28 marca 2014

W Bieżuniu

Człowiek, co by się znalazł w Bieżuniu nie może nie skorzystać z okazji i nie odwiedzić znajdującego się w rynku Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu. 


 Wejdźmy więc i my, jeśli akurat znaleźliśmy się w Bieżuniu. 


Wewnątrz możemy zapoznać się z charakterem fenomenu małego miasta na przykładzie rozmaitych eksponatów, z których przeniosę w cyberświat tylko jeden. Rekwizyt do badania wzroku dzieci? Niepiśmiennych?...


Do zobaczenia reszty ekspozycji zachęcam w rzeczywistości namacalnej. Iście musztardowej pikanterii dodaje tu fakt, że Muzeum (Małego) Miasta jest oddziałem Muzeum Wsi (Mazowieckiej), które mieści się w innym mieście (w Sierpcu). Chaos bez końca!

Na zewnątrz możemy zapoznać się z pozostałościami w formie materialnych nieruchomości po najznamienitszym mieszkańcu (i właścicielu przy okazji) Bieżunia - Andrzeju Zamoyskim.


Wybitny ów mąż był jedną z niewielu świetlanych postaci przełomu epok saskiej i stanisławowskiej, kierownikiem prac nad Kodeksem Praw, spostponowanym przez Sejm na skutek knowań obcych sił zainteresowanych utrzymaniem statusu kwa (niecodzienna współpraca Moskwy i Rzymu) oraz wyjałowienia umysłowego tamtej doby. 


Zamoyski złożył swój urząd kanclerski w proteście przeciw gwałtom repninowskim w czasie sejmu 1767 roku. W ówczesnych czasach - gest nie byle jaki. 

Ekskanclerz był ponadto jedną z tych spośród osób kierujących nowopowstałą Komisją Edukacji Narodowej, które nie kradły na potęgę zasobów państwowo-edukacyjnych lub (albo - i) pobierały jurgieltu z ambasady imperatorowej.


Przytomnie opuścił zaś ten padół w przeddzień wojny polsko-rosyjskiej, Targowicy i innych gorszących wydarzeń, które zakończyły spektakl pt. Rzeczpospolita Obojga Narodów. Gruzy ekskanclerskiego założenia parkowego pozostają wymownym symbolem rezultatu daremnych prób naprawy tamtego państwa.

Nawet Matka Boża, Królowa Polski straciła głowę.


I niestety nie są to jedyne bieżuńskie obiekty w ruinie...


Ale małe miasto zawsze miło i warto odwiedzić. Człowiek wyjeżdża stamtąd wzbogacony o wiedzę na temat świata, kraju, małego miasta, o refleksje historyczne i o posiłek w barze.





21 komentarzy:

  1. Ci mogę nawet powiedzieć, co jest na tej planszy okulistycznej dla dzieci - od góry: kaka / kóko / koń, kaka / [jeszcze brak słowa], kóko / dom, koń / itd.

    Bardzo ładny wpis w przyjemnym klimacie rozpadu. Z jednym się nie zgadzam, że wojna polsko-rosyjska to wydarzenie gorszące. W swoim czasie byłoby raczej wysoce pożądane, niestety wszystko ma swój czas, ale nie wszystko go wykorzystuje, niektóre panny samotnie przekwitają, niektórych róż nikt nie wącha itd.

    Ten pałac wygląda jak rysunek architektoniczny z takich, na które nie nanoszono podziałów okien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie nazwałem tamtej wojny gorszącym wydarzeniem, jakkolwiek każda wojna takim właśnie jest, i żadna w gruncie rzeczy nie powinna być pożądana i nie powinna znajdować swojego czasu, gorszące były okoliczności i sytuacja ogólnej niemożności, różne rzeczy, które wyszły wówczas na jaw itd. umrzeć w lutym 1792 roku nie było takie głupie.

      trochę podziałów okiennych naniesiono. wróć. zniesiono pozostałe. wróć. zniesiono niepozostałe.

      brakujące Ci słowo to: samolot.

