Tak więc, następnego dnia, po spożyciu substancji o nazwie "Smakołyk warszawski", wyruszyliśmy w dalszą drogę...
Droga powiodła z powrotem asfaltem do wsi Iwaniska, gdzie złapaliśmy pierwszy z dwóch autobusów PKS, które nieco okrężną drogą - przez Staszów i Klimontów - powiozły nas do prastarego Sandomierza. Nawiasem dodam, że był to pierwszy i ostatni zarazem raz, kiedy widziałem i Staszów i Klimontów, i ubolewam nad powyższym faktem. Klimontów widziany z okna autobusu, prezentował się interesująco - zwłaszcza jego dwa zabytki sakralne. Staszowa nie pamiętam zaś w ogóle - z wyjątkiem faktu przesiadki - choć odznacza się interesującym ratuszem.
No, nic. Może kiedyś...
Sandomierz - miasto ponoć ostatnio szalenie modne za sprawą jednego z telewizyjnych seriali - odwiedziłem wówczas po raz drugi w życiu.
Potem tych wizyt było więcej i dłuższych, i każda pozostawiła niezatarte wrażenia. Bo i piękne to miasteczko. Jedno z niewielu takich w Polsce, zwłaszcza tej właściwej.
Rozpisywać się o Sandomierzu nie ma co. Wszak pisywali o nim prawdziwi pisarze, szczególnie na przykład wybitny Iwaszkiewicz. Ale chyba najpiękniejszy portret miasta - nienazwanego z nazwy - zawarł w swym „Widnokręgu” Wiesław Myśliwski. Warto przeczytać, no i warto doznać Sandomierza osobiście. Czego sobie i Państwu życzę.
Po tak dogłębnym, jak czas pozwalał zwiedzeniu miasta udaliśmy się na dworzec, by złapać pociąg powrotny...
(mogłem się powstzymać, ale nie chciałem)
Nie no, autoporteto boskie! Sandomierz też lubię pasjami, jeszcze z lat bardzo młodych, znaczy 70. (nie moich bynajmniej, tylko AD). Dawno nie byłem - podobno teraz dużo tłoczniej niż kiedyś, za sprawą wspomnianego serialu. Może i dobrze, bo Sandomierz wart jest odwiedzin bez dwóch zdań.
OdpowiedzUsuńPS. Jeżeli 'smakołyk warszawski' to taka sprasowana kostka (w kolorze) g..., to pamiętam toto - niejadalne było.
już tu rok temu odbyła się mikrodyskusja nad "smakołykiem", który zamykał zeszłoroczny wpis.
Usuńsmaku nie pamiętam, ale zjeść się dało, zwłaszcza, że nic innego na śniadanie nie było. ;-)
Sandomierz doznaję w miarę regularnie od lat około dwudziestu i pięć i wciąż dość nie mam.
OdpowiedzUsuńA Klimontów znam, ale nie pamietam, albo raczej pamietam, ale imprezowo i jeszcze z lat osiemdziesiatych:)
Też sie nie powstrzymam i zapytam - kiełbaska smakowała?
"smakołyk", kiełbaska, sucharek... trudno pogardzić :-)
Usuńw tamtych czasach jakoś nie przyszloby mi do głowy iść na takim wyjeździe do restauracji, stąd suchy prowiant w plecaku.
Zrób bliźniemu ładne zdjęcie, on ci się zrewanżuje nieładnym i po 21 latach wrzuci je do Internetu.
OdpowiedzUsuńOt, wdzięczność Lucka... na szczęście obaj jesteście bardzo słabo/nierozpoznawalni ;-)
Usuńjak to: nieładnym?! a jeszcze jest to zeszłorocznie publikowane :-)
Usuń"w Polsce, zwłaszcza tej właściwej" - jesteś polityczny niepoprawnie.
OdpowiedzUsuńno to jak to nazwać? ziemie odzyskane właściwe? :-)
UsuńNajlepiej smakuje daleko od domu:)
OdpowiedzUsuńhmmm... "smakołyk"? kiełbaska? sucharek?
UsuńSandomierz?
Do Sandomierza wracam średnio raz na dekadę, ciągle mi się wydaje zupełnie inny, a jednak wciąż ten sam. To znaczy właściwie nie była od bardzo dawna, od początku studiów. Zdecydowanie gorzej się tam dojeżdża pociągiem niż kiedyś. Zwłaszcza że już nie jeździ się na ulgowych ;)
OdpowiedzUsuńno mię tam też dawno nie było... nawet nie pamiętam którędy ten pociąg jechał. przez Dęblin czy przez Skarżysko? chyba przez Skarżysko.
Usuńale autostopem też się zdarzyło. pomyślmy... autokarem, pociągiem, pekaesem, autostopem, samochodem...
kurczę, wychodzi na to, że jeszcze nie dotarłem do Sandomierza pieszo, rowerem i... statkiem :-)
Wycieczka świetna :), humory dopisywały ;).
OdpowiedzUsuńA na drugim zdjęciu to chyba poloneza rozpoznałam? ;)
O.
a jakże - polonez ci on.
Usuńjeszcze da się tu i ówdzie uświadczyć takie wozy.
dopiero jakieś dziesięć lat temu poldki i maluchy zaczęły zanikać...
wycieczka warta wspomnień (choćby i ze skanera) :-)