6 sierpnia 2014

Obrazek z rzezi Woli

Powstanie warszawskie.
Powstanie Warszawskie? (Nigdy nie wiem.)
Masy osób o nim piszą, mówią, szczekają, plują, buczą.
Aż prawie nie wypada, by nie dołączyć się do tych chórów. 
Jednocześnie przemożna jest myśl ujmowana zwykle w lapidarny slogan
CISZEJ NAD TĄ TRUMNĄ. 
Rozmowa, dyskusja, awantura i mordobicie już nic nie zmienią.
Wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jak jest. No, nie wszyscy. Ale będzie nadal, jak jest.

Problem mam też taki, że od lat interesując się żywo zagadnieniem, przeczytawszy bardzo wiele publikacji, relacji, dokumentów i opracowań (choć jeszcze nie tak dużo, jak bym mógł), i mając od dawna ugruntowane (ale też nie zabetonowane) opinie na ten temat, jestem kompletnym anty-Zeligiem.
Wobec głosów pro staję się krytykiem zrywu. Wobec głosów contra wskazuję na złożoność sytuacji z 1944 roku, etc. 
Wkurza mnie też niezmiernie zawłaszczenie problemu przez „pakiety poglądów”. Jesteś lewakiem - potępiasz powstanie nazywając je zbrodnią i głupotą. Mienisz się patryjotą i prawicowcem - prawisz o zwycięstwie moralnym i bezwzględnej konieczności walki.
A wszyscy ci o skrajnych opiniach są diabła warci. Albo siebie nawzajem,

Koniec o tym. Do rzeczy.

Mam więc dziś do spisania nie czcze dywagacje, a konkret. Obrazek historyczny. Tzw. fakt autentyczny. (O ile wierzyć bezpośredniej relacji). Trochę tylko uzupełniony sosem niezbędnej narracji. 
To nie jest blog okolicznościowy, odnotowujący zdarzenia i rocznice. Kiedy jednak zamieszczać taki wpis, jeśli nie w okrągłą 70. rocznicę wydarzeń? No - OK. Można i kiedy indziej. Lecz oto piszę.

Powstanie Warszawskie było szczęśliwe dla moich przodków. W tym sensie, że będąc tzw. ludnością cywilną, przeżyli wszyscy.
Nie musiało tak być. Wystarczyłaby inna zmienna: gorszy humor hitlerowca, inny rozkaz, bomba przyłożona w inną kamienicę i nie pisałbym dziś tych słów.

Cóż, może pisałby je wtedy kto inny.

Nie mam do opowiedzenia żadnych bohaterskich wyczynów militarnych moich przodków. Nie byli - ci bezpośredni - zaangażowani, jako cywile, w działalność konspiracyjną. Dlaczego? Nie wiem. Taka przecież była większość. Na przykład, wywodzący się z podobnej warstwy społeczno-warszawskiej, Miron Białoszewski. Dlatego bliskie mi w pewien sposób jego pisarstwo, nie tylko „Pamiętnik z powstania warszawskiego”, pozostałe także. 
Poniektórzy przodkowie pośredni, czyli boczni, zaangażowani byli. Ale to inna historia.

Po wstępie, obrazek właściwy. Działo się to w czasie tzw. rzezi Woli, czyli okrutnego odwetu za wybuch powstania na cywilnej i bezbronnej ludności zachodniego krańca miasta. W kilka dni zginęły dziesiątki tysięcy ludzi.
Trudno ocenić, ilu dokładnie.
Bo takich rzeczy nie sposób rzetelnie się doliczyć, zawsze się myli, brakuje palców u rąk, itd.

Przodkowie moi wolscy znaleźli się przed Niemcami w takim miejscu, albo w takim czasie, albo w takim miejscu i o takim czasie, gdzie (lub gdy, bądź: gdzie i kiedy) nie rozwalano wszystkich mieszkańców-Polaków jak leci. Akurat w tym momencie / miejscu zabijano tylko mężczyzn, w określonym wieku, coś w stylu 16 – 60 lat. Krótko mówiąc: podejrzanych. Tak było - i tak bywało. Na przykład, jeden ze szpitali wolskich zdołał się ewakuować, w innym Niemcy dokonali rzezi, bo padły z niego strzały. Ale to jest jakoś (w hitlerowskim znaczeniu tego słowa) uzasadnione.
Mieszkańcy jednej wolskiej ulicy zostali wyproszeni z domów. Mieszkańcy innej - dla odmiany - wystrzelani i spaleni. Ślepy los?

