Się urodziłem w Warszawie, moi rodzice - jak wspominałem ostatnio - też, takoż i poprzedni przodkowie...
I oto jadę w łikendowy wieczór do stolicy, a w torbie podzwaniają mi... słoiki!
Jestem „słoikiem”?
Wytęż wzrok i znajdź klucz.
no i co z tym kluczem?
Po co komu klucz, skoro kłódka otwarta?
OdpowiedzUsuńOraz: słoików zazdroszczę. Ja nie mam gdzie wyhodować i zasłoiczyć czegokolwiek, niestety :/
Usuńno, a czym zamknąć?
Usuńsłoiki nie były hodowane. zawierały elementy obiadowe. :-)
Słoikość to stan ducha.
OdpowiedzUsuńPiotr H bardzo dobrze podsumował temat. A Twoje słoje (o, rym-s-nęło się) to po prostu zmyłka.
OdpowiedzUsuńmoże należy zatem dostroić stan ducha do posiadanych słoików.
OdpowiedzUsuńa może mam go (i stan, i ducha) już i tak?
Słój słojowi nie jednaki ... Gacone słomą nie brzęczą ;)
OdpowiedzUsuńgacone - to gliniane garnki, albo dwojaki. chociaż, nie. dwojaki gacienia nie potrzebują.
UsuńA moi rodzice na 'stare lata' zapragnęli wynieść się z miasta (fakt, że całe 20-parę km, ale zawsze), więc ostatnio też do domu wiozłem słoik - ogórki pyyycha!
OdpowiedzUsuńmam tak samo, znam się na ludziach.
Usuńznalazłam klucz!!!
OdpowiedzUsuńktoś jeszcze znalazł?
nikt.
Usuńpora słoikowa Toś słoik - mam podobnie. Szafa w kuchni pęka wew szfach
OdpowiedzUsuń