Jest tak, że jakoś ciągnie nas ku wodzie (uprzedzając wesołków: ku wodzie, nie ku wódzie). Im większy akwen, tym ciągnie nas bardziej. Chyba zresztą widać tego odzwierciedlenie tu, w blogu.
Mieszkając w Warszawie, nie jest się jednak za bardzo rozpieszczanym przez takie okoliczności przyrody. Oprócz rzek, pozostają jeno jakieś starorzecza. Nie do końca to fair. Gdańsk i Szczecin mają i morze, i jeziora. Poznań - jeziora. Olsztyn - szkoda nawet gadać. Kraków i Wrocław mają za to blisko góry. Warszawa ma piach.
Pociecha jest taka, że z Warszawy bliżej do morza i jezior, niż z Krakowa i Wrocławia, i bliżej w góry niż z Wybrzeża. Truizm. No ale lepiej jest też niż w Łodzi, gdzie nie ma nawet porządnej rzeki.
Mieszkając w Warszawie, nie jest się jednak za bardzo rozpieszczanym przez takie okoliczności przyrody. Oprócz rzek, pozostają jeno jakieś starorzecza. Nie do końca to fair. Gdańsk i Szczecin mają i morze, i jeziora. Poznań - jeziora. Olsztyn - szkoda nawet gadać. Kraków i Wrocław mają za to blisko góry. Warszawa ma piach.
Pociecha jest taka, że z Warszawy bliżej do morza i jezior, niż z Krakowa i Wrocławia, i bliżej w góry niż z Wybrzeża. Truizm. No ale lepiej jest też niż w Łodzi, gdzie nie ma nawet porządnej rzeki.
jezioro Góra, oczywiście starorzecze
Mię też do wody ciągnie, choć do Wisły to akurat tak sobie ;)
OdpowiedzUsuńNo, kilka jeziorek i stawów w Warszawie by się znalazło ...
OdpowiedzUsuńI pod Warszawą ... ;)
A ten cały Kraków, czy Wrocław na ten przykład, póki autostrady nie zbudują, to tak daleko nad te morze też nie mają.
Nad Adriatyk cholery jeżdżą :D
...a cała Polska lata do jakiejś tam... Hurgoty.
OdpowiedzUsuńMnie do wody (nie wódy) też zawsze ciągnęło, przez co mając już 14 lat miałam pierwsze objawy reumatyzmu ;) Także góry, góry, góry. Ale choćby i małe górskie jeziorko, to przepadam. Albo rzeka, co popływać łódką czy promem można, albo wycieczka rowerowa wzdłuż kanału nad Renem. Marzą mi się norweskie fiordy, albo wyprawy po pojezierzu fińskim (choćby i rowerem dla popatrzenia) :)
OdpowiedzUsuńA ta Hurgota to gdzie? W modnej od lat Chorwacji?
ba... fiordy. koleżeństwo było w podróży poślubnej rowerami. ponoć pięknie, ale ...dzi.
OdpowiedzUsuńHur... coś tam to w Egipcie, zdaje się ;-)
Fiordy, to mi z ręki jadły!
OdpowiedzUsuńtak? a CO jadły?
OdpowiedzUsuńFijoły ,oczywiście...
OdpowiedzUsuń