Nie miałem - we wczesnej młodości - szczęścia do aparatury fotograficznej. Pierwszy aparatus to była radziecka Smiena - suka rwała perforację, i cały film można było wypstrykać na jednej klatce. A może nie potrafiłem obejść się dość delikatnie z wytworem sowieckiej technologii? Potem przejąłem ojcowski Zenit - i ten aparat sprawował się dobrze, całkowicie manualny, z osobnym światłomierzem marki Leningrad. Ale poszła jakaś śrubka wewnątrz obiektywu i zdecydowałem się apgrejdować. Od ob. b. ZSRR nabyłem z kocyka nowy model Zenita, ze światłomierzem wbudowanem. I tu, na przykładzie tak drobnego produktu gospodarki socjalistycznej można było przekonać się o upadku i uwiądzie systemu.
Breżniewowski aparat działał aż do jakiegoś uszkodzenia mechanicznego (właściwie można było zmienić tylko szkiełko, ale chciałem mieć, jak inni, światłomierz w aparacie). Gorbaczowowski diabli wzieli niemal od razu wraz z komunizmem i całym ZSRR.
W sumie więc - nie można żałować.
Ale wobec tego, konieczny był przeskok do technologii zachodniej. W tym szczególnym przypadku - z b.NRD. Na giełdzie fotograficznej rodzice fundnęli mi Praktikę z systemem elektronicznego doboru czasu do przysłony. I to był fajny aparat. Niestety - psuł się bez ustanku. Com ją oddał ją do naprawy, to po chwili znów nawalała jej elektronika.
Dlatego mam o wiele mniej zdjęć z czasów szkolnych, niźli bym chciał...
W czasach studenckich używaliśmy aparatu Em., również Zenita - modelu z mrugającymi diodami, a więc tip-top. Nawet się chyba nie psuł... Aż do grzmotnięcia o bruk sandomierskiego Rynku.
Wtedy wreszcie dorobiłem się "prawdziwego" aparatu. I to był finał przygód z wadliwym sprzętem.
Oczywiście - Canon robi kopiarki, Sony - telewizory. Aparaty zaś robią Nikon, Pentax i Olympus (tu powinno pojawić się internetowe mrugnięcie oczkiem).
Niestety (?) nadsunęła epoka cyfrówek. 5 i pół roku temu, pierwszego dnia w "Heldze", cyknąłem pierwsze zdjęcie przez okno. Wtedy aparat zrobił "wziuuuuuuuuump" i zwinął niedokończony film, gdyż wyczerpała się bateria. Było to ostatnie zdjęcie analogowym aparatem, jakie zrobiłem. I definitywny koniec zabaw z błoną i papierem.
Tyle wspomnień odnośnie fotosprzętu. Co do wspomnień ze skanera, to niedawno z radością odnalazłem fotkę, o której myślałem, że właśnie ze względu na wadliwą technikę socjalistyczną w końcu nie powstała. Albo zaginęła wraz z kliszą. A jednak!
Niejeden warszawski bloger ma w swym dorobku dokumentację tego zabytku. Atoli dziś znajduje się on w okolicznościach zgoła odmiennych. Ja mogę pochwalić się wizerunkiem stanu pierwotnego, czyli orła na dziko. Voilà.
ok. 1991
Skąd wziął się i od kiedy tam stoi - nie do końca wiadomo. Wieść gminna oczywiście łączy go z postacią lub też czasami Napoleona. U nas bowiem wszystkie takie starorzecza przypisuje się albo Napoleonowi, albo Szwedom, albo diabłowi (w zachodniej Europie są to analogicznie - albo Cezar, albo Karol Wielki, albo diabeł). W każdym razie, ulica Bukowińska, przy której się znajduje, ma wiekowy rodowód - jest to część dawnego traktu czersko-wareckiego, biegnącego górą skarpy od Mokotowa. Tak, jak i dalsze ulice: Dominikańska, znana ze swego folwarku, i Nowoursynowska, dawniej po prostu Ursynowska, znana z pałacu - co za Rozkosz! - oraz Dębu Mieszko.
Ma więc prawo stać tam tego rodzaju dzieło antycznego streetartu.
To zaś, co ostało się pod skarpą i wciąż zachowuje klimat z fotografii - wkrótce na łamach.
