Dziś uczeni taką hipotezę odrzucają. Może nie ze wstrętem, ale odrzucają. Widzą tu raczej uosobienie jednego z żywiołów (ognia), albo bardziej bezpośrednie odniesienie do treści teologicznych.
Z drugiej strony, przecież nie wiadomo, co autor-rzeźbiarz (rzeźbiarze?) miał dokładnie na myśli. Tym bardziej, że był to wszak artysta z centrów ówczesnej cywilizacji europejskiej, a nie jakiś lokalny Mazur. A więc jako taki, mógł przemycać i te, być może trędowe u siebie w danej chwili treści.
Poza tym, jakże ładnie to brzmi, i jak działa na wyobraźnię - bardziej niż po prostu zwykły alegoryczny ludzik, niechby i waleczny, lecz anonimowy! Przyjmijmy więc na chwilę dla rozrywki tę romantyczną hipotezę, by ujrzeć
w romańskim kapitelu nadwiślańskiego kościoła
antycznego herosa.
Pendant do "Gilgamesza" - ziejąca ornamentem (?) oślousza paszcza.
Co prawda nie zrozumiałem co Pan do mnie mówi, ale paszcza zieje bardzo porządnie. Nie to co współczesne paszcze!
OdpowiedzUsuńZabawne stworki.
OdpowiedzUsuńamant z Czosnowa.
OdpowiedzUsuńNie spotkałem nigdy Gilgamesza, więc nie wiem jak wygląda, ale a propos wstępu: kiedyś brałem udział w takim dość intensywnym kursie, prowadzonym przez panią, będącą we władzach pewnej instytucji językowej na UW. Pani ta wymyśliła sobie, że wszystko, co do tej pory napisano o gramatyce angielskiej, to nieprawda, i że ona zna prawdę całą i gotowa jest ją ogłosić mową i drukiem. Wszystkie wydawnictwa typu Murphy to jedna wielka blaga, a ona wie, co i jak.
OdpowiedzUsuńZaleciła więc wykonywanie ćwiczeń na podstawie swojej książki (wydanej chyba tylko z powodu sprawowanej przez nią funkcji), w której rewolucyjne teorie dotyczące choćby użycia poczciwego Present Simple czy Continuous kwalifikowałyby panią do dość długiego, bezpłatnego turnusu w instytucji odosobnionej, jednak - ponieważ od podpisu pani zależało zaliczenie kursu - ludzie, śmiejąc się, wykonywali idiotyczne ćwiczenia na podstawie jej wymysłów (podała wzory, na szczęście) i zapominali o tym, jak najszybciej. Widocznie każda gałąź nauki ma swojego Gilgamesza.
Pani już od jakiegoś czasu nie pełni funkcji władczej a wydane przez nią książki zapewne pójdą na przemiał, bo nikt normalny nie będzie z nich korzystał.
Taka dygresja się mnie zrobiła.
"Gilgamesz", to akurat teoryjka historycznosztuczna, która zrobiła karierę, taką że podpisywano go w ten sposób w albumach.
OdpowiedzUsuńTwój przykład już jest poważniejszy, bo to lansowanie siebie, swoich poglądów i pomysłów z pozycji władzy. no, może władzy w tym przypadku niewielkiej, więc i nie tak groźnej.
ale weźmy taki łyseknkizm. model ten sam, lecz to już groźne było. nawet dla zdrowia i życia.