14 lipca 2017

Niekonwencjonalna podróż do Tumu

Czyli wspomnienie wakacyjne
dedykowane torowym wędrowcom

Korzystając z nadarzającej się okazji, chciałbym podzielić się na łamach wspomnieniem wakacyjnym sprzed lat. Wakacje w pełni, mało kto siedzi w internecie, nikt więc pewnie nie zaszczyci przesadną uwagą tego wpisu, lecz niech tam…

Żyjemy sobie i z pozoru niewiele się zmienia, ale jednak pewne rzeczy i zjawiska - zwłaszcza z dziedziny szeroko pojętej techniki - mniej lub bardziej postrzeżenie odchodzą w niebyt. Internet obfituje w zestawienia takich pożegnań, typu kasety magnetofonowe, dyskietki, kineskopy etc.

Prawdopodobnie żyjemy w epoce zwijania się lokalnych połączeń – zwłaszcza kolejowych. Zwłaszcza – ale i autobusem nie dojedzie się dziś wszędzie. Jest to zrozumiałe wobec faktu rozbuchanej motoryzacji narodu. Dawniej – 50 lat temu i więcej – samochód był taką rzadkością jak dziś prywatny samolot, stąd bujne wówczas sploty dróg żelaznych. Znany mi skądinąd kraj zzachodni był na przykład pokryty gęstą siecią suburbalnych tramwajów, z której przetrwały szczątki, m.in. najdłuższa trasa Europy.

Jest w tym pewien spleen pożegnań i niejasnego odchodzenia połączonego z przestawaniem.

Mało brakowało, a ominęłoby mnie doświadczenie już dziś, o ile wiem, w RP niemożliwe, a mianowicie przejazd kursowym pociągiem wąskotorowym! Ha!

Miałem w szkole (całkiem średniej) kolegę – rok niższego, że się tak wyrażę – który był wybitnym „mikolem” (slangowe określenie-skrótowiec od „miłośnik kolei”) o szczególnie wąskotorowych zainteresowaniach. Wędrował po kraju, żeby zaliczyć kolejne odcinki funkcjonujących połączeń – zarówno pasażerskich, jak i towarowych. Łącznie z tak egzotycznymi zjawiskami, jak kolejki torfowe (gleba torfowiska ma tę naturę, że trudno ją rozjeżdżać ciężkimi samochodami, dlatego dla transportu tego surowca układano wąskie tory), o kolejkach buraczanych – dowożących w czasie „kampanii” te bulwy do cukrowni – nie wspominając. Jakoś wówczas nie przejawiałem zrozumienia dla jego zamiłowań i nie zabrałem się nigdy w tego typu podróż. Dziś żałuję! Nie jechałem nawet najbliższą Warszawy kolejką, Piaseczno-Nowe Miasto, na którą była jeszcze okazja się załapać.

Miałem jednak – i mam do dziś – innego też kolegę, który „mikolem” był nie mniejszym. Jemu to zawdzięczam niezwykłą przejażdżkę, którą wykonaliśmy w środku gorących wakacji, lat mając 17. Celem był zabytek zamierzchłej przeszłości – romańska kolegiata w Tumie pod Łęczycą. I tam właśnie odbyliśmy naszą podróż w niecodzienny sposób łącząc środki transportu. Po kolei:

1. z Warszawy do Łodzi pociągiem standardowotorowym

2. z Łodzi do Ozorkowa tramwajem podmiejskim, dalekobieżnym

3. z Ozorkowa do Łęczycy pociągiem wąskotorowym Krośniewickich Kolei Dojazdowych

4. z Łęczycy do Tumu na tzw. piechtę

5. z Tumu do Łodzi pekaesem

6. no i powrót do domu znów pociągiem.

Przyjaciel mój zabrał w podróż nieletniego brata, który trochę marudził i narzekał, zwłaszcza gdy trzeba było przejść to półtora kilometra łąkami nadbzurnymi.

Kolegiata w Tumie pod Łęczycą przed powojenną odbudową i reromanizacją.
Zdjęcie z zasobów portalu Fotopolska.eu

Chyba znów trwała wówczas przerwa w moich aparatach fotodających, bo nie miałem ze sobą żadnego i zilustrować opiewanej wyprawy własnym materiałem z epoki i z tamtych miejsc nijak nie mogę. Zamiast tego okraszam wpis zdjęciami ze źródeł sieciowych. Mógłbym zalinkować też piosenkę „Hymn kolejarzy wąskotorowych”, lecz po pierwsze – nigdy jej nie słyszałem, po drugie – nie przepadam za twórczością Skaldów.

