Pozostając formalnie, legalnie w Humaniu, przejdźmy kilkaset metrów od związanych z miastem
spraw tragicznych do motywów przyjemniejszych, choć też niepozbawionych dramatyzmu. Kilkaset bowiem metrów od centrum rozciąga się słynny park „Zofiówka”, obecnie nacjonalnyj dendropark „Sofijiwka” (gwoli ścisłości - przystanek drugi drugiego dnia trzeciego etapu wycieczki ukraińskiej).
Został on założony i nazwany na cześć trzeciej żony notorycznego Stanisława Szczęsnego (nomen wyjątkowo non omen) Potockiego, dla której był drugim (powiedzmy) mężem.
I tu mam zagwozdkę natury moralnej. Czy streszczać pokrótce karierę Zofii pseudo-Glavani łże-de Celice primo voto „de” Witt, secundo voto Potockiej, znanej pierwotnie jako Dudu? Czy po prostu odesłać Szanownego Czytelnika niniejszego wpisu prosto do wyśmienitego opracowania biograficznego autorstwa Jerzego Łojka - „Dzieje pięknej Bitynki”?
Skąd się wzięła Greczynka Dudu?
Jak trafiła do Kamieńca Podolskiego?
Jak wysoko zaszedł jej pierwszy „mecenas”?
Kim byli kolejni (w tym dwaj legalni mężowie)?
Wszystkiego dowiedzieć się można z „Dziejów”. Gorąco polecam, jeśli ktoś nie zna!
Streszczać więc nie będę. Książkę (po ukraińsku) można nabyć nawet na straganie u wejścia do Zofiówki. Zresztą - cytat z tego dzieła już tu zamieszczałem...
Powiem też, że książka ta - oraz kilka jej podobnych - powinny być obowiązkową lekturą w programie nauczania historii w szkole średniej. Zamiast „przerabiania” nudów, które w szkole się serwuje. Gdy pomyślę, że musiałem - bo tak sobie wymyślił nauczyciel - czytać w liceum jakąś historię gospodarczą średniowiecza, zasypiając pod koniec każdej strony... Ech.
Materialnym świadectwem szalonego uczucia ukrainnego magnata-targowiczanina jest ów krajobrazowy park pod Humaniem. Inspiracją do jego stworzenia była wizyta (już) hrabiny Zofii Wittowej w Radziwiłłowskiej Arkadii pod Łowiczem. Rozmachem to założenie miało przewyższyć sentymentalno-oświeceniowe parki polskie, i pewnie mu się to udało.
Dziś jednak wdzięk Zofiówki wydaje się nieco przybladły. Nic jednak dziwnego - w ciągu z górą 200 lat jego istnienia, 70 przypada na czasy ZSRR... Lecz i tak wiele dotrwało do naszych czasów. Na przykład: w sentymentalnej grocie-świątyni dumania zachowały się podkreślające nastrój inskrypcje na tablicach - po polsku.
Dawniej miejsce to robiło
z pewnością
większe
wrażenie
- np. panegiryk Zofiówce kropnął stary pieczeniarz, Stanisław Trembecki (za co zresztą otrzymał dożywotnią rezydencję w siedzibie Szczęsnego w Tulczynie). Park zaprojektowany przez gdańskiego oficera-inżyniera Ludwika Metzla (notabene nieślubnego potomka generała Alojzego Brühla, syna ministra Augusta III, w czym zresztą nic dziwnego, przecie mówimy o XVIII wieku!) budowano w latach 1786 - 1805. Sprowadzono z różnych miejsc Europy, rzeźby, urządzenia techniczne etc., okazy drzew i roślin zaś nawet i spoza niej. Zbudowano pawilony parkowe, groty, strumienie, kaskady... Zdolny Metzel zaprojektował dwudziestometrowej wysokości wodotrysk pośrodku stawu.
I tu dochodzimy do interesującego zawirowania dziejowego. Jak pisze historyk, Zofiówkę wznosili „tysiącami spędzani pod Humań pańszczyźniani chłopi” (chociaż inne źródło twierdzi, że Szczęsny wcześniej oczynszował chłopów w swoich włościach, likwidując tym samym pańszczyznę, być może więc spędzano chłopów oczynszowanych, niepańszczyźnianych, tak czy siak). A skoro tak, to wśród owych tysięcy musieli się znaleźć i uczestnicy (czynni) rzezi humańskiej - wszak wielu z nich było z pewnością młodszymi wówczas niż Dziad z „Wesela” w „Weselu”...
Jak to więc różnie w życiu bywa! - że tak pozwolę sobie wysnuć z powyższego wnioskowania taką niegłęboką refleksję.
