15 sierpnia 2011

Atak dzikich zwierząt

Przeżyłem wczoraj atak dzikich zwierząt. Niby nic nadzwyczajnego, wielu już walczyło z tygrysem, niedźwiedziem bądź rekinem...
Ale zabawne jest to w kontekście rozmowy, która odbyła się chwilę przedtem.

Wybraliśmy się wieczorem za miasto na łąki, pooglądać księżyc, posłuchać świerszczyków itd. Idziemy drogą w lesie, gdy odzywam się w te słowa:
- Właśnie przeczytałem drugą książkę podróżniczą Cejrowskiego (przedni opowiadacz!). I on tam pisze coś takiego: "jeśli chcesz znaleźć się w miejscach, które opisuję, po prostu wstań któregoś dnia z fotela, wyrusz w drogę i zacznij podążać za marzeniami!". A ja mam tak, że jak poczytam sobie o tej Amazonii, to moim jedynym marzeniem jest zostać w tym fotelu, i nigdzie się nie ruszać.
- Taaak... - mówi na to H. - Wędrują po szyję w błocie, a robale włażą im we wszystkie otwory ciała.
- Brrr... otóż to.

I tak gwarząc wstępujemy na te łąki. Księżyc istotnie świeci jak żarówa. Zapach jesieni w powietrzu - wilgoć i dymek z daleka.
Miło. Tylko... komary rypią. Jakoś tu ich wyjątkowo dużo. Nagle...
Są wszędzie! Obsiadają głowę, dłonie, pchają się nawet do nosa! Rypią przez ubranie, choć ciepłośmy ubrani. Wtem słyszę wredne brzęczenie tuż przy uchu. Pac łobuza! O nie! Wleciał prosto do środka! Co próbuję go wyjąć, to głębiej go wciskam. A drań żyje i brzęczy! Buuuue! Co prawda brzęczy coraz rzadziej i słabiej. Dobrze, że nie ma siły, żeby mnie ukąsić w sam bębenek. Okropność, mam agresywne zwierzę wewnątrz głowy. A mogłem nigdzie nie iść i zostać w fotelu!

Polewanie wodą i skakanie na jednej nodze nic nie daje. Słyszę jak owad piszczy i gramoli się wewnątrz mej czaszki. Trudna rada, trzeba jechać na ostry dyżur laryngologiczny.
- Nic nie widzę - mówi dyżurny laryngolog. - Jest pan pewien, że panu komar wleciał do ucha?
- No... raczej tak, jeszcze chwilę temu go tam słyszałem.
- Dla pewności przepłuczemy. Chwileczkę... Jest! Rzeczywiście!

Niektórzy mawiają "Polska to dziki kraj". Teraz już więc nie wiem, czy nie spodziewać się ataku wiewiórki w Łazienkach albo porwania przez gołębia. Amazonia.

9 komentarzy:

  1. Cholera, już nawet na wieczorny spacer bez stoperów ani rusz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuwam bardzo! Spotkała mnie podobna nieprzyjemność, tyle że z muszką, a nie komarem. Bardzo to dziwne uczucie, jak coś brzęczy człowiekowi w czaszce... Na szczęście 'moja' muszka dała się bez większych problemów wypłukać metodą własną, bez interwencji specjalisty.

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż... gdy czaszka pusta, owad wpada za głęboko na domowe sposoby usuwania z ucha.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy czaszka pusta, to rezonatory dodatkowo wzmacniają dźwięki komara. Takie Dolby Surround od środka. Ludzie płacą za takie efekty spore pieniądze, a Ty miałeś to za darmo.

    Ale i tak uważam to za karę, jaka spadła na Ciebie za wykrakanie śmierci Opałki.

    OdpowiedzUsuń
  5. czy nie kusiło Cię kiedyś, by zacząć upawiać marchew?

    po pierwsze, gdzie napisałem, że moja czaszka jest pusta? wypraszam sobie takie chamskie insynuacje.
    po drugie, gdzie pisałem coś o Opałce?

    OdpowiedzUsuń
  6. O Opałce to zda się Marcinerro wykrakał ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ ja nie napisałem, że Twoja czaszka jest pusta. I proszę bez osobistych wycieczek :)

    O Opałce pisałeś tu:
    http://sadrzeczy.blogspot.com/2011/07/roman-ma-dosyc.html

    OdpowiedzUsuń
  8. pamiętaj, że jak to ktoś powiedział, "najpopularniejszą formą turystyki są wycieczki osobite". i chociaż nie ja ją tu uprawiam, to daruję sobie wykazywanie kto ;-)

    nadal też nie rozumiem, dlaczego uparłeś się, że "pisałem o Opałce". akurat o tym artyście nic tu nie było, również w zalinkowanym wpisie. jak dotąd, było tylko o Pruszkowskim.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...