13 maja 2017

Hora may che fora son

Witaj! Kim jesteś i co robisz na moim blogu?
Zresztą - nieważne. Proszę, proszę rozgość się, serdeczny. Pozwól, że się przedstawię: jestem jednym z ludzi, a w tym blogu pokazuję to, co mi się podoba. Zapraszam i Ciebie, żebyś popatrzył/a:


Dziś chciałem pokazać coś, co mi się podoba z rzeczy do posłuchania. Wśród wielu płyt i natłoku kompozycji, czasem wyłowi się uchem taką, która szczególnie uderza swym walorem i zafrapowuje znienacka. Tak było i z utworem anonimowego twórcy zamieszczonym na płycie Musica del XV secolo in Italia, czyli Piętnastowieczna muzyka we Włoszech, zespołu Ars Italica. Po kilku przesłuchaniach, okazało się, że ta właśnie piosenka zapada w jaźn najgłębiej - tak za sprawą melodii, aranżacji, jak i pięknego głosu nieznanej mi skądinąd bliżej Glorii Moretti. Na marginesie zwrócę uwagę, że wiek XV to jeszcze czas przed wynalezieniem operowego belcanta. A więc i pani Moretti - oraz inne głosy zespołu, jak i w ogóle tak „dawni” śpiewacy - śpiewa głosem tyle powabnym, co NORMALNYM, choć rzecz jasna mocnym i dźwięcznym.
Można? Można. Spróbuj, to tylko trzy minuty z Twojego bezcennego życia:


Co do aranżacji, to warto zauważyć, jak pięknie urozmaicona instrumentalnie jest prosta w końcu strukturka melodyczna tej kompozycji, jak jej kolejne okrążenia wzmacniane są zagęszczonym instrumentarium.

Półtora, bez mała, roku temu odsłoniłem tu siedem odsłon jednego muzycznego kawałka, ciaccony Antoniego Bertalego. Między innymi po to, by pokazać interesujące różnice w wykonastwie muzyki dawnej - tym większe, im muzyka dawniejsza. Teraz mogę powtórzyć ów zabieg w mniejszej skali. Zresztą, nie tyle o porównawstwo chodzi, co o pretekst do kolejnego posłuchania tego powabnego utworu. Tym razem w wykonaniu zespołu Micrologus, kierowanego m.in. przez śpiewającą - i dużo lepiej znaną - Patrizię Bovi.


W tym przypadku muzycy wpletli w warstwy wokalne odrobinę madrygałowej polifonijki. Szczególnie udane są partie instrumentów dętych. Chociaż po prawdzie, dotyczy to i tej pierwszej z wersji.

Parę słów o płytach: Musica del XV secolo in Italia wydała włoska wytwórnia Tactus. Ciekawa sprawa z tymi Włochami. Mają tyle muzyki, świetnych wykonawców (jak słychać i powyżej), porządne wytwórnie, a - gdy tam byłem - to prawie nie znalazłem sklepów płytowych! I mówię o czasach, gdy w ogóle takie zjawisko występowało w przyrodzie, dziś to szkoda gadać.

Napoli Aragonese to zaś zbiorek kompozycji związanych z okresem królowania iberyjskich władców w Neapolu i okolicach. (O opanowaniu ćwierci basenu Morza Śródziemnego przez unię aragońsko-katalońską interesująco [jak zwykle] pisze Norman Davies w „Zaginionych królestwach”). Wydany został przez zacną wytwórnię Opus111, założoną i kierowaną przez naszą rodaczkę, Yolantę Skurę. No ale jakieś 15 lat temu biznes przestał się opłacać, Opus połknęła związana z tzw. „majorsami” firma Naïve i label przestał działać.

Na otarcie łez więc, na koniec utworek zamykający Napoli Aragonese - „La vida de Colin”, najbardziej ludyczny i zarazem ludowy na płycie (śpiewy!):


Tym razem skorzystałem z gotowych na YT gotowców, chociaż wcześniej zmontowałem własne filmiki... Cześć!






13 komentarzy:

  1. no, tak. z czym do ludzi? zapomniałem, przecież Polacy nienawidzą muzyki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wrzucaj wszystkich do jednego wora, waćpan, wszak wekend mamy i naród odpoczywa, też od blogowania;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, wiem, wiem. faktem jest też jednak, że publika mi wymiera. zresztą jak i cały internet...

      Usuń
    2. Wszyscy kiedyś wymrzemy.

      Usuń
    3. Pamiętajmy, że przetrwają karalu... nieważne.

      Usuń
    4. oczywista oczywistość. sęk w tym, że jeszcze nie skończyłem.

      Usuń
  3. Tak a propos gatunków, tytułów itp. Kiedyś lubiłem kawałek Yes "Madrigal" (praktycznie Anderson z Wakemanem na klawesynie), ale jak pewnego razu zobaczyłem klip, nie mogę się przestać śmiać, jak to słyszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się tam martwię, gdy słyszę Yes. ale duet bas-klawesyn z Siberian Khatru, jeśli o jednym z tych instrumentów mowa, robi dobre wrażenie.

      Usuń
    2. Właśnie ja Yes zawsze lubiłem, ale niekoniecznie wizualnie. Za to jest parę innych tuzów progowych i nie tylko, których twórczość wywołuje u mnie znudzenie, obojętność lub irytację. I nie poradzę nic.

      Usuń
  4. Kompletnie nie znam muzyki dawnej, a czasem miło posłuchać, więc te publikacje cykliczne w Sadzie zawsze witam z otwartymi ramionami. To tak tytułem zaznaczenia, że jako ułamek publiki istnieję i nie wymarłem!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...