Drogie Dzieci! Idą Święta? Zauważyłyście? Prawda? Wystarczy wejść do sklepu. W sklepie bowiem Święta się zaczynają! Przez sklep też nabierają Sensu i w sklepie się kończą. Po Świętach, oczywiście. Jak to? Nie kupicie karpia, maku i prezentów?
Nie tylko wzdragałbym się przed robieniem wpisów okolicznościowych ("dziś 33 września, najsmutniejszy dzień w roku, więc...") tudzież nawiązujących do bieżącej rzeczywistości społeczno-politycznej ("skomentuję teraz słowa mojego ulubionego polityka..."), ale też nawiązywanie do tzw. atmosfery świątecznej uważałbym za śmieszną bzdurę.
To bowiem, co zrobiono z sympatycznego skądinąd święta religijno-rodzinnego jest smutnym signum temporis. Nawet ci, którzy deklarują prymat doświadczenia duchowego, lecą kupować te biedne rybie szczątki, i urabiają sobie łokcie po ręce przygotowując to, co uważają, że przygotować trzeba.
A przecież nie musi tak być. Nawet ślub i wesele można zorganizować sobie pod hasłem "To jest nasze święto, a nie geszefciarzy od ślubnego przemysłu. Nikt tu na nas nie zarobi". Nie musi też być "tak, jak u wszystkich". Więc czy i w Wigilię nie mogło by być kanapek z serem, a prezenty - proszę bardzo - ale pół roku później?
Ja na dodatek mam ten niefart, że wyjątkowo nie pasuje mi tradycyjne menu wigilijne. No cóż, indyk może już byłby lepszy, sęk w tym, że w ogóle udział w biesiadach z "menu na komendę" to nie moja bajka. Co jeśli i zamiast indyka wolałbym jajecznicę?
Najgorsze jednak w okołoświątecznej atmosferze jest to, co się dzieje w świecie dźwięków, zwanym muzycznym tłem.
Nagrywanie 'Christmas songs' w świecie, a kolęd w polskich warunkach. poczytuję za obrzydliwy skok na kasę. Na domiar złego chyba skuteczny.
Gdy słyszę "White Christmas" itp. albo gdzieś (zwłaszcza w adwencie) kolędy z głośnika, odbezpieczam pistolet. A już gdy słyszę je w wykonaniu Krzysztofa Cugowskiego, odbezpieczam granat.
Ale, jak to w życiu, każdą regułę zdobi i potwierdza jakiś wyjątek. Tak i tu - Boże Narodzenie jest okazją by przypomnieć sobie o pięknym koncercie Corellego "Fatto per la notte di natale", a po nim - o całej reszcie późnobarokowej muzyki instrumentalnej... Aż po Schoenberga.
Drugi wyjątek robię wyjątek dla jednego współczesnego artysty-śpiewaka. Po pierwsze, szanuję go i cenię nad wyraz, tak że nawet - w drodze owego wyjątku - mogę schować samopał do kabury. Po drugie, nagrywa on swe i tradycyjne piosenki bożonarodzeniowe dla przyjaciół. A że wydano je i dla mas, to już drobiazg. Po trzecie - z przyczyn wymienionych powyżej, nie zdobyłem się na przyswojenie całej tej twórczości, zwłaszcza tych tradycyjnych kawałków, a jeno drobną jej część, jak na przykład taka piosenka.
Weź i Ty ją sobie, Czytelniku, jako upominek spod choinki. I o więcej prezentów nie proś.
Nienawidzę menu wigilijnego i na szczęście nie muszę go konsumować. Płyt z piosenkami świątecznymi także. I bardzo mi z tym dobrze.
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że meniu świąteczne mam mocno zmodyfikowany do mojego smaku :) I jeśli kolędy, to te rzadko grane. I również na szczęście - jestem kompletnie impregnowany na marketowe granie.
OdpowiedzUsuńGrunt to się nie frustrować przymusem jedzenia karpia i słuchaniem pseudokolęd w supermarketach, czyż nie?
OdpowiedzUsuńGrunt to wesoło i zacnie żyć :)
OdpowiedzUsuńlecz nie każdy ma tyle tupetu by wykończyć rodzinę za pomocą teksańskiej masakry.
OdpowiedzUsuńTo nie chodzi o tupet a o fantazję. Poza tym takie "Black Christmas" czy "Santa's Slay" to świąteczne filmy dla całej rodziny.
OdpowiedzUsuńfantazja? proszę bardzo.
OdpowiedzUsuńJa mam ten feler, że uwielbiam tak z 50% menu wigilijnego (sałatka, kapusia z grzybkami, makowiec!!!!, kutia, śledzik w oliwie, dorsz smażony...) i to już wystarcza bym z wigilii wychodziła przeżarta, mimo że odmówię większości potraw :) Na szczęście w mojej rodzinie (w Tomiego w sumie też) przymus daniowy jest dość nikły, prawie żaden, więc nie ma problemu. A prezenty lubię dostawać w każdym przypadku, im mniejsze tym lepsze, zawsze się ukretowi jakby co :)
OdpowiedzUsuńnie no, kto mówi o przymusie? :-)
OdpowiedzUsuńchciałem jeno dać wyraz irytacji tym, jak łatwo stać się niewolnikami tradycji, a już zwłaszcza machiny komercyjnej, temu "poczuj magię świąt". od której to (fałszywej) "magii" rzygnąć się chce.
aha, i chciałem w nielegalny sposób podzielić się ładną w moim mniemaniu piosenką ;-)