17 października 2013

Góry październikowe

Kilka miesięcy temu w płaczliwym wpisie labiedziłem, jak to życie poszło swoją drogą, a góry swoją (?).
Dobrzy ludzie poradzili nie marudzić, a jechać. Zachowałem wszystkie te sprawy i rozważałem je w swoim sercu.
Wakacje minęły jednak jak sen jaki złoty, i chociaż co prawda znalazła się na nich co najmniej jedna całkiem pnąca wycieczka, to nie zawarły górskiego wyjazdu sensu stricto.

Ale nadeszła jesień, a wraz z nią okazja do podtrzymania dwuletniej już świeckiej tradycji krótkich wypadów w najbliższe pasma. Jak dotąd były to: Garb Gielniowski z Altaną, najwyższym wzniesieniem województwa mazowieckiego (punkt do korony województw!) oraz, w zeszłym roku, sielsko malownicze
Grząby Bolmińskie i góra Miedzianka, opisana przez Edmunda Niziurskiego w jego debiutanckiej powieści przygodowej i przeze mnie na tymżeż blogu.
Edmund Niziurski dopiero co umarł, więc przypomnienie owego wpisu niech będzie z mojej strony skromnym epitafium dla niego.

W tym roku po prostu ruszyliśmy na południe, to jest we właściwym kierunku. Gdyż aby dotrzeć do najbliższych gór na północy, trzeba by najpierw długo płynąć.

A więc jedziemy...

...jedziemy...


...i jedziemy.






Wreszcie zaczyna się marsz.


Wtem! O ty w życiu!


Jakieś strome te góry. A ów profil jakby znajomy - toż to śpiący niedźwiedź! Ten, co jak się zbudzi będzie zły. Widok jednak to miły oku każdego Polaka.

Z drugiej strony jakieś piękne miasteczko. Coś mi się wydaje, żeśmy dobrze trafili.
A górskie powietrze - odurza!


A tak na serio: tym razem, choć rozmyślałem już sporo o Paśmie Oblęgorskim, wylądowaliśmy w Tatrach.
Pierwszy raz od 15 lat – przez to dane nam było wyjątkowo odczuć wyjątkowości tego miejsca.

Trasa, którą udało się zrobić pierwszego dnia: najpierw z Kuźnic ku Kalatówkom, potem w górę na Ścieżkę nad Reglami, na Sarnią Skałę i zejście Doliną Białego. Za dnia to istna ceprostrada ustępująca w tej kategorii chyba tylko drodze do Morskiego Oka. Tyle, że przeszliśmy ją nocą – przyjechaliśmy na tyle późno, że nie było innego wyjścia. Ni wejścia.

Doznanie z gatunku szczególnych! Faktycznie, na szlaku żywej duszy. Przyświeca księżyc. Ale tylko w odsłoniętych miejscach, na dnie lasu ciemnica, tylko kamienie ścieżki ledwo bieleją. Trochę trzeba patrzeć nogą, gdzie się idzie.

U szczytu Doliny Białego kaskadami spływa sok z księżyca wyciśniony. Pijemy go i stajemy się na chwilę selenitami.

Wszystko dlatego, że wyjazd nie jest, jak poprzednie wspomniane, jednodniowy.
Tatry wrócą tu więc jeszcze, bardziej olbrzymie, majestatyczne i niezwykłe niż kiedykolwiek!


Odpowiemy też sobie na pytanie: czy można pływać w tatrzańskim stawie w połowie października?





18 komentarzy:

  1. No i zamiast jakże godnej uwagi dwuletniej świeckiej tradycji, owocującej postami pełnymi ciekawych informacji, mamy teraz, wskutek nadmiaru kasy na benzynę, Giewont.