Wróćmy do rodziny, bo właśnie dokonuje się selekcja. Uzbrojeni Teutoni dzielą ludność: jednych na śmierć, innych na życie.
Kompania, pluton, czy inny batalion z bronią. Ludność tłoczy się w niemej zgrozie. Niektórzy trafiają na lewo, inni na prawo - albo na odwrót - i odchodzą pod eskortą. Słychać strzały. Matka mojego ojca wręcza mojego ojca (miesięcy 6) jego ojcu. Wraz z jego matką trzymają się blisko, żeby w razie czego przejąć chłopczyka. Znaczy, w razie najgorszego. Albo prawie-najgorszego. Projekt (że użyję współczesnego terminu) wcielony ad hoc pod presją chwili ma tytuł roboczy: wdowiec z niemowlęciem. Ich kolej! Podchodzą do pana i władcy sytuacji.
Niemiec ocenia przez chwilę (nie mogła być długa, gdyż miał dużo roboty - może to ma jakieś znaczenie). Mój ojciec (miesięcy 6) z radosnym śmiechem usiłuje łapać Anioła Śmierci w feldgrau za elementy umundurowania. Tym go, jak to się mówi, rozbraja. I Niemiec mówi: WEG! Albo nie mówi, tylko daje znak ręką.
Nie ma żadnych innych poleceń. Chyba należy się oddalić.

I teraz następuje obrazek zupełnie w moim mniemaniu filmowy. Chętnie oddałbym go jakiemuś reżyserowi, całkiem gratis.
W swej długiej perspektywie - ulica Górczewska. Zasłana szkłem, gruzem, gratami. Coś się gdzieś pali. Słychać strzały (nadal).
Z obydwu stron ulicy, wzdłuż ścian domów, posuwają się dwie kolumny hitlerowców. W pełnym rynsztunku, w hełmach, z bronią gotową do strzału. Maszerują w stronę Warszawy, czyli na wschód.
I oto, pustym środkiem ulicy, między tymi dwoma szeregami żołnierzy, zasuwa grupka: kilka kobiet z tobołami, facet z dzieckiem na ręku. Idą w przeciwnym kierunku, czyli na zachód. Krok ich jest żwawy, chociaż ruchy dość nerwowe. 
Niemcy, czy tam inni Azerowie, mijają ich jednak niekończącym się sznurem bez żadnego zainteresowania.
Kamera na żurawiu podjeżdża do góry, coś, jak w popowstaniowym ujęciu z „Pianisty” w reżyserii Polańskiego. Scena jest tylko bardziej dynamiczna.
Grupka z tobołami niknie w oddali. Naziści maszerują ku Warszawie.

Przodkowie nie oparli się, aż w Kozłowie pod Sochaczewem.

No i to koniec ich krótkich przygód z powstaniem 1944 roku w Warszawie.

W tym samym czasie, może tego samego dnia, w oficynie kamienicy w Śródmieściu przychodzi na świat dziewczynka. Ale to też inna historia na ten sam temat: losu i przypadku, i nieprzewidywalnej „rosyjskiej ruletki” z wieloma nabojami, jaką – między innymi – było powstanie warszawskie
(Warszawskie?).






22 komentarze:

  1. Jedna i druga forma jest prawidłowa, a to, czy duża czy mała litera to wg mnie kwestia indywidualnego podejścia. Dla mnie to ważne wydarzenie, więc piszę dużą. Rzeź Woli to bardzo trudny temat, jednocześnie bardzo bliski zwyczajnym ludziom. Jedną z najbardziej przejmujących relacji słyszałam u pana Adamusika, który mieszkał wówczas na Woli z całą rodziną https://soundcloud.com/archiwumhistoriim-wionej/czeslaw-adamusik-rzez-woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś jest w necie film, na którym on to opowiada na miejscu zdarzeń, pokazując ręką, gdzie co było. Kiedyś to oglądałem chyba przez blog Astrowiktora, oby kiedyś odżył.

      Usuń
    2. Może chodzi o ten film https://www.youtube.com/watch?v=iO0qIbCPUmI ?
      Pan Adamusik zmarł kilka miesięcy temu:(

      Usuń
    3. to niezdecydowanie miało być figurą stylistyczną, obrazującą ambiwalencję ocen tego wydarzenia.

      Usuń
    4. Nie zawsze da się w słowie pisanym wyczuć intencje autora.

      Usuń
  2. Czy ustaliłeś dokładną datę tych wydarzeń? Jak pewnie wiesz, von dem Bach początkowo, czyli od 6 sierpnia, zmodyfikował rozkaz ogólnej rozwałki w ten sposób, że należy oszczędzać kobiety i dzieci, rozwalani mają być tylko wszyscy mężczyźni. Inny etap, podporządkowany zapewnieniu Rzeszy siły roboczej, był taki, że oszczędzać należy zdolnych do pracy, a rozwalać: starych, chorych, niedołężnych, kobiety ciężarne - nie wiem, jak z dziećmi. Ale na pewno w różnych miejscach było różnie, co zresztą unieważnia wszelkie tłumaczenia typu "ja tylko wykonywałem rozkaz" - okazuje się, że jednak od samodzielnej decyzji wiele zależało.

    Natomiast co do "pakietów poglądów" - w odniesieniu do prawicy to nieprawda. Cała klasyczna krytyka powstania ze strony niekomunistycznej płynęła z prawicy. Współcześnie masz np. Piotra Zychowicza - bardzo prawicowy autor książki pt. Obłęd '44. Z lewicą też nie jest to takie proste - co najmniej z katolewicą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, tak: pewien arcyprawicowy polityk też nie kocha tego zrywu. ma to swoje głębsze korzenie.
      tradycja stańczyków itd. ALE nie o to chodzi. nie chodzi o myślicieli i ideologów tej czy innej ideologii, ale o szare masy.

      to było na początku - jeśli nie była to właściwa, Dirlewangerowska rzeź - to mogło być raczej wcześniej niż później, bo była to Wola głęboka. ale raczej 5 - 6 VIII, bo powstańcy wycofali się ok. 4 VIII.