      Usuń
  2. Dokładnie 10 marca odkryłem że coś takiego jak Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu istnieje i (zafascynowany tematyką) nakreśliłem wstępny plan udania się tam w możliwie nieodległej przyszłości. Mam na to dowody! I jest to już kolejny raz (po Jasonie Molinie), kiedy jakaś tematyka pojawia się na twoim blogu właśnie kiedy jest dla mnie świeża i wciąż jeszcze gorąca. O tym, że czytam ten post w połowie pisania streszczenia artykułu traktującego o epoce stanisławowskiej, w którym prace nad Kodeksem Praw też się (marginalnie, ale) pojawiają, nawet nie wspominam. Jest to wszystko razem dość przerażające!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę wobec tego o te dowody.
      ;-)

      ogólnie to chyba tylko przejaw tego, że nasza ludzka rzeczywistość ograniczona jest w gruncie rzeczy do ograniczonego zasobu zagadnień: jedzenie, spanie, zabiegi higieniczne, epoka stanisławowska...

      Moliny słucham ostatnio w kółko niemal "Farewell Transmission", polecam, jeśli nie znasz.
      jeśli znasz, to tym bardziej.

      Usuń
    2. Otóż i twarde dowody; w razie podejrzeń o fałszerstwo możliwość weryfikacji z oryginałem istnieje, choć zapewne okazja po temu (kolejne zagadkowe spotkanie) pojawi się znów dopiero za dwa lata ;)

      Farewell Transmission również katuję na okrągło, podobnie jak Captain Badass i dużą część płyty The Lioness. I jakkolwiek za Molinę nie mogę podziękować, bo jednak pierwszy raz z twórczością zetknąłem się chwilę przed postem w sadzie rzeczy, to za skuteczne wpuszczenie mi w uszy głosu Wyatta już jak najbardziej. A zatem: dziękuję!

      Usuń
    3. oj, rzeczywiście, dowody na piśmie...
      ależ wierzyłem na słowo ;-)

      nie dziękuj, wyznam Ci szczerze...
      znajdź na YT opus "Howler" Songs: Ohia, bo tego już się nigdzie indziej nie dostanie, a SZKODA.

      Usuń
  3. Nie byłem (jeszcze), więc dopisuję do listy. Dzięki za inspiracją!
    A tak podążając za historycznym wtrętem, to jak zawsze się zastanawiam, czy to nas czegokolwiek nauczyło? Mam wrażenie, że nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każde minusy ujemne mają w sobie potencjał plusowy. wystarczy, że występują parami.
      nie ma takich zdarzeń, z których nie płynęłaby nauka dla ogółu lub choćby jednostek.
      ale czy nauczyło to czegoś NAS? tu i terAS? może trochę tyż.

      Usuń
  4. To plansza dla przyszłych myśliwych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czemu ktoś miałby strzelać do damskiej toalety.

      Usuń
    2. Prawdziwy myśliwy nie cofa się przed niczym.

      Usuń
    3. otóż, faktycznie... kiedyś na wyjeździe szkolnym strzelaliśmy z wiatrówki do sławojki, gdy udała się tam któraś z koleżanek. żeby dokuczyć, zasiać niepokój i rozproszyć skupienie.
      to strasznie głupie, ale na usprawiedliwienie dodam, iż dystans był tak duży, że siła pocisku u celu musiała być bardzo słaba...
      (tak, dziś wiem, że NIE WOLNO MIERZYĆ DO LUDZI NAWET Z PATYKA ;-) )

      Usuń
  5. Rewelacyjna ta tablica. A wpis bardzo klimatyczny! Może więc czas wybrać się do Bieżunia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie żebym ograniczyła się jedynie do tablicy w Twym poście zacnym:) ale - interesuje mnie fakt, dlaczego akurat kaczka jest największa? Bo logicznie koń, o samolocie nie wspomnę !

    OdpowiedzUsuń
  7. W Bieżuniu nie da się zgubić, ale można się znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a podobno lepiej z mądrym się zgubić, niż z głupim się znaleźć? ;-)

      Usuń
    2. Jeszcześmy się nie zgubili na wspólnych wycieczkach :-/ to i nie musieliśmy się znajdować :-)

      Usuń
    3. jeden kolega się zgubił w warszawskiej sieci metra.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...