Autor wyjaśnia, iż czasownik "nadsuwać" jest kombinacją słów "nadciągać" i "sunąć" - czyli zbliżać się z wolna a nieubłaganie. Tak na przykład zbliża się kot do łóżka - nadsuwa.
Ha, przeszłość fotograficzną mam (zgoła) niemal idęticzną - Smiena rwała była perforację, bo miała cholernie ostre ząbki z prawdziwej ruskiej stali czołgowej - w pieriod!.
OdpowiedzUsuńPotę Zenita ET zanabyłem, który raz robił zdjęcia dobre, a raz nie, i nie wiem do dziś dlaczego.
A potem to już duży skok do (analogowego oczywiście) Canona 500 (kopiarki to xerox robi! :P), którego to dostałem z okazji dużej okazji od familii. I tak już z Canonem zostało, bo doszły szkła, itede. A na analogu zresztą dalej czasami coś robię, tyle że już innym body - moim ulubionym Canonem 3, z AF sterowanym okiem własnym fotografa (no i co Nikonowi {i inni} napinacze, hę?!) Aha - wszystkie te aparaty mam do dziś. I to sprawne!
PS. Pozdrawiam stojącego orzełku!
Ze wspomnianych aparatów najbliższa mi Smiena, którą dostałam w prezencie od rodzicieli w podstawówce i która służyła mi wiernie kilka lat, nawet kolorowe zdjęcia nią robiłam, całkiem nieźle mi wychodziły.
OdpowiedzUsuńKoledzy, też mój chłopak, mieli porządne Practiki, Zenity, były poza moimi możliwościami finansowymi, więc nawet nie marzyłam o nich;(
Potem była małpka Koniki, zrobiłam nią sto tysięcy zdjęć rodzinnych, wreszcie
moje dziecko zamarzyło o Canonie i - zaczęło się;)
W związku z czym uprzejmie uprasza się o niedeprecjonowanie canonów!!!
bo albowiem jak wszyscy wiedzą, to nikon robi aparaty, a zdjęcia - canon:)
:)
a ja myślałem, że to pstryczek w aparacie robi zdjęcia.
OdpowiedzUsuńno dobrze, nie deprecjonuję Canonów, tak tylko napisałem. model koleżanki miał nawet automatycznie chowany fleszyk - ho, ho! ;-)
Ulżyło mi;)
UsuńA ja dla odmiany wypowiem się o kolumnie (nie o kalumniach) - otóż właśnie sfalsyfikowałeś tezę (mit?) o tym, jakoby kolumnę ze sterczącym orłem ufundować miał inwestor Domu Pod Orłem*, a potem jedynie wmawiał "ludzią", że ona taka starodawna.
OdpowiedzUsuń* - Właściwie, to większa część domu znajduje się nad orłem.
nie spotkałem się z tem mitem...
UsuńCudne ziarenko :) A swoją drogą to ciesz się, że nie dostałeś srednioformatowego PentaconSixa do rąk bo byś porzucił fotografię forever. A ja własnie do klisz wracam i jest to dla mnie fantastyczne doswiadczenie :) I jak widzę jestem po drugiej stronie mocy bom nikoniarz :D
OdpowiedzUsuń"ciesz się, że nie dostałeś srednioformatowego PentaconSixa do rąk bo byś porzucił fotografię forever" - dlaczego? serio pytam.
UsuńNiektórzy nazywają go "przerośniętym Zenithem". Jest ciężki, lustro migawki mocno uderza co powoduje, że trzeba używać wysokoczułych filmów żeby zdjęcie z rąsi wyszło nieporuszone (ewentualnie wszędzie taszczyć statyw), migawka nie zawsze trzyma czas więc możesz zdjęcie prześwietlić albo wręcz przeciwnie a mechanizm przesuwu błony nie zawsze działa prawidłowo i klatki lubią się nakładać. Ale z drugiej strony jeśli go wyremontować i dobrze traktować to format 6x6 jest czymś tak wspaniałym, że słów brakuje...
Usuńaha, 6x6...
Usuńno, między Zenitem A a Zenitem B zastanawiałem się nad maszyną o nazwie Ljubitiel'.
ale to byłby niebezpieczny krok ku profesjonalizmowi.
