Generalnie kochamy tłum i staramy się trzymać blisko (oczywiście z zastrzeżeniem, że nie jest to tłum poruszany negatywnymi wibracjami – wtedy to zupełnie inne parakalo). Gdy tylko na przykład umiera papież, spada samolot prezydencki, woda w Wiśle sięga korony wału – idziemy mieszać się z tłumem, być częścią tego czy innego Be-in. Inni też uwielbiają – to widać choćby po tym, jak chętnie, sprawnie a spontanicznie i bez Facebooka gromadzą się dawać wyraz lub ciekawie zerkać i czerpać wiedzę o świecie.
Cykliczną a bezbolesną okazją do pofolgowania sobie tej skłonności stadnej jest Noc Muzeów. W ten jeden wieczór w roku stolica nasza przestaje przypominać – jak to określa K.T. – Wieluń po zmroku. Oczywiście same muzea dla nas, a pewnie i dla wielu innych chętnych uczestników to pretekst tylko, by ponapawać się wspólnym współistnieniem w przestrzeni miejskiej. Stanie w gigantycznej kolejce – to rzecz jasna nic nęcącego. Natomiast popatrzeć, jak inni stoją – czemu nie? Można też tu i ówdzie zajrzeć, skoro otwarte i zapraszają. Coś się dzieje i jest to dobre.
W tym roku jednak było troszkę inaczej – i tu zmierzam po przydługim wstępie do meritum. Zaczęliśmy od konkretnego celu i to leżącego na uboczu głównych atrakcji: Laboratorium Ciężkich Jonów UW. Udaliśmy się tam, żeby zobaczyć na własne wybałuszone gały cyklotron. Urządzenie co prawda jest jeszcze radzieckie, i tylko dwumetrowe, a nie sięga pod Genewę, ale to nie szkodzi. Na nas, laikach, i tak robi odpowiednie wrażenie. Maszyneria. Elektrony. Hadrony. Rozdzielanie, rozdzieranie atomów, wydłubywanie materii. Szkoła wyższa jazdy. I wszystko to po coś. Z celem, z sensem i pro publico bono.
Gaudeamus igitur!
A potem zmieniliśmy lokal. Co roku od paru lat względy towarzyskie prowadzą nas na event pod tytułem Noc Malarzy. Na wystawę późną nocą w głębokich piwnicach, gdzie spotkać można przeróżne postacie konsumujące alkohol – co właśnie, jak napisałem, jest powodem do pojawienia się. Obrazy, jak to obrazy – wiszą w tle.
Ale w tym roku – świeżo po obcowaniu z potęgą nauk ścisłych zmaterializowaną w Laboratorium Ciężkich Jonów spojrzeliśmy szczególnie ociężałym spojrzeniem na to, co proponują Malarze.
I cóż zobaczyliśmy? Zobaczyliśmy z całą jaskrawością rozświetloną widmem jonów, jak to Sztuka wzięła rozbrat z rzeczywistością. I z życiem, to znaczy z ludźmi.
Nie dość, że dzieła są brzydkie, to jeszcze głupie. I nudne. Czyli są złe. Na dodatek ich istnienie jest niczym nieuzasadnione, chyba , że ktoś chciałby brać udział w zmowie społecznej „sztuka jako lokata kapitału”.
Okolicznością łagodzącą jest co prawda niska szkodliwość społeczna dzieł. Kto nie chce, ten nie wchodzi i nie ogląda. Mniej jest też jakoś hucpy w tradycyjnych obrazach na płótnie malowanych niż w tak zwanych instalacjach. Ale smutne to jest. Tylu niepotrzebnych twórców niepotrzebnych dzieł niepotrzebnej sztuki… Nasze zderzenie z malarstwem współczesnym było bardziej bolesne niż zderzenie hadronów.
Nauka zaczynała skromnie – od błądzenia po omacku i śmiesznych z dzisiejszej perspektywy zabaw. Spekulacje filozoficzne jednak legły u podstaw nauk społecznych, fizyki etc. Alchemia przerodziła się w chemię. Astrologia w astronomię. A wszystko razem w astrofizykę i to molekularną.
To jest imponujące, niezależnie od skutków ubocznych i efektów zamierzonych, które nie zawsze mogą nam się podobać.
A sztuka? Od niezwykle istotnej części sfery sacrum zjechała przez te stulecia na pozycje niepoważnej krotochwili. Najgorsze, że nieśmiesznej!