      Usuń
  3. Bardzo bardzo dobry wpis, zarówno w części dywagacyjnej, jak i relacyjnej. Zobaczyłem tę Górczewską, zwłaszcza że jakiś czas temu widziałem parę zdjęć z tego czasu na blogu/stronie gości odczytujących zagadkowe miejscówki stołeczne.

    Jeśli chodzi o stosunek do powstania, to mam bardzo podobnie - generalnie uważam za tragedię w każdym sensie, zarówno ze względu na hekatombę cywili i całych dzielnic, jak i rozwałkę najlepszej, ideowej młodzieży międzywojennej. Dostępne materiały historyczne wskazują wręcz winnych tej tragedii, i nie mówię tu ani o okupantach, ani o 'wyzwolicielach'. Niemniej jednak nie mogę pozostać głuchy na argument, że powstanie (tym razem z małej) i tak by wybuchło, bo ludzie nie usiedzieliby na tyłku, zwłaszcza że miasto miało się zmienić w szkopską twierdzę. Czyli tak czy inaczej, Warszawa zostałaby zniszczona, a mieszkańcy zabici. Z tego punktu widzenia rozumiem ludzi z bronią, którzy nie chcieli ginąć bez walki. Tu nie ma i nigdy nie było dobrego wyboru, i dlatego dyskurs pewnie nigdy nie zamilknie. Niemniej jednak, warto przypominać obu stronom sporu racje powyższe.

    PS. Ja piszę PW, bo tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki.
      a więc wszyscy zgadzają się ze so...
      no, przynajmniej my się zgadzamy.

      PW - nie sposób pomylić z czym innym, fakt

      Usuń
  4. Dla mnie PW.
    W kwestii zaadniczej podpisuje sie pod slowami Iama, w kwesii lektury niesmialo zapytam, czy znasz ksiazke Iranka-Osmeckiego "Powstanie Warszawskie po 60 latach" ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieśmiało odpowiem, że nie.

      Usuń
    2. A widzisz, to nieśmiało podpowiadam - może warto? w jakiejś chwili braku lektury lżejszej, może nawet ciekawszej, a może nie..?

      Usuń
    3. poszukam.
      stanowisko Iranka generalnie jest znane i gorzkie, np. relacjonował je Agaton-Jankowski.
      ale warto poznać je z pierwszej ręki.

      Usuń
    4. Z drugiej, bo to jego syn jest autorem:)

      Usuń
    5. oczywiście. sam nie mógłby napisać książki "Powstanie Warszawskie po 60 latach", no chyba że jako prorok. widać, mam problemy ze zrozumieniem słowa czytanego :-)

      Usuń
  5. Moi przodkowie także nie byli zaangażowani w czynną walkę zbrojną z okupantem, co jednak nie przeszkodziło częśći z nich zginąć podczas wojny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście zachęciłeś mnie tym komentarzem u mnie, z przyjemnością przeczytałam. Świetny, ciekawy, barwny wpis. To ujęcie Gorczewskiej! straszne jest jednak to, że to nie był film, choć - w tym wypadku, a w każdym razie na tym etapie życia Twoich przodków - zakończony szczęśliwie.
    O samym PW i ocenach oraz ocenach oceniających nie będę się już wypowiadać, robiłam to pewnie nie raz i nie dwa u siebie, a rozstrzygnięcia nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki.
      racja - nie ma rozstrzygnięcia. nie ma sensu dyskutować nad samym powstaniem.
      może nawet dyskusja nad jego dzisiejszym "odbiorem" jest bezcelowa, choć wiele narosło nieporozumień.
      pozdrawiam.

      Usuń
  7. Podobne losy i refleksje. Czy po tamtej stronie jest internet? Czy moje geny błąkające się wśród sproszkowanej mieszanki 12 ton innych wolskich genów mogłyby beztrosko blogować? Czy to źle, że tylko stryjek z pradziadkiem dali się wtedy zarzezać na ulicy Płockiej? Że dziadek z babcią niebohatersko przeżyli?..

    Tak trudny, tańczący na krawędzi temat, że się poddaję, bo napisałbym za dużo.*
    Dobrze, że można sobie teraz przybliżyć "rzeź Woli" ("Rzeź woli"?) dzięki rekonstruktorom. Że coś poczuć można. Oklaskać.

    * i to jest właśnie jeden z powodów za które nie polubiłbym PW na Fejsbuku. Za to, żeby coś o nim powiedzieć trzeba mówić wielotomową księgą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po tamtej stronie jest outernet.
      zaś rzeź w niewoli, bo taka jest jej natura.
      a jak znalazłeś obraz filmowy, jeśliś widział?
      (jeszcze z nikim o nim nie rozmawiałem... za dużo pisania).

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...