To jest takie dziwnie miłe uczucie, kiedy bardzo lubisz i cenisz sobie czyjś blog, cieszysz się widząc nowy post i zawsze czytasz z przyjemnością i nagle okazuje się, że autor w notce wyznaje swoją sympatię do jednego z twoich najulubieńszych autorów (i reżyserów zresztą też − salto!).
Zauważyłem ten post zdziwiony, gdyż częstotliwość Twych postów zwykła bywać mniejsza, i odebrałem go jako epitafium. Wszedłem na kilka rozpylaczy newsów i nie znalazłem potwierdzenia, tym bardziej zdziwiony :)
Co do mnie - przeczytałem dwa razy Wniebowstąpienie, które jest rewelacyjne, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy cokolwiek jeszcze czytałem, z czego może wynikać: a) że nic nie czytałem, b) że nic nie zapadło mi w pamięć. Oczywiście widziałem parę filmów, zwłaszcza Lawę, która jest ciekawa m.in. jako dokument zmian w ostatnich 25 latach - który hipermainstreamowy autor fascynowałby się dziś Mickiewiczem? A Wniebowstąpienie to przyjemność varsavianistyczna.
nie, to nie jest epitafium, to refleksja wyrwana z życia i wstawiona w nowy, modny, lapidarny sposób; a więc nikomu do niczego niepotrzebna, jak 90% treści i formy w internecie.
Konwicki zaś - znowu użyję ulubionego banału - niejedno ma imię. ale dobrze, że jest, chociaż czasem bezlitośnie bije czytelnika po łbie.
O tak! Zwierzoczłekoupiór to chyba jedna z bardziej nietypowych książek dla młodego czytelnika. Niby są w niej różne tropy eksploatowane przez tego typu literaturę, ale bardzo inaczej potraktowane, bo przetrawione przez wrażliwość pisarza. Poza tym wszystko jest umowne: liniowość narracji, przyczyny i skutki, zlewające się i na nowo nabierające konturów postaci... Mój pierwszy Konwicki, czytany w pacholęctwie, dość duże po łbie uderzenie.
Obrazek mię złapał za zachwyt, Konwicki - przyznaję bez bicia - niespecjalnie. Na 'pocieszenie' dodam, że nie pamiętam kto z prozaików mnie ostatnio, przedostatnio i jeszcze wcześniej złapał - widać o(d)porny na uroki prozy jestem.
no i mam... wciórności. szczerze mówiąc, pospieszyłem z moim lapidarnym wyznaniem poczynionym we wpisie, żeby zdążyć, a nie znowu musieć wystawiać epitafium.
To jest takie dziwnie miłe uczucie, kiedy bardzo lubisz i cenisz sobie czyjś blog, cieszysz się widząc nowy post i zawsze czytasz z przyjemnością i nagle okazuje się, że autor w notce wyznaje swoją sympatię do jednego z twoich najulubieńszych autorów (i reżyserów zresztą też − salto!).
OdpowiedzUsuńa co można powiedzieć, gdy wchodzi się na czyjś blog i nic tam nie ma, a przede wszystkim nie ma tego blogu.
UsuńMethinks I see... a nie, to nie ten.
Usuńwręcz przeciwnie.
UsuńJak tak się zdarzy, że lubiany blog wymrze i zniknie, to nie pozostaje już nic innego, tylko płacz, zgrzytanie zębów i nerwosol.
Usuńa, to inna sprawa.
UsuńZauważyłem ten post zdziwiony, gdyż częstotliwość Twych postów zwykła bywać mniejsza, i odebrałem go jako epitafium. Wszedłem na kilka rozpylaczy newsów i nie znalazłem potwierdzenia, tym bardziej zdziwiony :)
OdpowiedzUsuńCo do mnie - przeczytałem dwa razy Wniebowstąpienie, które jest rewelacyjne, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy cokolwiek jeszcze czytałem, z czego może wynikać: a) że nic nie czytałem, b) że nic nie zapadło mi w pamięć. Oczywiście widziałem parę filmów, zwłaszcza Lawę, która jest ciekawa m.in. jako dokument zmian w ostatnich 25 latach - który hipermainstreamowy autor fascynowałby się dziś Mickiewiczem? A Wniebowstąpienie to przyjemność varsavianistyczna.
nie, to nie jest epitafium, to refleksja wyrwana z życia i wstawiona w nowy, modny, lapidarny sposób; a więc nikomu do niczego niepotrzebna, jak 90% treści i formy w internecie.
UsuńKonwicki zaś - znowu użyję ulubionego banału - niejedno ma imię. ale dobrze, że jest, chociaż czasem bezlitośnie bije czytelnika po łbie.
np. taki "Zwierzoczłowiekoupiór". niby fantasmagoria i groteska dla dzieci, ale na koniec autor bije te dzieci po łbach.
UsuńO tak! Zwierzoczłekoupiór to chyba jedna z bardziej nietypowych książek dla młodego czytelnika. Niby są w niej różne tropy eksploatowane przez tego typu literaturę, ale bardzo inaczej potraktowane, bo przetrawione przez wrażliwość pisarza. Poza tym wszystko jest umowne: liniowość narracji, przyczyny i skutki, zlewające się i na nowo nabierające konturów postaci... Mój pierwszy Konwicki, czytany w pacholęctwie, dość duże po łbie uderzenie.
UsuńObrazek mię złapał za zachwyt, Konwicki - przyznaję bez bicia - niespecjalnie. Na 'pocieszenie' dodam, że nie pamiętam kto z prozaików mnie ostatnio, przedostatnio i jeszcze wcześniej złapał - widać o(d)porny na uroki prozy jestem.
OdpowiedzUsuńale w porównaniu z wczorajszym Konwickim, dzisiejsza literatura za 6000... :-)
UsuńRym rymem, ale zdjęcie to czysta poezja:)
OdpowiedzUsuńrym przypadkowy, jak i zdjęcie oraz życie w ogóle.
UsuńMogę cenic, nie przepadam.
OdpowiedzUsuńdlatego napisałem "co by tu nie mówić".
UsuńNo i masz.
OdpowiedzUsuńno i mam... wciórności.
Usuńszczerze mówiąc, pospieszyłem z moim lapidarnym wyznaniem poczynionym we wpisie, żeby zdążyć, a nie znowu musieć wystawiać epitafium.