Gdzieś jakoś sztuki piękne potknęły się i tak dotkliwie potłukły, że już piękne nie są, a budzą litość lub drwinę. Kiedy to się stało? W jakich okolicznościach? Odpowiedzi w następnych odcinkach sagi!
Geniusz ludzki zaś opuścił gmach sztuki i przeniósł się do cyklotronów.
"w głębokich piwnicach, gdzie spotkać można przeróżne postacie konsumujące alkohol" - ja mam wrażenie, że w ten sposób powstaje większość Wielkiej Sztuki.
OdpowiedzUsuńo nie, ona powstaje na strychach. potem zostaje sprowadzona na parter, w końcu trafia do piwnicy i tam zostaje. co do postaci, to się zgadza.
OdpowiedzUsuńW kwestii przywołanej sztuki przypomniał mi się rozkosznie niefrasobliwy tytuł Barei "Małżeństwo z rozsądku", i sztukę uprawianą przez Olbrychskiego Daniela tamże. A co do 'nocy', to mielim się wybrać, ale zobaczywszy relację z tłumami, nabyliśmy alergii nawracającej na tłumy właśnie. A fe.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że cyklotrony chętnie bym sobie pooglądała, choć, zaznaczam, zapewne bez zrozumienia, ot, tak - sztuka dla sztuki.
OdpowiedzUsuńW Nocy Muzeów nie uczestniczę, się wyłamuję, nienawidząc tłumu.
Też tego z okazji, a nawet zwłaszcza.
O sztuce nowoczesnej się nie wyrażam, bo mam koleżankę malarkę, której obrazy lubię, powiem więcej, chętnie bym nabyła i kombinuję, jak to zrobić.
Czekam na cdn.
Ps. u mnie na razie nie ten pałac, ale będzie niebawem:)
Artykuł jest tendencyjny!!! Jony ciężkie mają aż 5 slajdów a sztuki piękne tylko jeden! Nie przekonuje to dostatecznie do wniosku autora, że dzieła są "brzydkie, gupie i nudne (i złe)". Nie lubimy patrzeć w gwiazdy? Lubimy tylko patrzeć, jak się hadrony torbią i parzą?
OdpowiedzUsuńOczekujemy bacznie w dalsze części sagi.
IamI -> film z tych bardziej czerstwych. paradaoksalnie, ruchome rzeźby-instalacje świecące, które tworzył kolega grany przez Zaorskiego były całkiem fajne :-)
OdpowiedzUsuńpamiętamy też "nośnik dreblinek" i dzieła, z którymi miał przejścia Stanisław Maria Rochowicz.
Ikroopka -> no dobrze, może Twa znajoma współtworzy chlubny wyjątek od tak nakreślonej reguły i nie bierze udziału w tym grupowym szwindlu pt. sztuka nowoczesna ;-)
AstroW. -> nie dość, że zdjęcie jest jedno, to jeszcze z sprzed dwóch lat. w tym roku nie zadałem sobie trudu fotografowania dzieł, więc musisz uwierzyć na słowo pisane. ale przecież mi ufasz.
artykuł jest tendencyjny, ale innych nie ma.
Koleżanka malarka tworzy tzw. techniką własną, a do tego ma męża, który praktykuje fotografię portretową i razem stworzyli coś absolutnie indywidualnego i niezwykle interesującego, mianowicie kolaże jej obrazów z jego aktami-fotografiami.
OdpowiedzUsuńZnaczy, on jest autorem aktów, nie obiektem;)
A które to piwnice?
OdpowiedzUsuńMiałem zdać sprawozdanie z moich nocomuzealnych podróży, ale siadły mi baterie w aparacie - własnie gdym chciał zrobić takie zdjęcie, jak Twoje pierwsze.
Jako nielubiący tłumów szedłem tam, gdzie ich nie było. Takie znalazłem rozwiązanie. A na najciekawsze miejsce, które odwiedziłem, natrafiłem przypadkiem, bo nie było go w oficjalnym programie.
Ikroopka -> trochę się boję ;-)
OdpowiedzUsuńH_P -> na Szpitalnej.
co to jest? wszyscy nie lubią tłumu? robi sie Was już spory tłum...
O, popatrz, dzięki dzisiejszemu odnosnikowi u Marcina zaglądnęłąm i widzę, żem ci winna uspokojenie, co prawda poniewczasie, ale;
Usuńzatem - nie bój nic:)
...
Po namysle, jednak, muszę dodać, że cztery lata po, jest jednak czego się bać, i nie o sztuce mówię...:(