13 sierpnia 2011
Wille w Turczynku
Dwie bliźniacze wille (lecz nie są to bliźnięta jednojajowe) znajdują się w zakątku Milanówka zwanym Turczynek, o miedzę (ściślej: jezdnię) od hacjendy Iwaszkiewicza.
Zbudowano je na przełomie XIX i XX wieku dla dwóch spokrewnionych burżuazyjnych rodzin fabrykantów, a ich autorem był burżuazyjny architekt Dawid Linde z burżuazyjno-fabrycznej Łodzi.
Właściciele długo tam nie mieszkali - oczywiście tylko do wirażu dziejowego, jakim była w naszym kraju II Wojna Światowa.
Po wojnie nieruchomością cieszyć się mógli junacy z ZMP, a potem milanowski (milanówkowy?) szpital, który wyprowadził się stamtąd niedawno pozostawiając wille niezamieszkane, niezagospodarowane, a co ciekawsze, niestrzeżone i nie ogrodzone.
O stylu pisać nie będę wiele. Koń jaki jest, każdy widzi. W każdym razie, nie mamy nadmiaru takiej architektury w Warszawie i okolicach. Właściwie, to w Warszawie nie ma jej wcale - mam na myśli "normandzki" styl willowy. Dlaczego? Dlatego, że w Warszawie nie ma w ogóle willowej dzielnicy z tamtej epoki!
To, że Warszawa stała się po Powstaniu Styczniowym carską twierdzą z pierścieniem fortyfikacji ograniczającym jej rozwój terytorialny, nie tłumaczy wszystkiego. Twierdza zaczęła się zwijać jeszcze przed I Wojną Światową, a i miejsce wewnątrz by się znalazło. Może nie było wystarczająco licznej elity finansowej i administracyjnej? Może to dlatego, że wyzuto Warszawę z jej stołeczności? Owszem, jest - lub było - kilka willowych pałacyków w Alejach Ujazdowskich (choć są one w bardziej konserwatywnym stylu), jest i garść takich domków po Konstancinach i Milanówkach. Ale już w jakimś głupim poniemieckim mieście na Śląsku lub na Pomorzu jest ich więcej!
Ale ja znów popadam w dygresje, a tu przecież należy wybrać się na wycieczkę do Turczynka - z Warszawy najlepiej kolejką WKD do stacji Polesie, zaraz za odgałęzieniem do Milanówka. Trzeba to zrobić zanim wille zostaną wykupione przez prywatnego inwestora, zamienione na Centrum Promocji Kadr Biznesu i ogrodzone trzymetrowym murem, bądź odzyskane przez spadkobierców, zamienione na Centrum Promocji Kadr Biznesu i ogrodzone trzymetrowym murem.
Aha, i zanim wymienią okna na nowe.
Tymczasem w Holandii...
Etykiety:
architektura,
cztery mile za Warszawą,
historia i historie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A sam Milanówek też niczego sobie :)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam, Milanówek jest nawet bardzo niczego sobie ;)
OdpowiedzUsuńracja, racja, ale nie wszędzie w Milanówku można wwić komuś na posesję żeby robić zdjęcia.
OdpowiedzUsuńNo właśnie Warszawa ma taką dzielnicę z tamtych czasów - jest nią Konstancin-Skolimów.
OdpowiedzUsuńgarść domków.
OdpowiedzUsuńZasadniczo, każda dzielnica to garść domków.
OdpowiedzUsuń