20 października 2011

Collectia płytorum

A może by tak, zamiast pląsać wciąż o architekturze i liściach, napisać co o muzyce...? Eeee, gadacie.
A może jednak? Na ten przykład parę refleksji o płytozbieractwie.

Gdy człowiek wejdzie dziś do sklepu płytowego w stolicy bez mała czterdziestomilionowego państwa, ogarnia go melancholia.
Jakże mała powierzchnia, jakże mały tam wybór!
A przecież... bywało drzewiej inaczej. Któż zna trasę Freta - Senatorska - Moliera - Mazowiecka - Marszałkowska - Złota - Aleje Jerozolimskie - Hoża - Plac Zbawiciela? Wszędzie tam mieściły się sklepy płytowe - większe lub mniejsze, ale zacne. Po większości nie zostało nawet śladu. Helikon, Vivart, ZPR, Wielka Płyta, Planet Music... To dość oczywiste, tak jak wcześniej video killed the radio star, tak teraz internet killed the music store. Z jednej strony, to przykre. Z drugiej - internet to genialne narzędzie do poznawania muzyki. Nie będę ściemniał, że nigdy nic z sieci nie ściągnąłem, tak samo, jak nie zaprę się, żebym nigdy nie skopiował płyty od kumpla. Ale staram się traktować takie źródła jak bibliotekę: wypożyczam i "czytam". Jeżeli jakiś artysta, jakaś płyta spodoba się tak, że się chce ją mieć na stałe - kupuje się ją. Proste, choć może kazuistyczne.

Czasy się zmieniły i człowiek razem z nimi.
Ale wciąż wierzę w CD....

Wiem, handełe płytami również przeniosło się do Internetu, i każdą płytę można sobie zamówić i sama przyjdzie, ale... to nie to samo. Wspomnianą wyżej trasę pokonywałem tak raz na tydzień, nie wiedząc z czym wrócę do domu, ale wiedząc, że z czymś na pewno. Może zresztą kupowanie płyt miało coś z zachowań obsesyjno-kompulsywnych. Pamiętam, jak obiecywałem sobie, że nie będę kupował więcej niż jednej płyty na tydzień. Ale nie udawało się. Gigantyczne sklepy płytowe często pojawiały się w snach... W końcu udało się opanować. Nie miało to sensu, bo raptowny przyrost dysko-teki uniemożliwiał rzetelne poznawanie jej zawartości!
Zamiast kwiatów, zamiast wstążki kupowała Wandzia książki. Ale żadnej nie czytała, ukłuła się i płakała... Muzykę z pierwszych ...estu płyt znałem na pamięć. Orkiestrowe dzieła Bacha potrafię rozpoznać z zamkniętymi oczami. A potem? Ostatnio ze zdumieniem znalazłem np. niejakiego Benedikta Antona AUFSCHNAITERA. I przecie nawet nie tak dawno musiałem go sobie sprawić!

A może by zrobić tak: jednak rzeczywiście ułożyć listę 100 płyt, które zabralibyśmy na bezludną wyspę - gdyby był na niej prąd. A potem opisać każdą po kolei, dajmy na to raz na tydzień. To znaczy, raz na tydzień kolejną płytę, nie wszystkie naraz, choć po kolei.
No sam nie wiem. Wysiłek wielki i być może również obsesyjno-kompulsywny. Aczkolwiek najbardziej lubimy robić to, za co nam nie płacą! Czyż nie? A zatem pomyślimy.


początki zbiorów, rok 1991.

14 komentarzy:

  1. A ja jestem za opisem. Na zdjęciu zresztą widzę - zdaje się - winyle Beatlesów głównie, Floydów i Zepów, a nie jakiś tam Bachów czy Aufschnaiterów.

    PS. Helikon chyba lubiłem najbardziej, bo obsługa była kompetentna, mimo że średnio user-friendly. No i można było sobie zamówić cokolwiek z ogromnych katalogów, z czego nieraz korzystałem.

    PS 2. Był jeszcze niewielki, ale niezły sklep na Słupeckiej i jeszcze jeden gdzieś na Ursynowie w okolicy szpitala (przy Dembowskiego zdaje się).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym powiedziała inaczej. Od kiedy firmy fonograficzne zaczęły promować nie wiadomo co, ludzie przestali kupować płyty. Zobacz co leci w radiu, już słabe niemieckie disco z lat 80 było na wyższym poziomie artystycznym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na Freta mój brat pracował w sklepie z płytami.

    A teraz nie tylko na allegro (dziecko tam kupuje), ale jeszcze na Wolumenie można kupić ...

    Ciężka sprawa. Kiedyś wymieniłem z siostrą pierwszą Niemena na pierwszą SBB i teraz żałuję :D

    Przypomniałbym jeszcze dwa sklepy: w Instytucie Węgierskim, skąd mam sporo klasyki węgierskiej i Instytut Bułgarski, skąd mam składankę Beatlesów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. IamI - ja Ci dam "jakiegoś" Bacha! berecik z głowy i z szaconkiem mie tu.
    Combo pamiętam, ale głównie jako wypożyczalnię płyt, która jako "klub kolekcjonera" starała się dalej działać po 1994 ;-)

    Lavinka - pozwól, że się nie zgodzę. 10 lat temu szit też leciał w radiu, a sklepy były, i ludzie kupowali. skończyło się z nastaniem szerokopasmowej siaty.
    zresztą, dawniej też lanowano chałę, o której nam się nawet nie śniło, bo w przeciwieństwie do BoneyM, przeminęła z wiadrem.

    Well Done - ale ty chyba o naleśnikowych analogach, nieprawdaż? u mnie one tylko stanowią interesującą ilustrację słowotoku ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Weldon, nie wiedziałem, że bracia Беатлесовъ pochodzili z Bułgarii.

