „cyrku rzymskiego” regularnie przy każdej wizycie robiliśmy sobie pamiątkowe foto - monidło.
Warto dodać na koniec, że działka rekreacyjna księżnej Radziwiłłowej stała się inspiracją dla powstania innego zespołu parkowego oszałamiającego rozmachem, chociaż chyba w mniejszym stopniu niż losy i kariera jego właścicielki… Ale o tym szerzej, jeśli Najwyższa Opatrzność pozwoli, w przyszłej przyszłości.
Na razie zbieram na kupno Przybytku Arcykapłana. Może i na działeczkę, na której stoi uciułam.
Obiekt przepiękny i zdjęcia pierwsza klasa.
OdpowiedzUsuńTego miejsca na furę jakoś mało, tylko sportowa jakaś zmieściłaby się chyba;)
wiesz, chyba by się nawet zmieściła. i niekoniecznie lambo, ale i tzw samochód kompaktowy. land rover faktycznie raczej nie :-)
Usuńnie wiem tylko, jak by było z otwieraniem drzwi.
Owszem, ładny strup. Tak myślałem, że to nie Włochy, cóż, gdy Arkadię znam jeszcze mniej.
OdpowiedzUsuństrup?!
Usuńthis is Arkadia pod Łowiczem, this is NOOOOT SPARTAAA!
Cytuję tylko plastyczne określenie znakomitego komentatora na E.
UsuńSparta?
na E, powiadasz? hmmm...
UsuńSparta? że była obok i dominowała w regionie, również nad Arkadią?
Ha, znam!
OdpowiedzUsuńBylam latem 2007, w drodze z Łodzi na...
Okecie:-)Ale, przyznam, w detalu nie rozpoznalam:(
Sie wstydze.
i w Guzowie przy okazji?
UsuńNie, o Guzow zahaczylam chwile wczesnie, tez o Zelazowa
UsuńWole, kiedy musialam "wstapic" do banku w stolicy;
spedzilam wtedy caly dzien w aucie, w Wwie ok.40 minut...:-)
a już myślałem, że orientuję się z grubsza w Twoich szlakach blogokrajoznawczych ;-)
UsuńNo, z grubsza jestes w temacie:)
UsuńWciąż wstydzę się, że nie dotarłam tamże! A tyle razy tuż obok, już prawie i w ogóle.
OdpowiedzUsuńTeraz czuję się mądrzejsza Twą wiedzą i sprytniejsza Twym okiem:)
emir - niech sprawę przemyśli i odstąpi od władzy swej na korzyść czcigodnego Er :) niech wiecznie nam panującego - amen:)
władzy... zauważ, że to katar z małej litery.
Usuńbo chyba tylko takiego mam szansę się dochrapać.
of course, że zauważyłam że z małej:)
Usuńco nie zmienia mych życzeń for YOU !
Choć jednego bogacza bym znała :)
a, jeśli tak... dziękuję, już się czuję wzbogacony.
UsuńSkierniewka nie wylała?
OdpowiedzUsuńW Żelazowej Woli Utrata zalała przystań kajaków, tak wysoko woda poszła.
Niestety, tego strucla drogowego w tle parku nie zabrała :)
nie wiem, czy Skierniewka wylała. arkadiowałem w listopadzie.
Usuńco to strucel drogowy?
No, łi Arkadia-Nieborów, wymieniana jednym tchem, to jakożem się już uiszczał, miejscówka obskakiwana i obcykana we wczesnej młodości. Za dorosłości byłżech ino roz, i to milion lat temu nazad. Z Guzowa niestety nie zdążylim obaczyć tego cudu, bo już późno było.
OdpowiedzUsuńja żem do Arkadii trafił już dorosłym, alem wracał tam często. no, raz na kilka lat, ale zawszeć. np. miłe odbywały się tamój pikniki - panie w kapeluszach i sukienkach, obrus, kielichy etc...
Usuńdo Nieborowa jakoś rzadziej trafiam.
Bardzo mi się podobają te syrenkopodobne postacie. Całość, zresztą, też.
OdpowiedzUsuńdziękuję w imieniu Jana z Urzędowa (bo to jego syrenki), jak i Zuga oraz Norblina (bo ich jest całość zresztą).
Usuń