Obiekt niesłusznie zapomniany, zupełnie niedoceniany i niegodnie zapuszczony.
Aczkolwiek nie mam z nim takich związków sentymentalnych, jak z klubem „Warszawianka”, którego sekcji byłem ongiś prawdziwym członkiem.
Wpierw wkraczamy główną aleją wejściową od b. ulicy Wawelskiej. Aleja wprowadza jednocześnie w teren i w nastrój rozpadku (kombinacja upadku i rozpadu). Sama już jest w kiepskim stanie (zwłaszcza pełzające murki oporowe), choć widać też jak solidnie była swego czasu projektowana - i wykonana. Klinkier, kostka granitowa na obrzeżach - to niebagatelne materiały, nie to, co współcześnie wszechobecna ordynarna kostka betonowa.
Na tej nawierzchni widać też ciekawy relikt czasów minionych: wymalowane farbą podziały na komórki słynnej w latach 80. giełdy wszechrzeczy. A więc zabytek ponadtrzydziestoletni!
I ja byłem na tej giełdzie! Zabrali nas rodzice i kupili księgę przygód Tytusa, Romka i A'Tomka - tę z prasolotem i ochroną zabytków. Była to jedna z dwóch i pół, które posiadałem we wczesnym dzieciństwie...
Kierujemy wzrok na spektakularne zewnętrze stadionu z wieżą-dominantą. Dziś, jak widać, służącą głównie cyfrowej telekomunikacji i sporadycznym skokom bungee. Od etnografa badającego wyspy Polinezji dowiedziałem się o genezie tego sportu, ale nie było to na SKRZE.
Od razu zapuszczamy żurawia, by unaocznić sobie szlachetną obłość bastei stadionowych trybun znaczoną subtelnym rytmem otworów.
Podziwiamy kolejne dopracowane detale obecnie w rozsypce. Ciekawe jest także ogrodzenie od strony b. ulicy Wawelskiej, które powstało (chyba) w latach 90. - jako ostatnia wyszukana inwestycja związana z kompleksem.
Muzeum Sportu i Turystyki działało w pomieszczeniach pod trybunami w latach 1966-2005.
Niestety, z właściwą sobie opieszałością, nie zadbałem by je odwiedzić w tej lokalizacji (dziś jest gdzie indziej) - nie dla zakurzonych oszczepów i medali, lecz dla samych wnętrz. Nb. wszystko wskazuje, że to samo spotkało mnie z nieodległym Muzeum Kolejnictwa.
Muzeum na Skrze odwiedzili za to bohaterowie wspomnianego wyżej komiksu - w księdze olimpijskiej.
Z tych czasów pozostał tylko stelaż pod neon i ta oto (złamana) tabliczka.
Interesujący, sewentisowy detal przy wejściu pod wieżą. Przywodzi na myśl wystrój okolicy „Domów Towarowych Centrum” i pasażu obok nich w czasach świetności.
Pamiątkowa tablica wraz z towarzyszącą twórczością współczesną twórców współczesnych.
Spojrzenie na rytm okien i wyjść z trybun (w kształcie staroegipskich pylonów). Widoczne też kolejne sektory jaruzelskiego bazaru poniżej.
Widok od drugiej strony. Twórcami obiektu byli Mikołaj Kokozow i Jerzy Wasilewski wraz z zespołem (m. in. wybitnym Ludomirem Słupeczańskim).
Powstał on (obiekt, nie Ludomir) w 1956 roku. Zasłynął 13 lat później pierwszą w Polsce nawierzchnią tartanową bieżni.
Zaglądamy ciekawie na stadion przez womitorium (tak! tradycyjnie, z czasów rzymskich, nazywają się w ten sposób wyjścia z trybun stadionów i teatrów).
To zaś widok na płytę od południa, tam gdzie nie ma trybun.
Trybuny są w stanie opłakania (choć lepsze, niż stadionu Warszawianki), sama płyta jeszcze wygląda jako-tako. Jak i bieżnia - z tartanem! Ktoś tam też sporadycznie ćwiczy.