    A tak na serio: gratuluję. My się w tym paziu zadowoliliśmy oglądaniem Tatr wprawdzie na żywo, lecz z pewnego oddalenia – też przyjemne, gdy się wychylają znad mgły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tutaj to nie ma ciekawych informacji?!
      wleźć pod Giewont nocą w świetle księżyca nie zdarza mi się codziennie, i o tym m.in. był ten wpis. aż oczy wytrzeszczaliśmy na to, jak te góry są ogromne - bo człowiek nie widząc ich przez 15 lat zupełnie odwykł od tej skali. ;-)

      zresztą ten wyjazd zaowocował zebraniem także innych cennych informacji, którymi nie omieszkam podzielić się za pośrednictwem niniejszego okna wystawowego.

      Usuń
  2. Byłem w tym roku w Tatrach po raz pierwszy od 8 lat, więc wiem, co czujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że myślimy podobnie, bo ja też wiem, co czuję.
      ;-)

      Usuń
    2. To do zobaczenia na tatrzańskim szlaku za 15 lat!

      Usuń
    3. ojej, liczę, że będę tam wcześniej - tabu zostało złamane wszak.

      Usuń
  3. Podejrzewam, że można pływać w tym stawie tatrzańskim w połowie października;)
    Zazdroszczę wrażeń z gór nocnych - nigdy nie było mi dane wędrować i podziwiać w ciemności. Jedynie dawno temu dojechałam nocą w Bieszczady, ale szybko szukałam swojego hotelu po tym, jak straż graniczna mnie zatrzymała i kazała iść spać;) Chociaz teraz jak tak główkuję to przypomniał mi się jeden nocny epizod: wjazd i zaraz zjazd z Gubałówki, ale to się nie liczy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hotelu?... well, well. ;-)
      wjazd na Gubałówkę był narciarski? to znaczy wjazd kolejką, zjazd na nartach. albo odwrotnie - wjazd na nartach, zjazd kolejką, na przekór mainstreamowi.

      Usuń
    2. "Hotelu", kwatery czyli:)
      Ja antynartowa niestety.

      Usuń
    3. myślałem, że chodzi o Arłamów... ;-)
      cóż, ja też boazerię na giczołach ostatnio miałem... 15 lat temu w Tatrach.

      Usuń
  4. Po górach łaziłem i nocą, choć faktycznie nie po Tatrach, a po Gorcach. Ale było to za niesłusznego ustroju, kiedy w maju śnieg leżał (a było ciepło), więc pewnie mi się przyśniło.
    Pikne foty! I piękne wspomnienie mojego ulubionego autora dziecięcych powieści przygodowych, któren do spółki z Papciem Chmielem i Nienackim zarazili mię miłością do stron ojczystych. Rzekłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sil wu ple, wery macz.
      Gorce lubić też. mają m.in. tę zaletę, że widać z nich Tatry. po nicy chyba jednak nie łaziłem dotąd - nie licząc romanticznych spacerków ze schroniska lub jakiej bazy wieczorową porą.

      Usuń
  5. Góry jesienne to fajna sprawa. Jakiś czas temu wyjeżdżałem we wrześniu/październiku w Bieszczady - kolory, brak ludzi, powietrze... miodzio. Aktualnie nie mogę sobie ot tak w góry wyjechać, pozostaje mi więc kontemplowanie jesieni w mieście, co również ma swoje dobre strony.

    Zacna galeryjka, pszepana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dankę szen.
      właśnie, człowiek powinien bardziej móc wyjeżdżać ot tak. jestem za.
      co do kolorów, to w zasadzie o tej porze roku powinno się jechać w jakiś bardziej bukowy Beskid, ale kolory w Tatrach odurzają i tak...

      Usuń
  6. Noca zdarzało mi się z gór wracac, wrażenia bywały ekstremalne, moje uznanie;)
    Gdybyś był zainteresowany chodzeniem na czas, to podpowiadam, że w Sudetach maratony górskie nocne organizowane bywają;)

    Czekam niecierpliwie na odpowiedź na pytanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na czas? chyba dziękuję. po górach, chwała Bogu, chadzam jeszcze sprawnie, ale nigdy się nie ścigam :-)

      Usuń
  7. a pamiętam, pamiętam. Pozwoliłam sobie nawet wspomnieć, że masz bliżej od mnie:)
    Cudnie, że dotarłeś. Dla psychiki cudnie i dla Gości Twego bloga !

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...