16 maja 2013

Noc tańca 2

 z cyklu: zdarzenia warszawskie
11 V 2013






Już tu rok wziął i jak zwykle minął od poprzedniej Nocy Tańca wieńczącej festiwal Wszystkie Mazurki Świata, aż tu odbyła się następna.
Miałem coś napisać o muzyce wiejskiej, ale do tej pory nie napisałem. I na razie też nie napiszę.
Wkleję za to tylko fragment wywiadu z Andrzejem Bieńkowskim, malarzem i dokumentatorem zjawiska.


W połowie lat 70. usłyszałem nagranie Kazimierza Meto - genialnego skrzypka z Gliny - i jego muzyka mnie zelektryzowała. Tak samo jak wcześniej Lutosławski, Hendrix czy Miles Davis. Takie same ciarki mnie przeszły. To było coś kompletnie innego niż muzyka ludowa w wykonaniu orkiestry Dzierżanowskiego czy zespołu Mazowsze, której pełno było w radiu w czasach mojego dzieciństwa. Nie miałem pojęcia, że taka muzyka istnieje.

Radio Kielce nadawało wówczas audycje Piotra Gana, zacząłem słuchać ich namiętnie (...). Gan to wizjoner - jego nagrania ówczesnych kapel weselnych to unikat. Omijane były przez muzykologów jako nie bardzo tradycyjne - były w nich trąbki, akordeony, dżezy (zestawy perkusyjne), ale są bezcenne jako dokument tamtych czasów. Poza jego audycjami właściwie nie puszczano wiejskich nagrań, podobnie zresztą jak i teraz.

Nic się nie zmieniło od lat 70.?

To się zmieniło, że ja tak sobie swobodnie porównuję tę muzykę z muzyką Lutosławskiego. To jest zasługa końca XX wieku, wcześniej nikomu by to do głowy nie przyszło. Nawet Oskar Kolberg zajmował się wiejskimi melodiami tylko jako faktami kulturowymi, tak jak etnografowie zajmują się sposobami ciesiółki. Nikt nie traktował tej muzyki w kategoriach estetycznych, że jest po prostu piękna. Wielokrotnie słyszałem, że to jest nawóz, z którego dopiero taki Chopin wyciągnie skarby. To było głębokie przeświadczenie również redaktorów radiowych. Nie podobało im się, że wiejskie skrzypce grają w skali nietemperowanej, przez co nie pasują do naszych nawyków, brzmią fałszywie. (...)

Przez kilkanaście lat jeździłeś na wieś i nagrywałeś muzykantów. Byli wśród nich jacyś najważniejsi?

Ci, do których docierałem w latach 80., już od 10-20 lat nie grywali. Na wsi zmieniły się upodobania i nikt ich już nie potrzebował. Wcześniej dzielili się na trzy grupy: mistrzów, czyli tych, którzy grali na weselach, drugą, nieco mniej prestiżową grupę tych, którzy grali na chrzcinach, i trzecią - tych, co grali dla siebie i na pograjkach. Przynależność do tych grup łączyła się ze statusem, z zarobkami. Z pierwszej grupy poznałem trzech skrzypków, których uważam za geniuszy: Kazimierza Meto, Józefa Kędzierskiego z Rdzuchowa i Mariana Bujaka z Szydłowca. Każdy grał zupełnie inną muzykę.

I nagle zobaczyłem tych starych muzykantów, którzy byli poza ograniczeniami. Wieś już ich odrzuciła, a miasto jeszcze nie wzięło, zewsząd słyszeli, że są do niczego niepotrzebni. Oni, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej byli podziwiani i niezastąpieni - bogowie i szamani wesel. Zrozumiałem, że to są wolni artyści płacący za to dużą cenę - samotności, smutku, poczucia bezsensu. (...) No i ta ich muzyka, która mnie do szpiku kości przejęła.


Całość tutaj.





11 komentarzy:

  1. Byłem tam służbowo od południa do piątej, ale na noc niestety nie dotarłem.
    Jutro coś się dzieje u dziennikarzy na Foksal:
    http://www.sdp.pl/node/9142

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie byłem wcale, i może dobrze, bo coś wszyscy jacyś niewyraźni. Chorzy? Hoży?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam nie byłem, bo krajowa muzyka ludowa do mnie nie przemawia. Ale, oczywiście, uważam że należy ją zachować i kultywować jako część dziedzictwa. Z tym że prywatnie jest mi zupełnie obojętna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jak dla mnie teatr i opera ;->

      Usuń
    2. Rany, ja to bym w życiu do teatru nie poszedł!

      Usuń
    3. ten cytat to moje motto ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...