– Profesor Pniewski kochał kamień – powiedział profesor Ko. Ku.-Ku.
– Tak? Który? – spytałem złośliwie, ale, kierowany konformizmem, zrobiłem to po cichu, że tylko koledzy słyszeli.
Muszę jednak wyznać, że ja też kocham kamień.
– Który? – mógłby ktoś złośliwie spytać.
No, nie każdy. Ale wiele. Tego kamienia. Czasem bowiem w polszczyźnie używa się liczby pojedynczej w funkcji mnogiej. Dach kryty dachówką. Wąż śliską piersią dotyka się zioła. Instytut Hodowli Ziemniaka.
– Którego? – mógłby ktoś złośliwie spytać.
Do rzeczy. Do kamienia. Nie kocham polerowanego granitu, którego dużo wszędzie w ostatnich czasach. Kocham kamień wietrzejący, erodujący, pokryty porostem. Słowem: wapienie i piaskowce. A także… O tym później. Na razie zapraszam na wyprawę w krainę kamieniem i gipsem płynącą: Ponidzie. Krainę tyle malowniczą i obfitującą w zabytki kultury materialnej, tudzież zjawiska przyrodnicze, co odrobinę zapomnianą przez przeciętnego turystę.
Sam byłem tam tylko dwa razy, i zawsze niestety przejazdem. A można by spokojnie z tydzień tam zabawić. Tylko skąd go wziąć?
Zacznijmy trochę obok, bo w Jędrzejowie, gdzie w starym opactwie różni nieproszeni goście wyryli się na wieczną (wietrzną?) pamiątkę w kamiennej jego ścianie. Wypatrywanie takich napisów jest od jakiegoś czasu moim niewielkim hobby, czego dowód wywieszałem tu, a także tam, jak również w tym miejscu. Jest jeden warunek: muszą mieć odpowiedni nalot patyny dziejów (oraz liternictwo!), inaczej to zwykły wandalizm.
Zdjęcie powyższe pokazuje srogi zakaz, z którego nic sobie nie robili niejaki B. Duda, Lipowski, Zawadzki, Marciszewski, kolejny B.D., Myznerow(a?) oraz Sobieski (ale nie król). A także inni. Ale pewnie dlatego, że za ich czasów tabliczka ta nie wisiała. Skąd mogli więc wiedzieć, że zachowują się niewłaściwie?
Tu, z górą sto lat temu. uwieczniła się panna Wertheimówna. Ciekawe, czy ta sama postać opisana (pod kryptonimem) przez (...) w autobiografii, jako córka warszawskiej burżuazyjnej rodziny, z której niemal wszystkimi członkami - także dosłownie - zaznał (...), hmmm, ćwiczeń cielesnych?
Oraz jakiś Waleron (!)
A to najszacowniejszy podpis - bo jeszcze z głębokiego średniowiecza. Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem nie odmówił sobie oznajmienia światu, iż „tu mieszkał” (na zasadzie odwiecznego „tu byłem”). Na dodatek kanonizował się awansem, gdy tymczasem koniec końców wylądował - jak widać poniżej - jako zaledwie błogosławiony!
I ambicja, i wandalizm, i zasługi dla ojczystej historiografii.
APENDYKS
Waleron okazał się nazwiskiem zupełnie na miejscu!
Zacnej urody kamień w liczbie mnogiej! Oraz napisy pouczające, że wandalizm nie wziął się z niczego. Już, panie, prapradziadek z praprababcią smarowali po murkach. No pięknie!
OdpowiedzUsuńno, już Rzymianie bazgrali po Pompejach i gdzie indziej, i to nie byle co np. "tu nieźle podupczyłem. Lucjusz"
UsuńKyselak war hier!
OdpowiedzUsuńNo i nie zapominajmy o pobliskim, oldskulowym Tkaczuku (powinien się reaktywować).
Tkaczuk to zamknięta epoka.
Usuńlata 90., kraciaste koszule...
To prawda. Ja się o Tkaczuku z książek uczyłem.
Usuńi1.kwejk.pl/k/obrazki/2012/05/f4864ac77c269665e342592037967fa4.jpeg
UsuńSądzisz, że apartamentowcowa okładzina na nowoczesnej "architekturze" nie zwietrzeje szlachetnie i romantycznie nie porośnie?
OdpowiedzUsuńten kamień, o ile nie jest polerowanym granitem, to i tak ma ze 3-4 cm grubości. odpadnie zanim zwietrzeje.
UsuńDlatego nie nazywałem go celowo "kamieniem" (którym?), tylko okładziną.
UsuńProfesorowi Ko. Ku.-Ku. należy się hołd za świetną książkę o nowych kościołach w Polsce (ach, szkoda że seria postów o tej tematyce na drugiej minodze poszła spać razem z całym blogiem), chociaż zdjęcia są tam co najmniej równie ważne, jak słowo pisane.