Stan obecny otoczenia stadionu.
Na koniec - widok ogólny od strony byłych basenów.
Adieu.
W następnym odcinku: wielka chujnia w klubie „Spójnia”.
To jest komunistyczne, reżimowe i trzeba to usunąć.
OdpowiedzUsuńA Tytusów miałem całkiem sporo we wczesnym dzieciństwie - tzn. powiedzmy w podstawówce. Nieopodal tejże mieściła się bowiem Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, która owe Tytusy wydawała, a w "Świecie Młodych" zawsze dawali cynk, kiedy rzucą wznowienie starej lub nową księgę. Te archiwalne Tytusy mam, zresztą, do dziś.
ten wpis???
UsuńNo przecież sam wspomniałeś Tytusy. Może ta dygresja faktycznie trochę odległa od tematu Skry, ale nie wiedziałem, że w komentarzach pisze się na "zadany temat" :/
Usuńnie wiem, czy kpisz, czy o płot się opierasz...
Usuńmoje pytanie dotyczyło pierwszej części Twojego komentarza.
Tytusy zostawiłem w spokoju - nie mogąc konkurować z takim dostępem.
chociaż... cdn.
Aaaaa - myślałem, że chodzi Ci o Tytusy właśnie.
UsuńA skąd. Intro było oczywiście odnośnie "Skry". Skoro powstała w okresie komunizmu,to jest komunistyczna!
to i my jesteśmy komunistyczni, reżimowi...
Usuńno, fakt - i będziemy usunięci.
Nie mam telewizora... coś się szykuje? Fak!
UsuńA te Tytusy wychodziły, wychodziły, aż wyszły.
szykuje się zagłada każdego istnienia na Ziemi.
Usuńwiem to i bez telewizora.
Etnograf - badacz wysp nonsensu sensownie klei się z krą dziką, tytuśną.
OdpowiedzUsuńWstrząsająco solidny opis upadku krzewienia. Dziękuję.
s'il wu ple, madam. ikra do podziału.
UsuńMersi encorinfła mad muazel! Miejsce na krze w czasach upadku to gest szlachetnie wspaniałomyślny. Można nią spólnie spłynąć, dopłynąć na kolejną wyspę w oceanie k. kultury.
Usuńale co będzie, gdy nam przygrzeje?
UsuńZejdziemy do podziemia i spłyniemy kanałami na Żolibórz.
Usuńto dobrze, dzielnica uchodzi za ekskluzywną.
UsuńTytus rulez jak zawsze, bo dzięki niemu też zwiedziłem tutejsze bywsze muzeum, którego już nikt z nas (w tym miejscu) nie zwiedzi. BTW, podobnie jak Marcin do MAW-u miałem blisko, tyle że nie pod szkołą, a pod domem, więc jak była kolejka na zewnątrz, to znaczy 'rzucili' Tytusa.
OdpowiedzUsuńDo Skrym nie należał, bo jakoś tak się dziwnie złożyło, że jedyne towarzystwo, które chciało mnie kiedykolwiek mieć za członka to zucherki, z których zresztą z hukiem wyleciałem w klasie bodajże drugiej za podłożenie znaczka do sprasowania pod tramwaj linii 15 (zostałem przykukany przez kapusia, ot co!). Autentyczne!
DBzarek jaruzelski z megamodnymi w latach 80. kompletami tureckich dżinsów dekatyzowanych (kurteczki dżinsowe też!) był obowiązkowym punktem wizyt wycieczek pozastołecznych. Aha - i obowiązkowo tamże mydełko "zielone jabłuszko" plus dezodorant Fa - fa=w-kulce, bo słynne "mydełko Fa" to już w wolnym kraju.
Szkoda tak ciekawego miejsca, jeśli nawet nie na wydarzenia sportowe, bo pewnie aranżacja niewspółczesna, wymogi ppoż i takie tam, to architektura i miejsce świetne!
dziękuję za garść wspomnień i klechd.
Usuńco do rearanżacji - jak wiadomo, łatwiej kijek pocienkować, niż go później pogrubasić - więc myślę, że by się dało.
gdyby się chciało.
