Istnieje idiotyczny pogląd, jakoby w Polsce
–
cytuję – „świętuje się tylko porażki”. Przebijając się przez ęternet, napotyka się go co rusz. Cóż
–
człowiek sam sobie jest winien, że się bierze przez ęternet przebijać. Pogląd ów zaś stanowi część szerszego zjawiska, jakim jest
–
ujmując to metaforycznie
–
kopanie się Polaków we własny tyłek, w czym się en masse lubują i w czym są znakomici. Polega ono na tym, by mówić, pisać i myśleć jak najgorzej o własnym narodzie. W tym momencie wpadam w pułapkę, gdyż piętnując to zjawisko, wpasowuję się idealnie w potężny chór Polaków krytykujących Polaków, czyli samych siebie. Choć pamiętać należy, iż ci, którzy krytykują, w momencie krytykowania wyłączają się z narodowej społeczności - ba - stawiają się wyżej od niej. Oczywiście, nie inaczej jest i ze mną... Oto ja - albatros szybuję ponad spienionymi bałwanami…
Wróćmy do poglądu wspomnianego na wstępie. „W Polsce świętuje się tylko porażki”. Pokuśmy się o próbę pobieżnego bilansu w odniesieniu do wydarzeń historycznych. Porażek np. sportowych w ogóle nie ma co brać pod uwagę
–
nonsens byłby już za duży.
A więc z pewnością „świętuje się” (czyt. upamiętnia, obchodzi rocznice) kilka porażek militarnych. Po pierwsze - powstanie warszawskie. Temat tak modny i eksploatowany, zwłaszcza w okolicach sierpnia i stolicy, że właściwie przekuty na jakiegoś rodzaju zwycięstwo. Czyż nie?
Po drugie kampanię wrześniową - ale przeważnie jej szczególnie heroiczne momenty (zresztą nie inaczej traktować można i powstanie'44): Westerplatte, Wiznę, Bitwę nad Bzurą... Ale to wszytko ze względu na gwałt na niewinnym (państwie) i pod znanym, orzeszkowym hasłem Gloria Victis.
Rozpamiętuje się też rzecz jasna cykl pozostałych narodowych powstań. Wyrazem tego w plenerze, jest np. upamiętnione pomnikiem pole bitwy pod Maciejowicami („finis Poloniae”). Ale daleko temu do jakiegokolwiek „świętowania” a rozpamiętywanie nie jest indywidualne, a zawsze urzędowe… I chyba coraz bardziej niemrawe.
Nawet zeszłoroczna –
superokrągła
–
rocznica „czwartego rozbioru”, czyli m.in. ustanowienia Królestwa Kongresowego, minęła chyba bez echa (społecznego).
Poza tym jakoś większej ilości pomników porażek oręża polskiego sobie nie przypominam. Przeważa wrażenie, że przegrane bitwy itp. – poza wyżej wspomnianymi wyjątkami
–
raczej chętniej zbywa się milczeniem, niż stawianiem pomników i hucznym świętowaniem. OCZYWIŚCIE dużo chętniej upamiętnia się zwycięstwa i chętniej obchodzi ich rocznice. Z Grunwaldem na czele, by już nie wymieniać dziesiątek innych, prawdziwych i urojonych (także sportowych).
Jest jednak wyjątek na tym tle wyjątkowy. Basujący, zda się, na wstępie wspomnianemu poglądowi.
Przez dziesięciolecia całe zdarzało mi się już przejeżdżać tuż obok tego miejsca. Najpierw nie miałem świadomości, że jest tam pocarski fort. Zauważyłem to dopiero z 15 lat temu oglądając w atlasie samochodowym planik Ostrołęki. Zaciekawił mnie ten fakt i artefakt jako byłego miłośnika fortyfikacji i ich eksploracji (jeszcze w czasach szkoły podstawowej). Jakoś jednak nie znalazła się okazja, by przystanąć i zagłębić się w krzaki w miejscu, gdzie droga z Warszawy na Mazury odbija od Narwi pod kątem prostym na północ. Nie mogłem więc mieć też pojęcia, że jest tam nie tylko fort, ale i niezwykłe mauzoleum poświęcone poległym w bitwie pod Ostrołęką, 26 V 1831 roku.
A szkoda, bo znalezienie porzuconego pomnika wśród zarośli byłoby ciekawym zaskoczeniem powiązanym z tzw. emocjami odkryć.
Za czasów minonych niedokończona inwestycja w pamięć historyczną, pomnik-mauzoleum, leżała odłogiem i pozwolono mu szczelnie zarosnąć chaszczami. Cóż – wojny polsko-rosyjskie nie były na topie w ówczesnej publicystyce i promowane w przestrzeni publicznej. Dopiero w 2012 roku znalazło się dość triumfu woli oraz kapusty, by zaczęty przed wojną obiekt doprowadzić do stanu szerokiego otwarcia.