Mam Lubitela i mimo, ze zrobiłem nim kilka zdjęć z których ja - wieczny malkontent byłem zadowolony to przeklinam dzień w którym go nabyłem. Aha, Lubitel jest tak samo profesjonalnym aparatem jak standardowy windowsowy Paint profesjonalnym narzędziem graficznym ;)
Usuńtoż ja nie mówię, że to byłby profesjonalny sprzęt, tylko krok w stronę bardziej zaawansowanych zabaw. zresztą "Ljubitiel'" znaczy właśnie "Amator".
Usuńtym niemniej, są profesjonalni graficy pracujący w Paincie - np. młody Młodożeniec.
zaś popisem ś.p. Ludomira Słupeczańskiego było rysowanie patykiem maczanym w krowim placku.
a więc to artysta sprawia, czy jego narzędzie jest profesjonalne czy nie.
:-)
Ach, w ten sposób. No to tak, racja :) Zresztą moją nową zabawką jest aparat otworkowy z puszki po przyprawach made by myself. Za jakieś 4-5 miesięcy wyjmę z niego papier i zobaczę efekt :D
Usuńale wiesz, że robienie zdjęć na kliszach w dobie fotografii cyfrowej to byłby kicz? Nie da się współcześnie wywoływać materiałów jak w XX w. To nie będzie to samo. Chyba że byś użył tych samych metod naświetlania, wykorzystał zachowane aparaty i odczynniki. Dzisiaj już żaden fotograf nie potrafi tak fotografować. Nie wspominając o filozofii tych historycznych fotografii. Ich forma była uwarunkowana ówczesnymi potrzebami. Jesteś wpółczesnym człowiekem, więc masz inne potrzeby, które musiałyby być w aparacie uwzględnione. Już sam ten fakt świadczy o tym, że takiego zdjęcia nie zrobisz. Dodatkowo potrzebna by była rzesza laborantów, znawców chemii, a to kosztowna rzecz. No chyba, że kupić taki zachowany aparat i go odrestaurować...
UsuńJutro śmigam po kliszę do aparatu z lat 60-tych XX wieku. Wywoływanie materiału w zasadzie niczym się nie różni, to nadal ten sam proces do którego trzeba wykorzystać takie same odczynniki jak kiedyś - wywoływacz, utrwalacz itd. Skład tego towaru na przestrzeni dziejów bardzo się nie zmienił więc można powiedzieć, że robię to tak jak 50 lat temu robił mój dziadek. Czasem zabawię się tym sprzętem który działa tak samo jak cyfra tylko, że używa kliszy :D Takiej fotografii nie uważam za kicz. To, że świat opanowała cyfra nie spowodowało, że analogi stały się passe, wiejskie czy marginesem fotografii. Tak naprawdę w dobie wszechobecnego lenistwa fotografia analogowa wraz z procesem jej obróbki stała się jedynie mniej praktyczna bo trzeba film kupić a potem albo samemu wywołać albo do labu zanieść i jeszcze nie da się na monitorze kontrastu, nasycenia, perspektywy i innych rzeczy skorygować. Klisza uczy myślenia nad procesem robienia zdjęcia. Sorki za ten długi wywód, niektórzy mogliby pomyśleć żem znawcą fotografii jest ale ja jestem tylko amatorem i się fotografią jedynie bawię :)
Usuńno właśnie, zgadzam się.
Usuńa teraz zajrzyj TU
;-)
Muahahahahahahaha :D Good one! :D
UsuńMoże zgodzimy się jednak, że to fotograf robi zdjęcie, a pan bóg oraz producent kliszę/matrycę nosi? A cuius regio eius aparato, więc czy to C czy N czy P czy O czy S czy jeszcze co innego, to wolna wola, wolny rynek i wolna ręka.
OdpowiedzUsuńtak naprawdę, to dalekim od jakichś wojen sprzętowych.
UsuńW aparacie siedzi taki krasnoludek, który bardzo szybko rysuje.
OdpowiedzUsuńA już bodaj u Lav pisałem, że nie lubię tej okolicy, więc napiszę to raz jeszcze, co by wykazać się konsekwencją ;)
więc co Ci zrobiła ta okolica?
Usuń