Stacja Ozorków Wąskotorowy w zimnej szacie.
Zdjęcie ze strony Fundacji Polskich Kolei Wąskotorowych:
http://www.fpkw.org/?m=201110 

Wróćmy do snucia wspomnień. Zapamiętałem błogą sielankę lipcowego dnia na stacji Ozorków Wąskotorowy. Oczekując na odjazd, rozłożyłem się leniwie na siedzeniu wąskotorowego wagonu oczekującego na odjazd, podczas gdy kolega z bratem w oczekiwaniu na odjazd krążyli w pobliżu lustrując stacyjną infrastrukturę.

To samo miejsce, jak je zapamiętałem, pociąg także.
Zdjęcie ze strony miasta Ozorków:
http://ozorkow.info.pl/bez-kategorii/kolejka-waskotorowa/

Samą podróż tym środkiem transportacji – dalipan nie bardzo pamiętam. W przeciwieństwie do wcześniejszego – także jedynego w mojej karierze – przejazdu podłódzką linią tramwajową, który mi się nieco dłużył i nudził, ale z drugiej strony był też bez wątpienia ciekawy.

Kolejka na stacji Łęczyca Wąskotorowa.
Zdjęcie ze strony Łęczyca info:
http://leczyca.info.pl/zatrabila-i-pojechala,news,1167,aktualnosci.html

W Tumie bywałem potem jeszcze więcej razy i dogłębniej – łącznie z wkroczeniem na jedną zwież szacownego zabytku (choć reromanizowanego po II wojnie). Co do Łęczycy zaś, to spędziłem kilka lat później niemal dwa tygodnie w podziemiach magistratu. Uświadamiam sobie jednak, że od tamtych czasów minęło sporo wody, a i w zacnym mieście Łodzi dawno nie bawiłem. Można by znów odwiedzić tamte strony, chociaż kolejki wąskotorowe raczej nie wchodzą w grę.

A brat kolegi? Stał się jeszcze większym „mikolem”!

Kolega z bratem na innej stacji 
i 20 lat po opisanej wycieczce.
Zdjęcie własne.





14 komentarzy:

  1. No tak.
    Z nieco podobnej beczki: jadąc niedawno zapuszczoną, niemodernizowaną, przepiękną linią kolejową 117 (pociągiem o roku produkcji wcześniejszym o jeden niż nasz), zastanawiałem się, co mi się tak podoba i tak miło brzmi - a był to stukot żelastwa jadącego po niespawanych szynach po prostu, tak to to, tak to to, tak to to itd. Można się jeszcze załapać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak.
      kiedyś idę sobie ulicą, nagle słyszę charakterystyczny wizg. tak, to był on: tramwaj 13N wyczarterowany na jakąś imprezę prywatną.

      Usuń
  2. Połączenia się nie zwijają a rozwijają - są coraz dłuższe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sam widziałem - szlak rowerowy "śladem zwiniętych torów", z którego pewna nadmorska gmina była bardzo dumna...

      Usuń
  3. Gdzieś widziałam trasę rowerową połozoną na dawnym torowisku, lepszy rydz niż nic. A sa nawet tacy, co się cieszą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne, że lepsza trasa, niż nic. ale jeszcze lepsza kolej, a trasa obok...

      Usuń
  4. Los podłódzkich tramwai co prawda na włosku, ale ja ciągle mam nadzieję. Byłoby mi bardzo przykro, gdyby odeszły zanim zdążyłbym nimi się przejechać i ufam że odpowiednie czynniki wiedząc o tym, nie będą chciały mnie zasmucać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niebawem mam nadzieję zawitać do Lutomierska, gdzie tramwaj już wisi zawieszony. a tramwaj wjeżdżał tam na ryneczek i okrążał ratusik...
      zobacz na Geoportalu (mapa "raster"), jak to smakowicie wyglądało.

      Usuń
    2. Widziałem, widziałem. Śledzę zamieszanie wokół sypiących się łódzkich linii podmiejskich cały czas. Może jednak zreperują, nadzieja umiera ostatnia.

      Usuń
  5. Takie podróże to tylko w przeszłości... Jaka szkoda!
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytanie: co będziemy wspominać z rozrzewnieniem z dzisiejszych zjawisk za kolejne 25 lat? byle nie pokój...

      Usuń
    2. Co by nie było, ja mam tylko nadzieję że nikt nie będzie rozrzewniał się nad wielopasmowymi skrzyżowaniami w centrach miast :>

      Usuń
    3. brak takich skrzyżowań zaskoczy drogowców?

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...