Dziś zaś przypada kolejna okrągła, a pierwsza sto osiemdziesiąta piąta rocznica upamiętnionej nim batalii.
Jakże osobliwa to porażka! Zaistniała bowiem w dużym stopniu na własne życzenie. Nie wojska i społeczeństwa, lecz naczelnego dowództwa. A szanse były. I to spore. Może nie na wygranie całej wojny – wobec niewyczerpanych human resources imperium wydaje się to arcytrudnym zadaniem
–
ale zaplanowanej kampanii – owszem. Tym bardziej, że chodziło o rozgromienie cesarskich gwardii zbijających bąki z boku głównego teatru działań!
Cóż, napisano na temat zmarnowanych szans w powstaniu listopadowym opasłe tomy, a wszystko zmierza ku jakże nieprofesjonalnemu dla profesjonalnych historyków gdybaniu.
Krótko mówiąc, kolejni naczelni wodzowie powstania, w owym momencie Jan Skrzynecki, po prostu nie chcieli wygrać bitwy z Rosjanami. W rozumieniu „dyktatora” wiktoria spaliłaby mosty do powrotu – lub próby powrotu – do status quo ante bellum. Draniowi temu zdecydowanie należy pozrywać tabliczki z ulicy w warszawskim Wawrze…
A więc mamy w Ostrołęce wspaniały pomnik – nie dość, że militarnej klęski, to zarazem jeszcze nieporadności, świadomego kunktatorstwa i zaprzepaszczonych możliwości. Dupa z masłem.
Szkoda tylko ofiar w ludziach, a nawet w generałach…
Ale przecie to im, poległym, właśnie jest poświęcony.
Muzeum jako bryłka wcale zacne, natomiast co do samych pomników/czczenia czegokolwiek z historii stosunek mam obojętno-niechętny, bo pamiętam już kilka wolt kto jest, a kto nie jest godzien, więc nie będę dorzucał kolejnego kamyczka.
OdpowiedzUsuńwidzisz... trzeba starannie i z głębokim namysłem wybrać swoje ulubione klęski, by potem czcić je konsekwentnie i ze stałością.
UsuńNa szczęście architektura tego obiektu nie jest porażką i tak 3mać.
OdpowiedzUsuństąd tytuł wpisu, mosterdzieju ;-)
UsuńBardzo, bardzo ładna rzecz. Zdecydowanie ląduje na mapce z rzeczami do odwiedzenia.
OdpowiedzUsuńmyślałem, że zanegujesz informacje historyczne z wpisu. dziwne...
Usuńa miejsce zdatne i na welowycieczkę, jak i pozostałe okolice Ostrołęki.
No to się dowiedziałam czegoś o czym nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuńDzięki.
:)
nikt jeszcze nie wie wszystkiego. ;-)
UsuńDo listy świętowanych klęsk niektórzy z oikofobów dodaliby tysiącpięćdziesięciolecie chrztu Polski.
OdpowiedzUsuńoczywiście. kraj jest od tysiąca lat okupowany przez Watykan. wystarczy przeczytać internet.
UsuńWarto dodać, że o końcu remontu i możliwości zwiedzenia dowiedziałeś się stąd:
OdpowiedzUsuńhttp://wynurzenie.blogspot.com/2013/05/ostroeka-cz-6-mauzoleum-polegych-w.html
;-)
hmm, a gdy byliśmy tam razem, to było zamknięte jeszcze, czy już, bo było po prostu za późno?
UsuńSą przeciwnicy nazewnictwa "kampania wrześniowa" mówiąc że to była 'wojna obronna", sa też tacy, których razi samo określenie 'wrześniowa" tłumacząc, że wtedy pomija się ważny październik. Ale rozmawiałam ostatnio na ten temat z historykiem wojskowości i powiedział, że jednak określenie 'kampania wrześniowa" jest właściwe.
OdpowiedzUsuń"Kampania wrześniowa" się przyjęła i wymawia się dużo szybciej niż "wojna obronna 1939 roku". wiadomo, o co chodzi, a tego października tak dużo znów nie było...
UsuńLudzi zawsze szkoda, no, prawie zawsze...
OdpowiedzUsuń..........
Mam coś dla Ciebie, ale przysięgam - ja tylko zrobiłam zdjęcie!
https://picasaweb.google.com/114057676646491183633/6290512003859355073#slideshow/6290512009132559714
:)
Jeszcze raz, bo tamten link chyba jest nieaktywny
OdpowiedzUsuńhttps://picasaweb.google.com/114057676646491183633/6290512003859355073?authuser=0&authkey=Gv1sRgCOz5gMGV1oPvNQ&feat=directlink
nie ja.
UsuńNie wymigasz sie, Er jak byk:)
Usuńto już prędzej byk ;-)
UsuńJak sobie życzysz:)
Usuń