Kiedyś dżinsy dekatyzowane na bazarkach, teraz dżinsy patynowane w marketach, eh ah.
UsuńA z kijkiem to ja bym odwrotnie właśnie.
?
Usuń(choć wiem, że nie ma po co pytać).
Womitoria do rzucania womitów nie skłaniają, co świadczy o nich jak najlepiej. Stadiony w stanie zaawansowanej dekompozycji zawsze urocze, z mniejszych i kameralniejszych wysoce cenię RKS Marymont.
OdpowiedzUsuńpytanie, co było lepsze - Stadion X-lecia z bazarem, czy Stadion Narodowy z laserowo-holograficznym pokazem "van Gogh i dinozaury".
UsuńRKS Marymont nie znam - nie moje rewiry.
Van Gogh też był dinozaurem. Miał pewne problemy z utrzymaniem pędzla, ale je przezwyciężył.
Usuńczyżby Tyrannosaurus Rex?
UsuńA ja polecam jeszcze Orła cień. Warto się spieszyć, bo niedługo powstanie tam Obszar Natura 2000 i pewno zakażą wstępu.
OdpowiedzUsuńmuszę sobie wyrobić paszport.
Usuńi to serio - bo mię się kończy, a nigdy nie wiadomo, dokąd trza będzie jechać.
No chyba Natura 2050.
Usuń2050? Matura 2050. Chałtura 2050. Gazrura 2050.
UsuńWszak w tym roku obchodzimy dwatysiącepięćdziesiątą rocznicę obszarowania natury (nie mów, że nie wiedziałeś!)
Usuń"Gallia est omnis divisa in partes tres..."?
UsuńĆwiczenie polega na jak najszybszym wybieganiu z terenu stadionu, aby opuścić to dołujące miejsce.
OdpowiedzUsuńa że bieżnia bieży wkoło, nie mogą się wydostać. stąd rekordy.
UsuńMoże warto jeszcze wspomnieć, że stadion nazywał się pierwotnie "Budowlani" i odbywały się na nim zawody żużlowe. To se ne vrati :-(
OdpowiedzUsuńjeśli "Budowlani", to powinny były odbywać się też zawody betonowe...
UsuńŻużel jest domieszką do betonu, więc zawody jak najbardziej na miejscu.
Usuńa do zawodów zalicza się i budowlanych, więc koło się zamyka.
UsuńO zawodach w betonie śpiewała pani Jakubowicz M.
Usuńprzytulniejszy jest żelbet, bo miękki, jak sama nazwa wskazuje.
Usuń44 + 2016 = 2059 !?
OdpowiedzUsuńże co proszę?
UsuńTo odnosi się do "Commentarii de bello Gallico", ale nie chciało się wkleić w odpowiednim miejscu.
Usuńaha. ale nadal nie rozumiem równania.
Usuńjeśli chodzi o najbliższe momenty Cezara to zaiste mamy 2060, a nie 2050 lat, i już nie 2059 (?), ale należy założyć, że i 10 lat po jego zgonie Gallia była nadal divisa in partes tres. jak i grubo przed tym sformułowaniem zresztą. krótko mówiąc: aproksymowałem, w próbie domyślenia się - jak zwykle - o co chodzi komentującej.
no chyba że coś szczególnego zaszło w 34 p.n.e. - co?
A jednak 2059! W rachubie lat 1+1=1! Bo nie było roku 0. Tzn. po roku 1 p.n.e. nastąpił rok 1 n.e. Czyli że, np. od kwietnia roku 1 p.n.e. do kwietnia roku 1 n.e. upłynęło 12 miesięcy.Niestety często się o tym zapomina.
Usuńnie tyle nawet zapomina, co nigdy się o tym nie pomyślało.
Usuńa tu faktycznie. :-)
a nie - jednak jest o tym mowa, że nie było roku "0" - gdy się przypomina, że np. rok 1900 to XIX wiek, 1980 to lata 70. itd.
nadal jednak nie wiadomo, co zainicjowało... coś tam...