Gdy wyprodukowałem teorię dotyczącą pewnego folwarku na peryferiach dawnej Warszawy, przemknęło przy okazji imię Edwarda z Sosnowca. Poprawiono mię wówczas, że albowiem należałoby mawiać "Edwarda z Porąbki".
I oto proszę - stara mapa okolic stolicy (La vieille stolica i okolica) ukazuje ciekawostkę toponomastyczną i to na dodatek w kontekście pobliskiego Klarysewa, gdzie, jak wiadomo, powstała dla rzeczonego Edwarda słynna rezydencja i prowadzący do niej dywan dwupasmowej Powsińskiej.
Wysłuchałem rój.
Mam chęć trzymać Dodę...
no i wesołego Halleluwah!
A w prawym dolnym rogu widać kulawą swastikę... wot, dziwo!
OdpowiedzUsuńMoże tam dokonano porąbki Edwardów? Lepiej się mieć na baczności.
OdpowiedzUsuńZa to swastykę regularną widać w jednym z pawilonów Szpitala Żydowskiego na Czystem. Miało się o tym przykrym rewersie już daaawno napisać, ale jakoś się nie napisało.
OdpowiedzUsuńEdward z Sosnowca to nie wykluczony trzeci udziałowiec w wyślizgnięciu Mamymadzi.
Dlaczego przykrym?
OdpowiedzUsuńŻeby nie jedno podłe plemię, to znak ognia miło by się kojarzył.
Mi, na ten przykład, z Zaruskim się kojarzy, z templariuszami, gdzie zamknięta swastyka oznacza ukryte korytarze, a więc pewnikiem i skarby ;), oraz z 4 PPLegionów, który to swoimi ludźmi zasilił Składnicę na Westerplatte gdzie wstydu nie przynieśli, mimo pieczętowania się takim symbolem :)
Przykrym, z punktu widzenia ubiegłowiecznej historii Żydów. I nie tylko.
OdpowiedzUsuńGeneralnie, ogień jest łatwopalny i zagraża pożarem, więc — pomimo wszystkich skarbów templariuszy — co w nim jest takiego miłego?
Grzeje, jak jest za zimno bez grzania.
OdpowiedzUsuń