OdpowiedzUsuńWandalizm praszczurów rzecz to doprawdy urocza. W lubelskiej kaplicy zamkowej są bodaj i szesnastowieczne autografy. I podobno jest gdzieś o nich artykuł, ale niestety jakoś nie mogłem go znaleźć.
A Kadłubkowi kanonizacja należy się za samą fantazję przy pracy kronikarskiej. Skąd byśmy wiedzieli o zmaganiach starożytnych Polaków z Aleksandrem Macedońskim, gdyby nie od niego?
nie wiem tylko, do jakiego stopnia cykl na zdechłej "minodze" pokrywałby się z albumem prof. Ko. Ku.-Ku. sądzę, że niewielkim (odliczając "niemczyki"). no, ale pewnie już się nie dowiemy...
Usuńnb. "szczęka rektora" przed Gmachem Głównym PW jest wyłożona polerowanym granitem...
lubelska kaplica zamkowa od lat jest na szczycie listy miejsc do odwiedzenia! tzn. sam Lublin już odwiedzałem, ale była zamknięta.
jest jakiś cel w życiu, za to.
wiem, że Kadłubek zapodał i odjechał, choć rzecz jasna jego kroniki nie czytałem. tylko jakieś popularnopseudonaukowe zestawienie trzech kronik i trzech kronikarzy.
Zwykły Kowalski też się wpisał. A może bardziej wyrył.
OdpowiedzUsuńciekawe, jak bardzo stare napisy zachęcają do rycia nowych. to temat na doktorat interdyscyplinarny z psychologii i socjologii.
UsuńJeszcze widać kamień (który?) zza tuj (których?). Wciąż za mało zieleni.
OdpowiedzUsuńnic już nie wróci stanu sprzed ~stu lat, kiedy drzewa nie występowały.
UsuńRozumiem miłość do kamienia. Takiego kamienia!
OdpowiedzUsuńO.
dzięki za lapidarną refleksję :-)
UsuńWandalizm to chyba jak brzydką czcionką? ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast co do złośliwego pytania 'którego?' to przeca wiadomo, że chodzi o ideę, a nie rzeczywistą multiplikację. Ideę kamienia i ideę ziemniaka.
ideą się nie najesz.
UsuńLapidarnie napiszę (lapis, lapidis), że i ja kocham kamień.
OdpowiedzUsuńKtóry? Tak się składa, że też wapień, piaskowiec - chyba, że tak drastycznie oczyszczony w ramach renowacji jak w Zagości na Ponidziu (widziałeś?).
I jeszcze z Ponidzia polecam - w ramach turystyki śladem nakamiennego wandalizmu graficznego - kościół w Młodzawach (ach!)
Pan uważasz "trzech kronikarzy" i resztę za pseudopopularnonaukowe... pewnie i racja, ale smutno jakoś, bo ja się na nim przecie uczyłam historii, od tego się zaczęło.
A skoro lapidarnie już się nie udało, to dopiszę
że zdjęcia nadzwyczaj
że na drugim prawie cyprysy
a wandalizm dostrzegam dopiero na ostatnim.
dziękuję.
OdpowiedzUsuńprzez Młodzawy (obok) tylko przejeżdżałem, bez zatrzymanki niestety.
kościoła więc nie widziałem, pamiętam za to widziane z drogi figury kamienne wzdłuż polnej drogi. na pewno warto tam wrócić...
Zagość odnowioną za to widziałem. cóż...
tak mi się tylko napisało: pseudopopularnonaukowe, bo "poważni" historycy patrzą koso na Jasienicę, z tego co pamiętam :-) niczego jednak nie lekceważę.
Młodzawy zdecydowanie warto odwiedzić, te trzy figury przydrożne robią wrażenie, wybrałam się wiosną specjalnie, żeby je zobaczyć, zgubiwszy się trochę zresztą w okolicznych lessowych wąwozach. A kościół widziałam tylko z zewnątrz i jest to - na moje dyletanckie oko - rzecz godna uwagi, barok, ale taki surowy, trochę w stylu krakowskiego Piotra i Pawła. Monumentalny w tej małej wiosce, prawie w szczerym polu.
UsuńTeż i niepotrzebnie się obruszyłam na to wyrażenie, to jasne, że nie ma(m) podstaw bronić naukowości Jasienicy. Kwestia sentymentów w moim przypadku. I kawałek dobrej literatury, tak po prostu.
Nie no, koso nikt nie patrzy, tylko trudno bronić naukowości Jasienicy. Zresztą jego książki do tej kategorii nigdy nie aspirowały. W kategorii popularyzatorskiej natomiast, wciąż są perełkami. Świetnymi literacko zresztą.
OdpowiedzUsuńno to się zgadzamy, jeszcze raz wybaczcie określenie "pseudopopularnonaukowe", chociaż jak się okazuje, jest niebezpodstawne ;-) pisma Jasienicy nazywane są esejami i tego się trzymajmy.
OdpowiedzUsuńdo Młodzaw i w ogóle na Ponidzie mam nadzieję jeszcze kiedyś trafić.
tylko któredy?