Jakieś jedenaście lub dwanaście lat miałem, kiedy spotkałem raz chłopca, rówieśnika.
- Wyleciałem za drzwi - powiedział. - Bo kolega dał mi w czambuł. A ja mu też dałem w czambuł.*
Oho - pomyślałem. - Bijatyka bijatyką, ale widać, że c z y t a ł !
No - któż nie czytał „Trylogii”! Sawanci, malkontenci i birbanci krzywią się z niesmakiem, lekceważąco machają ręką. Co tam jakiś Sienkiewicz... Podrzędna literatura... Niby racja. Dostojewski to to nie jest. Ale zawsze można zapytać malkontenta: umiesz lepiej? To napisz!
Wszak to znakomite książki z gatunku tych do czytania! Może też właśnie najlepiej przyswajalne w środkowym dzieciństwie - chociaż okrucieństwa tam takie, że niech się „Gra o tron” schowa i wszystkie inne nowoczesne perwersje.
Co więcej, dzieła w opisie umysłowości sarmackiej zaprawione głęboką ironią, przy której przeoczeniu, mogą wydawać się sarmatyzmu apoteozą.
Naturalną koleją rzeczy, wjeżdżamy do kolejnej, po Kamieńcu, miejscowości utrwalonej przez naszego pierwszego noblistę ku pokrzepieniu serc - Zbaraża.
Tak jak w autentycznym Kamieńcu wysadzony został autentyczny Wołodyjowski, tak z autentycznego Zbaraża wykradł się poprzez oblegające wojska kozacko-tatarskie autentyczny Skrzetuski. Sienkiewicz dofabularyzował jeno rzeczywistość historyczną, dodał love story, Zagłobę itd.
Notabene, autentyczny Skrzetuski po dostarczeniu idącemu z wojskiem królowi błagań o odsiecz, zgodził się zanieść oblężonym królewską odpowiedź, i już więcej na kartach historii się nie pojawił. Widać, nie poszczęściło mu się, jak w poprzednią stronę...
Nota drugie bene, wojsko wiedzione przez króla było tak szczupłe, że pod Zborowem, gdzie spotkało rzucone od oblężenia siły kozacko-tatarskie, walczyć musiał nawet zastęp kucharzy (pod wodzą księdza). Na szczęście, Tatarzy nie byli nieprzekupni...
Ale wróćmy do Zbaraża - dzień, choć letni i długi, jest za krótki, żeby dogłębnie spenetrować słynne miasteczko. Penetracji ulega więc - i tylko od zewnętrza - zamek xiążąt Zbaraskich i Wiśniowieckich, skromny pałac wczesnobarokowy w niewielkiej forteczce bastionowej z ładnym budynkiem bramnym. To tu książę Jarema wydawał uczty, które tak frapowały oblegających („Ałłach! - rzekł chan coraz bardziej zdziwiony”).
Nieoblegane, miejsce obecnie całkiem rozkoszne, także z uwagi na rozciąganie się parku na przedpolu fortecznym.
Poza rezydencją, uwagi godnym i rzucenia okiem zdał się pobernardyński klasztor z kościołem. Kościół stał zaworem, więc wnętrza nie uświadczono, dały się za to spenetrować psychodeliczno-kafkowskie zabudowania klasztorne, krużganki dające dostęp do jakichś instytucji państwowych Ukrainy, które mieszczą się w przepaścistych wnętrzach...
I dalej w drogę, i dalej na północ.
*) był to Piotr H.
Ha, czytało się, i owszem, choć nie powiem żeby to była moja ulubiona lektura - pewnie dlatego, że źle zacząłem, znaczy od końca, i Ogniem i Mieczem już nie zmogłem w całości, choć i Pana (Tadeusza) Wołodyjowskiego tudzież Potop spożyłem więcej niż raz. Trochę jak w tym niespecjalnie udanym filmie mumiowym - dwa do trzech razy.
OdpowiedzUsuńPS. Nie daj Boże, żeby krytycy brali się za robienie sztuki! O matko...
"krytyk i eunuch z jednej są parafii:
Usuńkażdy wie jak, żaden nie potrafi".
film mumiowy - ciekawe sformułowanie.
Podziwiam - tam nie dotarłem, a jest to jak strzelił świat wyobraźni mego średniego i późnego dzieciństwa, tak jak to ująłeś... na zdjęciach brak tylko bagien i oczeretów...
OdpowiedzUsuńżem pisał w pierwszym odcinku cyklu "zabieramy za pazuchę Sienkiewicza i w drogę". ;-)
UsuńAle bałagan na tych korytarza niezły ;)
OdpowiedzUsuńO.
wygląda jak przed przeprowadzką:)
Usuńjaki tam bałagan, wszystko ułożone i powiązane. tylko się trochę rozsypało. poza tym - czysto.
UsuńNo i pięknie.
OdpowiedzUsuńZ lektury przywołanej przez Ciebie najbardziej, po dziewczyńsku, lubiłam 'Pana W' czytać, pewnie dlatego, że najmniej wojenny był, ale, całośc, oczywiście, przeleciałam;)
"Pan W." jest szczególny - mniej epicki, bardziej monochromatyczny - jak Chreptiów wśród śniegów.
Usuń