Raz rzezasz ludzi, raz budujesz park dla konstantynopolskiej ladacznicy* i jej męża magnata.
*) Nie śmiem oceniać, czy krytykować życiorysu Zofii Wittowej-Potockiej. W owych czasach nie istniała inna droga kariery dla ludzi jej płci i stanu społecznego. Należy raczej podziwiać jej zaradność i inteligencję (niewątpliwą - bez niej nie wskórałaby wiele w ówczesnych salonach samymi walorami alkowianymi). A że lubiła chłopów - wolno jej. Może tylko romans z pasierbem to już była przesada.
W papierach po tulczyńskim poecie-rezydencie znaleziono zapisek, iż
Gdybyż to wiedział pan na Tulczynie,
że żona zdradza go z własnym synem...
Bo - nawet na tle epoki -
r o z k ł a d był to zbyt szeroki,
poprzestać mogła na Potemkinie...
Faktycznie, nie nam oceniać z dzisiejszej perspektywy zachowania praprzodków, o ile ci sami przestaną wszem i wobec trąbić, że "za moich czasów".
OdpowiedzUsuńPS. Tak z innej bajki, czytałem niedawno skrypty wystąpień sejmowych z międzywojnia - dzisiejszy dyskurs okołopolityczny jest przy tym perfumowaną frezyjką, że o fizycznym pozbywaniu się przeciwników partyjnych nie wspomnę.
PS. Żentelmę z bezalkoholowym wprawił mnie w bardzo sympatyczny nastrój ;-)
Usuńnie mówiąc o rzeczy tak powszechnej, jak w...dol wywierany na przeciwnikach politycznych.
Usuń;-)
Też zauważyłam sympatycznego żentelmę, myślałam, że będzie nawiązanie w tekście do onego:)
Usuńno i jest nawiązanie: „tysiącami spędzani pod Humań pańszczyźniani chłopi”
UsuńMoże kobita miała duże potrzeby a portali randkowych nie było...
OdpowiedzUsuńcałe rzesze ludzi mają duże potrzeby...
UsuńŁadne zdjęcie pana na ławeczce, jak zauważyli przedmówcy. Ładnie wystrzyżone nibypinie – to jesiony?
OdpowiedzUsuńTa "jakaś historia gospodarcza średniowiecza", którą musiałeś czytać, to przecież słynny przykład przełamywania nudnego modelu historii ograniczonej do samych faktów politycznych, dynastycznych i militarnych – kazano Ci ją czytać właśnie po to, żeby Ci pokazać, jak historia może być ciekawa – oddajmy sprawiedliwość nauczycielowi. Ale czy aby w programie szkoły średniej jest jeszcze historia?
W ogóle to ciekawe – rok po końcu Polski, fala napoleońska wzbiera, a tu taki Szczęsny Potocki skupiony jest na budowaniu sobie dwudziestometrowych wodospadów. A galeon tam miał?
nie wiem, czy jest jeszcze historia w szkole. pewnie jest, ale ograniczona. historia gospodarcza średniowiecza nie była ciekawa, a nauczyciel był początkujacy. poznawanie historii przez losy jednostek na drobiazgowo oddanym tle epoki - bawiąc uczy i ucząc bawi.
UsuńSA król budował swe Łazienki niemal do oporu, jeszcze w 1794 coś tam dłubano. a mało brakło by mu głowa spadła....
nie odróżniam jesionu od grabu od wiązu od jawora.
Znów mi coś, i znów zupełnie nie a propos, przypomniałeś;)
OdpowiedzUsuńMianowicie albowiem, swego czasu wakacje spędzałam pracując i bawiąc się na Rugii, a tam stacjonowali żołnierze i jeden z nich zakochał się w mojej koleżance, Zośce i kiedy przychodził po nią na randki, miał zwyczaj wołać śpiewnym szeptem "Sofija, Sofija...", a Sofija wtedy wdzięcznie wychylała się z okna okrzykując "Ich komme" i zbiegała doń, na dół z drugiego pietra kamienicy, w której sobie mieszkałyśmy....
Nas to strasznie bawiło, a nie powinno, bo to była wielka miłość, a ona po wakacjach wracała do Polski, do swojej wsi, na której miała być panią nauczycielką, i gdzie czekał na nią narzeczony, z którym miała wziąć ślub..
No i widzisz, co narobiłeś?
.. na wspominki mnie wzięło.
bardzo ciekawe wspominki!
Usuńi jak się ta lowe story skończyła, Zofia wróciła do (m)nie(j)kochanego narzeczonego, czy wyszła - inaczej niż Wanda - za Niemca?