    OdpowiedzUsuń
  6. A kamanda pinka fłojda z radzieckiego związku ;)
    Ja tam myślę, że czas płyt CD (i innych) się kończy nieodwołalnie - pozostaną chyba tylko jako wydawnictwa kolekcjonerskie, a za 5-10 lat muzyka będzie prawie wyłącznie dostępna onlajnowo. Już zresztą w sporej części jest, więc zdaje się taka jest kolej rzeczy. Albo Sad Rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Być może i czas CD mija, ale ja nadal zbieram i też wolę kupować w sklepie, gdzie można dotknąć, pomacać, poprzebierać. Ale, niestety, część słuchanej przeze mnie muzyki w sklepach nie występuje.

    Narzekanie na ofertę "sklepów muzycznych" (których, de facto, prawie już nie ma, zostały same sieci i parę niedobitków) to temat na osobną rozprawę.

    A może nie dobra muzyka, co różnorodność muzyczna w mediach zakończyła się gdzieś w II połowie lat 90,kiedy to weszły duże koncerny, nastawione na promowanie tylko i wyłącznie masówki, bez utworzenia niszy dla czegoś innego. Z tv zniknęły programy muzyczne, MTV przestała po jakimś czasie puszczać teledyski (co przeczy idei Music Television) a do tego możliwość poboru płyt z sieci zrobiła swoje.


    A muzyki poważnej to w ogóle lepiej w sklepach nie szukać. Poza paroma nowościami typu "Anna Netrebko śpiewa swoje partie operowe cz.289" można dostać wykwintne składaki w stylu "The Best Of Mozart" albo dziwne wykonania za 5 zł, mniej więcej tyle warte. A jak zobaczyłem w pewnym sklepie w dziale "klasyka" płytę Sarah Brightman, sam ją przełożyłem do działu "piosenki dla dzieci".

    Wracając do tematu, płyta jest dla mnie jakąś tam całością razem z okładką, z opisem i w ogóle lubię móc ją wziąć do ręki, niezależnie od tego czy to CD, czy LP. Nośnik być musi.

    OdpowiedzUsuń
  8. racja Marcinie, zgadzam się z Twoim wywyodem. zwłaszcza macanie płyt jest mi bliskie.

    uwagi: różnorodność muzyczna też przeniosła się do internetu (internetowe radio, jakieś majspejsy itd.), to wszystko jest, tylko trzeba poszukać (o ile się chce, ja np. podchodzę do tego z rezerwuarem).
    działy z muzyką klasyczną w dwóch dużych warszawskich media-sklepach jeszcze całkiem nieźle wyglądają (z tą uwagą, że w jednym z nich nigdy nie spotykam nikogo poza sprzedawcą). jest też garstka (dwa? trzy?) sklepów "banżowych".

    OdpowiedzUsuń
  9. ja bym nawet powiedział, że różnorodność jest już tak duża, że pojedynczy człowiek nie zajmujący się muzyką służbowo tego nie ogarnia. Połączone jest to z brakiem reklamy i swoistą (och, jak lubię to słowo) atomizacją społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. no, powiedzmy sobie szczerze, że żaden pojedynczy człowiek nigdy nie ogarniał w pełni różnorodności muzycznej.
    czy zajmujący się nią prywatnie, czy służbowo. nawet Kaczkowski.
    zatomizowanie społeczeństwa jest w tym przypadku wielowypadkową pluralizmu muzycznego.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. A co do niektórych sklepów muzycznych, są. Z klasyką także. Ale jak w księgarni "Przy Operze" zażądali za DVD (pojedyncze) z "Rusałką" Dvoraka 160 zł, nie wiedziałem czy mam się śmiać, płakać, czy wezwać karetkę. Nic dziwnego, że w niektórych sklepach są tylko sprzedawcy.

    Z rockowych sklepów lubię od niedawna działający (i pewnie niedługo) w przejściu pod Dworcem Centralnym. Można zamówić płyty. Podobnie w Music & Media na pl. Ban... Wilsona, choć tam miejscami ceny są niszczące.

    A co do różnorodności internetowej to już insza inszość, bo to już wymaga samodzielnego szukania a media typu tv/radio podają na tacy i można, owszem, zmienić kanał, ale łatwiej się nimi posłużyć, stad świadomość masowa pewnych zjawisk taka a nie inna. Tak samo są niby radia w stylu "Złote przeboje" i miło, ale jak mają w repertuarze tylko po jednym utworze danego wykonawcy, to średnio rozwinięty medialnie orangutan stwierdzi, że Moody Blues, Ray Charles, Dire Straits to wykonawcy jednego przeboju. To też mnie wkurza, ale to kolejna dyskusja, tym razem na temat "rozwijanie masowej świadomości muzycznej".

    OdpowiedzUsuń
  12. po tym, jak widziałem pojedynczą płytę CD (muzyka Armenii, Celestial Harmonies) 10 lat temu
    za 120 złotych - nic mnie nie zdziwi ;-)

    a masowa świadomość muzyczna - to w istocie temat na inny seans nienawiści.

    OdpowiedzUsuń
  13. Może ta cena wynikała z tego, że płytę tę, abyś mógł spojrzeć na nią na półce, musiano przeszmuglować korzystając z siatki połączeń handlowo-towarzyskich ormiańsko-rosyjsko-ukraińskich, a superszczelną granicę tysiącletniej unii płyta pokonała w podwiązce byłego KGB-isty przebranego za ormiańską młodocianą prostytutkę.

    OdpowiedzUsuń
  14. piszesz, jakbyś sporo o tym wiedział...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...